18. Dyktatura.

2K 115 11
                                    

Kiedy obudziłam się następnego dnia rano, było mi niesamowicie gorąco. Na dodatek czułam, że ktoś obejmuje mnie mocno w talii, jakby chciał zgnieść. Otworzyłam oczy i na początku byłam zdezorientowana, bo nie mogłam skojarzyć, gdzie jestem.

Dopiero chwilę później wydarzenia wczorajszej wróciły do mnie niczym tsunami i poczułam, że robię się cała czerwona na twarzy.

Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą śpiącego Gabriela. To on trzymał mnie jak w imadle, a przez to, że nie miał na sobie koszulki, było mi tak gorąco.

Próbowałam wyswobodzić się z jego objęć, ale to na nic. Ilekroć próbowałam się ruszyć, mężczyzna zaciskał ramiona jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Jeszcze moment, a całkowicie odetnie mi dopływ powietrza do płuc.

- Gabriel. – pisnęłam ledwie słyszalnie. On lekko się poruszył, więc powtórzyłam jego imię jeszcze kilka razy, aż wreszcie całkiem otworzył oczy i popatrzył na mnie zaspany.

- Co jest? – spytał, przecierając oczy palcami.

- Zaraz mnie udusisz. – powiedziałam zgodnie z prawdą i mężczyzna od razu mnie puścił.

- Przepraszam. – odparł skruszony – Nie miałem takiego zamiaru.

- Domyślam się. – zaśmiałam się, zapewniając go tym samym, że nic mi nie zrobił – Po prostu nie możesz beze mnie żyć, i tyle w tym temacie.

- A to akurat prawda. – zgodził się ze mną, po czym pociągnął za rękę i wsparł się na rękach po obu stronach mojej głowy. Już wiedziałam, co mu chodzi po głowie i byłam jak najbardziej za jego pomysłem.

Gabriel jakby czytając mi w myślach, pocałował mnie mocno w usta, odbierając oddech. Objęłam go w pasie i zaczęłam wodzić dłońmi po jego plecach, czując jak prężą mu się mięśnie. Po chwili mężczyzna zjechał ustami na moją szczękę, a potem złożył długie, delikatne pocałunki na mojej szyi, aż wreszcie dotarł do dekoltu. Odchyliłam głowę do tyłu, ułatwiając mu dostęp. Jego dotyk działał na mnie niesamowicie, czułam się jak w niebie.

- Takie poranki to ja chyba polubię. – stwierdziłam, kiedy oderwaliśmy się od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza.

- No ja mam nadzieję. – odpowiedział, uśmiechając się do mnie szeroko – Bo to od dzisiaj mój ulubiony sposób na pobudkę.

Po tych słowach złapałam go za szyję i ponownie złączyłam nasze usta w pocałunku, a Gabriel nakrył nas kołdrą.

Nie muszę chyba mówić, co wydarzyło się dalej, poza tym, że nasze ubrania po raz kolejny wylądowały na podłodze.


********


- No już myśleliśmy, że nigdy nie wstaniecie. – powiedziała Kim, przyglądając się nam ze znaczącym uśmieszkiem na twarzy.

- Nie wiem, o co wam chodzi. – mruknęłam, siadając na krześle. Gabriel zniknął gdzieś po drodze do kuchni, wykręcając się, że musi porozmawiać z Garethem i Josephem na osobności.

- Oj, daj spokój, Mary. – Elizabeth przewróciła oczami – Chyba wszyscy słyszeliśmy i widzieliśmy wczoraj, jak mój brat niósł cię krzyczącą i przewieszoną przez ramię do swojej sypialni. Nie wmówisz mi, że spaliście, grzecznie trzymając się za rączki.

Kiedy tylko dziewczyna o tym wspomniała, poczułam, że na twarzy znowu pojawiają mi się rumieńce. Serio, to jakieś przekleństwo!

- No więc jak było? – zapytała Kim, opierając podbródek na dłoni i patrząc na mnie wyczekująco.

- Błagam cię, nie mam ochoty słuchać, jaki jest mój brat w te klocki. – wtrąciła Beth, robiąc ręką taki gest, jakby zaraz miała się porzygać – Mimo, że tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni, to wciąż.

- Dobra, nie chcesz mówić, to nie. – powiedziała Kimberly kapitulując, chociaż wiedziałam, że mi nie odpuści. Prędzej czy później weźmie mnie na przesłuchanie, a wtedy lepiej niech Bóg ma mnie w opiece.

- Dzięki. – rzuciłam bezgłośnie do Elizabeth, bo wiedziałam, że swoim komentarzem mnie uratowała, przynajmniej na razie. W odpowiedzi siostra Gabriela puściła do mnie oczko, wzięła kubek z sokiem z blatu i zniknęła w korytarzu.

Po chwili do kuchni weszli Gabriel, Gareth i Joseph z poważnymi minami.

- Stało się coś? – spytałam, patrząc na nich wszystkich po kolei.

- Nie, dlaczego? – odpowiedział Gabriel pytaniem na pytanie.

- Nie udawaj przede mną Greka, dobrze? – poprosiłam, patrząc na mężczyznę znacząco – Powie mi wreszcie któryś, co wykombinowaliście?

Zanim Gabriel zdążył coś powiedzieć, wtrącił się Gareth.

- Jedziemy dzisiaj zobaczyć, co jest w tym magazynie. – wyjaśnił.

- Dobrze, o której się zbieramy? – powiedziałam, gotowa w każdej chwili ubrać się i jechać z nimi.

- No właśnie w tym rzecz. – rzucił Joseph – Jadę ja, Gabriel i Gareth, a wy zostajecie w domu.

- Że co proszę? – popatrzyłam na nich z niedowierzaniem – Bo chyba właśnie się przesłyszałam i powiedziałeś, że nigdzie z wami nie jedziemy.

- Nie przesłyszałaś się. – odpowiedział Joseph – Zrozumcie, to dla waszego bezpieczeństwa. Im nas mniej, tym lepiej. Nie będziemy przykuwać zbędnej uwagi.

- Śmieszni jesteście, jeśli myślicie, że my będziemy spokojnie siedzieć w domu, a wy będziecie się bawić w bohaterów. – prychnęła Kimberly, stając obok mnie z rękoma skrzyżowanymi na piersi.

Poczułam, że wszystko się we mnie gotuje. Gabriel chciał podejść do mnie i przyciągnąć do swojej piersi, ale ja wymaszerowałam z kuchni, nim zdążył zrobić dwa kroki.

Może i oni mieli rację, ale ta sprawa dotyczy nas wszystkich, a w szczególności mnie.

Postanowiłam, że poszukam Elizabeth i Natalie. Zobaczymy, co one mają do powiedzenia na ten temat. 

- Pali się gdzieś, czy co? – spytała zmiennokształtna, schodząc schodami, a po chwili dołączyła do niej Elizabeth.

- Nie, nie pali się. – powiedziałam – Za to nasi drodzy chłopcy mają genialny pomysł. Chcą jechać sprawdzić ten budynek, w którym nas przetrzymywano.

- No to już chyba ustalone. – rzuciła Beth, patrząc na mnie dziwnie – Już dawno umówiliśmy, że to sprawdzimy razem jeszcze raz.

- Ha! No właśnie. – stwierdziłam – Tylko teraz ta część ,,razem" nabrała zupełnie nowego znaczenia.

- Co masz na myśli? – zapytała Natalie, marszcząc brwi.

- Gareth, Joseph i Gabriel doszli do wniosku, że my zostajemy w domu, a oni jadą na przeszpiegi. – wyjaśniłam spokojnie, chociaż w środku wszystko się we mnie gotowało.

- No chyba to są jakieś żarty! – powiedziała siostra Gabriela i widziałam, że ją zdenerwowało to tak samo jak mnie. Żadna z nas nie lubiła być odstawiana na boczny tor.

- Jak mi nie wierzysz, to idź sama zapytaj. – oznajmiłam – Wszyscy są w kuchni.

Dziewczyna bez słowa mnie wyminęła i w przelocie zobaczyłam jeszcze, że jej oczy zmieniły kolor na złoty. Znak, że Beth jest naprawdę wściekła.



---------------------------------------------------


Piszcie w komentarzach, co myślicie i gwiazdkujcie ;-). 

Kolejny rozdział dodam w czwartek wieczorem :-).

Inny: WalkaWhere stories live. Discover now