You're my flower

33 0 0
                                    


Czuł, że spada. Przymknął oczy, znał to uczucie. Wyciągnął ręce przed siebie i pozowlił by jego ciało zabierała pustka. W około czuł delikatny zapach tulipanów, kwiatów, które tak bardzo lubił i tych co zawsze stały w salonie, w wielki szkalnym wazonie, który podarowała mu jego babcia. Były tak delikatne i przyjemne w dotyku. Dlaczego w takiej chwili myślał właśnie o tulipanach? Bo ta myśl była prosta, z pozoru nie niesąca ze sobą rzadnych bolesnych wspomnień. Z pozoru, a jednak gdzieś tam w zakamarkach świadomości chłopaka kreował sie obraz, który uderzył ze zdwojoną siłą.

Czuła jak upada, słyszał czyjś nagły krzyk i jak delikatne kwiaty lądują na podłodze. Jak wielki wazon tulipanów tłucze sie w drobny mak, zostawiają po sobie tylko ostre kawałki szkła, rozlaną wode i zranione ręce, które tak bardzo chciały uchronić się przed upadkiem.

Dopiero teraz poczuł jak na prawdę bolały te ręce i uchylił lekko oczy. Na początku zaskoczyła go ciemność, lecz był pewien, że to z powodu nagłego dopływu światła do zamroczonych oczu. Jednak mijały sekundy a on nadal nie widział. Jedynie czarną przestrzeń bez rzadnych przebłysków czy chociaż jakiegoś punktu i nie potrafił w to uwierzyć. Jego umysłem wstrząsnął szok a serce zabiło szybciej. Co sie stało? Nagłe odczucia kazały mu podnieść się do siadu jednak nie udało mu się tego dokonać. Czyjaś duża i ciepła dłoń powstrzyamała go przed wykonaniem tej czynności kładąc go spowrotem na łóżku.

- Spokojnie, nic się nie dzieje - delikatny i melodyjny głos wypowiedział te uspakajające słowa i w tym samym momencie chłopak poczuł lekką ulgę. Nadal jednak nie wiedział co sie dzieje. Przekręcił się w kierunku z którego dochodził głos i wyciągnął rękę zdając sobie dopiero sprawę, że była cała w bandarzach. Niestety jedynie to czuł, przez co nie był pewien.

- Minho - wyszeptał imię swojego chłopaka jednak dalsze słowa nie chciały mu przejść przez gardło.

- Jestem tutaj - ta sama dłoń chwyciła jego rekę i pogładziła delikatnie by dodać mu otuchu, nie dało to jednak wiele, bo sercem chłopaka nadal szarpał niepokój. Nadal nic nie widział i bał się tej pustki, która była jedyną rzeczą jaka mógł dostrzec. Nie widział tych ukochanych oczu, które zawsze patrzyły na niego z troską, tych ust, których smak tak uwielbiał ani piersi w której zawsze znajdował oparcie. Czuł jedynie jego dłonie trzymające go tak, jakby zaraz miał z nich wypaść i słyszał głos, który choć melodyjny, lekko drżał. Minho śpiewał kołysankę głaszcząc go po głowie. Chłopak uśmiechnął się zamykając oczy. Teraz, nie mógł odróżnić czerni bo była wszędzie i nie wiedział czy kiedykolwiek miała inny odcień.

Obódził się czując na czole delikatny pocałunek, jak ktoś ostrożnie odgarnia mu włosy z czoła i zakłada je za ucho. Czuł te ciepłe dłonie i zapach świerzej kawy unoszący sie w powietrzu.

- Dzień dobry Minnie - nienawidził jak ludzie sie tak do niego zwracali, lecz osobie do której należał ten melodyjny głos i która właśnie gładziła go po policzku mógł to wybaczyć. Lubił jak Minho sie tak do niego zwracał, a że był jedyną osobą której na to pozwalał czyniła to jedno słowo wyjatkowym.

Powoli usiadł na łóżku i uśmiechając się lekko próbował wyczuć pod stopami miękki dywan, jeden z tych, które jego chłopak poukładał na podłodze by zapobiec spotkania z twardymi panelami w razie upadku.

- Dzień dobry - odparł zadowolony, że dorzył kolejnego poranka u boku tego cudownego człowieka.

- Jak się czujesz? - padło pytanie i zaraz też poczuł jak Choi podnosi go delikatnie i przytula do piersi, dalej trzymajac w pasie, chroniąc przed upadkiem bo jego własne nogi niestety nie mogły już tego robić. Minął miesiąc od momentu w którym okazało się, że życie Taemina będzie spowijał mrok i prawdopodobnie już nigdy nie stanie o własnych siłach. Chłopak doznał szoku, jednak dzięki wsparciu swojego chłopaka uwierzył, że można tak żyć. Nigdy jednak nie myślał, że jego choroba doprowadzi do takiego obrotu spraw.

Tamtego dnia czuł się dobrze, wyjątkowo dobrze. Żadnego bólu, niemocy czy też osłabienia, jedynie lekko bolała go głowa. Uważał, że stał się cud i cieszył się jak dziecko. Stał w oknie podziwiając tulipany, które stały w wielkim wazonie na oknie. Kochał te kwiaty za ich delikatność i czarujący zapach. Traktował je jak istoty żywe i codziennie z nimi "rozmawiał" co spotykało się rozczulonym śmiechem Minho. To było jego małe dziwactwo z którego nie potrafił zrezygnować. Nie potrafił zrezygnować z patrzenia na te małe płatki i łodygi, które były tak bardzo wrażliwe, że większy podmuch wiatru mógł je zniszczyć. Tutaj jednak, w wazonie, były bezpieczne, choć nie do końca szczęśliwe. Taemin wiedział to aż za dobrze. Włożone do wazonu były jeszcze bardzie delikatne i zdane na łaskę ludzi. Nie potrafiły już radzić sobie same, by móc dalej egzystować potrzebowały opieki, bez tego umierały. Lee dobrze wiedział, że z nim jest tak samo. Od kiedy ujawniła się u niego ta okropna choroba odbierająca mu siły i zmuszająca do bycia niesamodzielnym każdego dnia przełykał łzy. Wiedział, że jest problemem. W rozpaczy nawet kilka razy próbował odebrać sobie życie by nie sprawiać już nikomu kłopotów, by uwolnić się spod tego okropnego uczucia bezużyteczności. Wtedy jednak zawsze pojawiał się Minho i za każdym razem przygarniając go do siebie, obierając żyletkę lub tabletki, całował go i starał się by jego mały kwiatuszek nabrał wiary w siebie. Jako jedyny widział bowiem te łzy i jak jego kochany Taemin cierpi, starał jednak pokazywać mu same dobre strony.Nie było łatwo, ale jednego był pewien, było warto. Nie chciał go bowiem stracić, nie chciał stracić jedynej tak ważnej osoby i jedynego dobrego powodu by stawiać się przeciwnościom losu i brnąć dalej ta rzeką sprzeczności zwaną życiem. Wiedział, że gwiazda jego chłopaka blednie razem z upływającym czasem, a on tak bardzo chciał zachować to światło. Desperacko i samolubnie chwytał jego każdy błysk. Aż do jednej sekundy kiedy wymsknął mu się z rąk i upadł.

To był jego pierwszy upadek odkąd zamieszkali razem. Minho zawsze był przy nim, a jeśli stał gdzieś dalej Tae zawsze siedział lub leżał. W tamtym momencie jednak było inaczej.

Podziwiając tulipany w wielkim wazonie na oknie chłopak stał. Gładził dłonią po ich delikatnych płatkach i przemawiał do nich najdelikatniejszym szeptem. Był to dzień, gdy czuł się dobrze, bez ani jednej chwili niemocy czy strachu przed upadkiem. Myślał, że tego dnia ani razu nie będzie potrzebował pomocy tych ukochanych dłoni, myślał, że będzie dobrze. Nie wiedział jednak jak bardzo w tamtym momencie się mylił. Choroba zakpiła z niego z całą złośliwością i postanowiła w jednej chwili zniszczyć jego uśmiech. W jednej chwili odebrała mu całą siłę i osunęła grunt spod nóg, w jednym momencie zatrzymała jego serce, by w następnej sekundzie wznowić jego bicie, jednak osnute mgiełką i brakiem kontaktu ze światem. Wtedy właśnie chłopak upadł strącając nieświadomie swoje ukochane kwiaty, tłukąc wazon w którym stały i raniąc ręce, które starały się je złapać.

- Czuje się dobrze - odparł zaciskając dłonie na koszuli Choi'a która była przesiąknięta jego zapachem, dzięki czemu chłopak czuł się bezpiecznie i ciepło.

- Jesteś moim małym kwiatuszkiem - usłyszał szept tuż nad swoim uchem i poczuł na szyi delikatny oddech. Zdziwił się lekko na to stwierdzenie jednak uśmiechnął się mimo woli.

- Jesteś niemożliwy - zaśmiał się i jeszcze mocniej wtulił w chłopaka.

- Mówię poważnie - powiedział. Odsunął go delikatnie od siebie po czym złożył na jego ustach motyli pocałunek - i już nigdy nie pozwolę ci upaść. - dokończył patrząc mu prosto w oczy.

- Trzymam cię za słowo.

You're my flowerWhere stories live. Discover now