Czterdzieści siedem 🌙

Start from the beginning
                                    

– Po to były te wszystkie zapewnienia o miłości i przyjaźni, próby zbliżenia się do mnie? – Mój głos niebezpiecznie zadrżał, zdradzając wszystko to, co tak skrupulatnie starałam się przed nim ukrywać pod maską gniewu. – Skłamałeś, gdy zapytałam, czy zależy ci na mnie tylko przez wzgląd na Alisson i twoje pragnienie pomszczenia jej?

Wymienienie imienia starszej córki Shane'ów w jej rodzinnym domu i to w takiej sytuacji było naruszeniem wszelkich zasad dobrego wychowania, lecz dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy za ścianą rozległ się brzęk tłuczonej porcelany.

Krępująca, paraliżująca cisza zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Przerwało ją dopiero nieco ochrypnięte nawoływanie Juliett.

– Dzieciaki, kwadrans już dawno minął!

Posłałam Danielowi naglące spojrzenie. Podświadomie modliłam się o negatywną odpowiedź – nawet gdybym po raz kolejny miała zostać uraczona kłamstwem.

– Nie każmy jej czekać – wychrypiał w końcu, wstając.

Daniel wyciągnął rękę w moją stronę, ale zignorowałam go. Podniosłam się bez pomocy, unikając patrzenia w jego kierunku. Wygładziłam niewidzialne zagięcia na mojej bluzie, odrzuciłam włosy na plecy. I otarła jedną zbłąkaną łzę z policzka. Dopiero wtedy wyszłam z łazienki, idąc za zapachem zapiekanki ziemniaczanej w kierunku kuchni.

Ledwo przekroczyłam próg, poczułam, że nie powinno mnie tu być. Prawda uderzyła we mnie gwałtownie, ale nie bezpodstawnie. Już sama świadomość, że znajdowałam się w czyimś domu, w kuchni...

Wstrzymałam oddech, uświadamiając sobie prawdziwy powód moich obaw. Nie miałam nic do Shane'ów, ich nadmiernej gościnności i łaskawości, ani już tym bardziej do ich urządzonego w starym, ale przytulnym stylu domu. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że piętro wyżej ich córka odebrała sobie życie. Śmierć nie była mi straszna. Widziałam ją, zadawałam. Znałam, choć nie rozumiałam. Tak jak tego, że po tylu latach, tylu wylanych łzach i miesiącach zapominania, to właśnie biel ścian sprawiła, że odżyły wszystkie tak skrupulatnie ukrywane wspomnienia.

Oparłam się o futrynę, bojąc się, że nogi odmówią mi posłuszeństwa. Próbowałam walczyć, uniknąć ataku paniki, po raz kolejny odsunąć przeszłość i nie pozwolić jej mieszać, jednak bez większego skutku. Jedyne, co widziałam, to biel skąpaną w czerwieni.

– Dziecko, wszystko w porządku?

Wzięłam drżący oddech i zamrugałam. Wraz ze łzami, pozbyłam się okrutnie żywych wspomnień z dnia, który odmienił wszystko. W którym straciłam wszystko.

– Catherine? Oddychaj, księżniczko. Wdech i...

– Nic mi nie jest – wtrąciłam, siląc się na uśmiech. – Bardzo przepraszam, pani Shane. – Mimo moich wszelkich starań, Juliett wciąż przyglądała mi się nieufnie. W sumie jej się nie dziwiłam. – Jestem po prostu... wrażliwa.

– Oczywiście, rozumiem. Usiądź, proszę. Zanim wystygnie – dodała, wskazując na wolne nakrycie.

Nieco mechanicznie pokiwałam głową, zupełnie jakbym próbowała przekonać samą siebie, że to dobry pomysł. Jednak mimo moich najszczerszych chęci, ani drgnęłam. Strach, choć zupełnie niepodobny do tego, który odczuwałam, gdy któremuś z Nocnych działa się krzywda, paraliżował mnie tak samo.

– Kochanie. – Dopiero kojący dotyk Daniela pomógł mi się otrząsnąć z nieprzyjemnego letargu. – Na pewno wszystko gra? Chodzi o...

– Nie – zaprzeczyłam, doskonale wiedząc, że miał na myśli Nocnych. – Wszystko gra, naprawdę. Już się ogarniam.

Akademia Ciemności (1&2&3)Where stories live. Discover now