Sᴌᴏɴᴇᴄᴢɴᴇ Dɴɪ

295 22 35
                                    

Zaczynało się robić coraz zimniej. Większość osób już pożegnała się na dobre z wakacjami. Niektórzy - jak Weasleyowie - wykorzystywali pogarszającą się stopniowo pogodę do gry w eksplodującego durnia. Inni - jak Hermiona - już całkowicie weszli w szkolny  tryb.  Jeszcze następnym - na przykład Estrelli - żadne zjawiska atmosferyczne nie mogły popsuć dobrej zabawy. A Gilbert? On zawsze myślał  tylko o jednym.

- Życz mi powodzenia. - powiedział do Hermiony, szykując się do wyjścia. - Mam zamiar zaprosić Vinniego na randkę.

- Słucham? - Hermiona zakrztusiła się herbatą, wylewając ją przy okazji na rękę i parząc się boleśnie. - Przecież prawie się nie znacie. A z resztą, on jest... - zamyśliła się na chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowo - ...dziwny. 

- Masz rację, dlatego zaproszenie do Hogsmeade jest idealną okazją do poznania się. I nie rozumiem, jaki masz z nim problem. Z całym szacunkiem, ale nie masz największej wiedzy na temat chłopaków. Zresztą, z tego co wiem, nigdy nie byłaś w związku.

- Nie mam żadnego problemu tylko... po prostu przeczucie. Żebyś potem nie mówił, że nie ostrzegałam. - odparła nieco zirytowana. - Martwię się.

Szóstoklasista przysiadł obok niej i potargał jej włosy w przyjacielskim geście. Ta mała zołza za bardzo się wszystkim zamartwiała, uważał ją za zbyt dojrzałą jak na swój wiek.

- Nie rozumiem, co Ci chodzi. Może powinnaś odpocząć? Jeżeli mój przyszły narzeczony okaże się uzależnionym od kokainy socjopatycznym mordercą, nie zapomnę Ci o tym powiedzieć.

A mimo to Hermiony to wcale nie uspokoiło. Przeczucie dręczyło niemiłosiernie, chociaż ani ona, ani Krzywołap spoczywający na jej kolanach, ani nikt w zamku nie mógł jeszcze wiedzieć, jak bliski prawdy okaże się ten niewinny żart.

Mimo wszystko, Gryfonka wzięła sobie do serca radę przyjaciela. Zdała sobie sprawę, że faktycznie się przemęcza i powinna "przystopować". Zapoznała się z dodatkowymi zajęciami dostępnymi w Hogwarcie. Nie chciała rywalizacji i dodatkowego skupienia, dlatego odrzuciła klub gargulkowy oraz kółko szachowe. Obchodziła szerokim łukiem wszystko związane ze sportem, więc po wstępnym, lecz bardzo surowym przefiltrowaniu możliwości zostały jedynie zajęcia plastyczne. 

Nie do końca wiedziała, czy to jej świat, ale co szkodzi spróbować? Od najmłodszych lat różnego rodzaju robótki ręczne i tego typu aktywności nie stanowiły większego problemu dla dziewczyny, więc zachęcona perspektywą odkrycia nowego zajęcia skierowała się po schodach ku następnej przygodzie. 

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Podekscytowana Pansy pobiegła znaleść Lunę Lovegood. Po rozmowie z koleżanką nie mogła usiedzieć w miejscu, dlatego bez tchu pędziła do biblioteki. Była tak zamyślona, że nie zwracała najmniejszej uwagi na poirytowane spojrzenia potrącanych uczniów. Gnała tak szybko, że nawet nie zauważyła wychodzącej zza rogu Hermiony.

Obie dziewczyny przewróciły się, a w efekcie tego wszystkiego Ślizgonka wylądowała nad zdumioną Gryfonką. Na dodatek, wcale jej to nie przeszkadzało.

- Przepraszam - odparła Pansy, pomagając wstać dziewczynie - Nic Ci się nie stało?

- Nie, a Ty jesteś cała? - spytała zarumieniona Hermiona, otrzepując spodnie z kurzu.

- Jak najbardziej. - uśmiechnęła się szeroko? - Co tam niesiesz?

- Aaa, to tylko kredki i farby na zajęcia plastyczne. 

- Wygląda na to, że jeszcze się spotkamy. - odrzekła czarnowłosa, kierując się w swoją stronę.

Wpadła do biblioteki i przekazała Lunie wiadomość.

- Wygląda na to, że nie będziemy się nudzić. - stwierdziła, odgarniając włosy z twarzy - Stella wpadła do mnie przed chwilą i spytała, czy nie pomożemy jej w odprawieniu rytuału. Wiesz, jakiś satanizm i te sprawy.

- I? - pospieszyła ją długowłosa Krukonka.

- I zgodziłam się bez namysłu. Nie mam pojęcia, w co się pakujemy, ale pomożesz mi, prawda?

- Oczywiście! I to jak! 

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Gilbert niespokojnie przemierzał korytarze Hogwartu. Długo mu zajęło szukanie, lecz ucieszył się, gdy odnalazł zaczytanego Krukona na dziedzińcu w cieniu posągu.

Brunet z bijącym sercem poprosił Vincenta o "słówko na osobności" i odciągnął go w ustronniejsze miejsce. Ten przyglądał mu się z wyraźnym zainteresowaniem i czymś przypominającym... satysfakcję?

- Hej, pomyślałem sobie, że może chciałbyś... - zaczął onieśmielony, chociaż dobrze wiedział co chce powiedzieć.

- Do brzegu. - odparł Vinnie z delikatnym uśmieszkiem.

- ... wyjść gdzieś razem? Na przykład do Hogsmeade lub chociażby na spacer?

- Hmm... - zaczął, jakby się zastanawiał - To zależy, czy masz na myśli zwykły wypad, czy randkę. Bo jeżeli chodzi o to drugie, zdecydowanie jestem na tak.

Och, na Boga, ten chłopak wyraźnie się z nim droczył i sprawiło mu to nie małą uciechę.

- Jak sobie życzysz. - odparł Gryfon z udawaną przesadną grzecznością.

- Mała rada: następnym razem, gdy ktoś Ci się spodoba, po prostu podejdź, zamiast gapić się na niego przez trzy godziny. - dodał żartobliwie 

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Uh, oh. Co tu powiedzieć? Wyszło TROCHĘ chaotycznie, TROCHĘ nienaturalnie i TROCHĘ w-ogóle-nie-tak-jak-powinno, ale lepiej nie będzie. Chciałabym przekazać tą historią emocje oraz rozrywkę, ale na razie udało się jedynie zrobienie mglistego zarysu fabuły i realiów. Cóż, taki los początkującego pisarza. A co można zrobić, poza ćwiczeniem, ćwiczeniem, i jeszcze raz ćwiczeniem? 

Oddając nowy rozdział do oceny, czuję się, jakbym oddawała dziecko. Może nieco upośledzone, bez rączek i nóżek, w sumie to ma autyzm i porażenie mózgowe, ale jednak dziecko, co nie? A nie lubimy, jak ktoś atakuje nasze dziecko, bo czujemy się za nie odpowiedzialne, robimy wszystko, by "było jak najlepsze" i ogólnie wkładamy w nie dużą cząstkę siebie.

Oddaję Wam moje dziecko :) Zróbcie z nim co chcecie.

Ambitchious | PansmioneWhere stories live. Discover now