✮Skoro nie druga szansa to trzecia✮

192 14 24
                                    



✮Spotify: link, w komentarzu tu ------------------------------>

                – To nie tak miało wyglądać – szeptałem w kółko.

                To nie miało tak być. Słowa powtarzane niczym mantra, bez większego powodu, sensu czy znaczenia. Bo to nic już nie da, nic nie zmieni. To już zostało wyryte na moim sercu.

                Zakochałem się. Nawet dwukrotnie.

                Pierwszą miłością była Marinette. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Podobało mi się w niej wszystko, począwszy od jej uroczej niezdarności po psychopatycznie prześladowczą stronę. Była urocza w każdym względzie. Gdy patrzyłem na nią, otaczały ją same ideały. Nie potrafiłem napisać charakterystyki z wadami, choć kusiło mnie by je poznać – bo czasem ideałami są wady. 

                Jej błękitne oczy przywodziły mi na myśl niebo, takie wiosenne. Lubię wiosnę. Czasem myślałem o tym, że chciałbym, aby nasze dziecko odziedziczyło te oczy. Bym mógł widzieć tą wiosnę w dwóch wydaniach– najlepiej owiniętą krajobrazem nocnego nieba. Chciałem wyznać jej tą miłość jak najszybciej i jak najdostojniej. Chciałem napisać specjalnie dla niej piosenkę.

                I wtedy dowiedziałem się, że ona też była zakochana.

                Nie we mnie, a w Adrienie Agreście.

                Zabolało, nie powiem. Musicie sobie wyobrazić, co poczułem, gdy ona zamiast patrzeć się na mnie podczas naszej rozmowy, patrzyła pewnym pożądania wzrokiem na blondyna, który właśnie pozował do kolejnego zdjęcia. Bolało to, ale rozumiałem. Nigdy nie powinienem myśleć, że mogę się równać z takim ideałem.

                Ale pomyślałem.

                Wspierałem Marinette w jej miłości. Doradzałem, co powinna począć, co mu powiedzieć, co zrobić. Ale gdzieś w środku mnie siedziała ta niewyraźna myśl, że mógłbym mu dorównać, że mógłbym być lepszym – chciałem być lepszy. Więc dopytywałem. Pytałem Marinette za co go lubi, jaki jest. Doszło do momentu, gdy sam przeglądałem w Internecie fanowskie strony poświęcone w całości życiu modela i jego sesjach (nie wspominając o tym, że włączyłem się w dyskusję na jednym forum).

                I właśnie wtedy się w nim zakochałem. 

                Polubiłem jego szmaragdowe oczy, tym razem o kolorze wiosennej trawy. Zapragnąłem widzieć je codziennie po przebudzeniu, owiane w żółty krajobraz nadchodzącego lata. 

                To nie tak, że nagle całkowicie przestałem kochać brunetkę. Po prostu odłożyłem ją nieco na drugi plan, a zamiast tego przyglądałem się blondynowi. Nie łatwo jest się odkochać.

                Chciałem go poznać. Chciałem z nim porozmawiać. Chciałem się z nim zaprzyjaźnić. Chciałem go przytulić. Chciałem go w sobie rozkochać.

                Widziałem w głowie różne scenariusze naszej przyszłości. Począwszy od samotnego siedzenia na dachu jakiegoś budynku Paryża i przyglądaniu się gwiazdom, aż po samotne wycieczki autostopem przez cały świat (tak, wiem. Głupie marzenia). Widziałem jak razem gramy na scenie wraz z przyjaciółmi, a przed nami stoi cały świat i krzyczą do nas, wiwatują. A ja skradam mu pocałunek, grając na gitarze.

                Piękne marzenia, które nigdy się nie spełnią.

                Bo wciąż kochałem Marinette. Może nie tak mocno. Ale chciałem jej szczęścia. Uważałem jej szczęście za ważniejsze od mojego (wiem, głupie. Ale tak chyba działa miłość. Kiedyś zrozumiecie, a może już rozumiecie). Utknąłem w sidłach miłości, która nie chciała mnie puścić. Zamiast podać pomocną dłoń lub nóż do rozcięcia więzów, ta kopnęła leżącego i splunęła na niego z obrzydzeniem. To ja oczywiście byłem tym leżącym. Nie potrafiłem zadecydować, co zrobić. Czułem jak mój oddech przyśpieszał ze stresu. Bo czułem się teraz odpowiedzialny za szczęście moje, Marinette i Adriena. Wiedziałem, że w jakimś stopniu teraz ode mnie mogą zależeć życia osób, które kochałem.

                Marinette nie byłaby szczęśliwa ze mną. Przynajmniej tak sobie wmawiałem. Bo wciąż patrzyłaby na Adriena, a ja zostałbym tylko jego zamiennikiem. Przyznam, nie chciałem nim być. Wolałem, by spędziła resztę życia z lepszym modelem (hah, modelem. Śmieszne).

                Adrien może i byłby ze mną szczęśliwy. W jakiejś alternatywnej wersji wydarzeń myślę, że siedzimy razem na Hawajach i pijemy razem soczek ananasowy (z jednej szklanki, przez dwie słomki – tak jest jeszcze bardziej romantycznie).

                Ale wtedy w tej alternatywnej miłości, szczęścia nie zaznała by Marinette. 

                Dylematy mnie zabijały. Ręce drżały.

                I wtedy zrozumiałem. 

                A teraz widzę dwójkę szczęśliwych dorosłych: brunetkę i blondyna, trzymających w swych dłoniach kilkumiesięczne dziecko. Nadzwyczajnie spokojne dziecko o identycznych krótkich włosach, co jej matka. Po ojcu odziedziczyło szmaragdowe piękne oczy.

                Było ideałem – szmaragdowe oczy o odcieniu wiosennej trawy owiane w krajobraz nocy. 

                A ja tam siedzę, tuż obok nich i cieszę się ich szczęściem, brzdąkając dziecku obok piosenkę, do której to wesoło macha główką niczym prawdziwy rockman.

                – Jagged Stone byłby dumny – stwierdzam, uśmiechając się do własnego szkraba o lekko skośnych oczach.

                Moje miłości odnalazły szczęście, a ja poświęciłem się kolejnej miłości. 

                Zakochałem się trzykrotnie. Bo do trzech razy sztuka.

               Bo to ona powiedziała, że nie powinienem być tylko zamiennikiem – powiedziała ta zraniona. Ta która mnie rozumiała. Oboje zostaliśmy swoją drugą szansą.

                No dobra, ona moją trzecią. Ale cóż za różnica. Ta szansa była prawdziwa.

✮✮✮

Okej, to nie miał otak na początku wyglądać.

haha, to nie miało tak być. ha, śmieszne.

Powiem tak, poprawiałam tego shota zamiast odrabiać matmę, bo wszystko jest lepsze niż wzroy skróconego mnożenia. Chyba je sobie w przyszłości wytatułuję na dupie. I nie to, że ich nie lubię. Są spoko, ale 20 zadań z tego samego? Rzygać mi się chce.

Ogólnie to ten shot nie miał być o tym. Ale znowu się skończyło na moim ulubionym shipie. 

Jak coś to ten shot dzieje się w innym uniwersum niż moje poprzednie. Po prostu go napisałam, bo chciałam wylać te pomysły z głowy (no i przed napisaniem zrobiłam okładkę, a stwierdziłam, że nie może się marnować).

Mam nadzieję, że ktokolwiek to przeczyta.

Bug out, czy coś.

Nie miało tak być [Lukadrien|Miraculous]Where stories live. Discover now