PROLOG

7 2 0
                                    

Pięć lat wcześniej...

Dźwięk dzwonu wyrwał dziewczynę z głębokiego snu. Usiadła gwałtownie na hamaku, uderzając głową o belkę konstrukcyjną statku. Wymamrotała przekleństwo, którego nauczyła się od starszych członków załogi, pomasowała czoło, po czym pospiesznie wyplatała się z materiału hamaka i zeskoczyła na deski. Dzwon nie przestawał bić gorączkowo. Kiedy mózg dziewczyny całkowicie wybudził się ze snu, usłyszała również pokrzykiwania z górnego pokładu i tupot przynajmniej dziesięciu par ciężkich butów na deskach powyżej. Instynktownie złapała pas ze sztyletem oraz kamizelkę i szybko wbiegła po schodach.

Uchyliła ostrożnie klapę nad sobą. Zdążyła jedynie dostrzec kilkanaście zniszczonych buciorów zebranych przy dziobie, gdy ktoś w biegu nadepnął na klapę, uderzając dziewczynę w głowę. Odczekawszy chwilę, ponownie ją podniosła, tym razem otwierając na oścież, tak że gruchnęła o pokład. Odkryty poziom statku zalewał księżycowy blask, dzięki któremu, wypełzłszy z kajuty, dziewczyna doskonale widziała całą załogę skotłowaną na dziobie. Zakładając kamizelkę i zapinając pas, podbiegła do reszty. Czyżby natrafili na jakiś zbłąkany statek kupiecki? Na tę myśl serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania.

– Załogo! Gotować się do pościgu! – krzyknął kapitan, stając pewnie na relingu na dziobie, aby jego głos niósł się dalej. Dziewczyna jednak doskonale by go słyszała i bez tego. Noc była jasna, a morze spokojne. Jedynie lekki wietrzyk targał jasnymi kosmykami, które wymknęły się z jej warkoczy oraz ostry głos ojca rozdzierał powietrze, gdy wydawał rozkazy.

Dziewczyna, korzystając z okazji, że załoga rozbiegła się, by zająć miejsce przy wiosłach, podbiegła do ojca, który zeskoczył już na pokład.

– Co się dzieje? – zapytała wciąż zachrypniętym od snu głosem. Odchrząknęła.

Ojciec nawet na nią nie spojrzał. Wzrok miał utkwiony w odległym punkcie na horyzoncie. Oczy błyszczały mu podekscytowaniem w świetle gwiazd. Nie był człowiekiem starym, ale morskie powietrze i działanie słońca dodały mu przynajmniej dziesięć lat. Spod gęstej blond brody, której księżyc nadał srebrzystą barwę, przebił się szeroki uśmiech. Kiwnął głową w stronę horyzontu przed nim. Dziewczyna podążyła za jego wzrokiem, jednak jej niski wzrost nie pozwolił jej dostrzec nic poza powiewającą słabo, niemal niewidoczną z tej odległości banderą zawieszoną na szczycie najwyższego masztu.

Ojciec zerknąwszy na córkę katem oka, zobaczył, jak dziewczynka staje na palcach, by dostrzec coś ponad figurą dziobową. Bez słowa chwycił ją pod pachy, uniósł i posadził na relingu przodem do morza.

Miała rację. Szykowali się do napaści na kolejny statek. Poczuła, jak kolacja kotłuje się w jej żołądku i nie była to wina kołysania statku.

– To kolejny handlowiec, prawda? – spytała przez ściśnięte gardło. Bardzo starała się nie dopuścić strachu do swojego głosu. Ojciec nie lubił, gdy ona lub któraś z jego czterech pozostałych córek okazywała przerażenie.

– O nie, moje dziecko! – Po głosie dziewczyna poznała, że uśmiech ojca się poszerza. Jego ręka spoczywała lekko na jej ramieniu, jakby nic sobie nie robił z tego, że jego najmłodsze dziecko jest o krok od wypadnięcia za burtę. Gdyby teraz bardziej się pochyliła, nawet nie zdążyłby jej złapać. Ze smutkiem pomyślała, że nawet by nie próbował. – Tym razem trafił nam się prawdziwy biały kruk. Toż to sam statek królewski!

Dziewczyna gwałtownie odwróciła głowę do ojca z twarzą wykrzywioną przerażeniem, którego nie dała rady powstrzymać.

– Statek królewski?! Przecież tam się roi od żołnierzy! – Nawet mając jedenaście lat, wiedziała, jakie szanse ma piętnastoosobowa załoga piracka przeciw przynajmniej setce wyszkolonych ludzi z królewskiej armii.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 10, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Without trustWhere stories live. Discover now