Rozluźnienie

4 1 0
                                    

    Jedziemy już dwie godziny, jeszcze co najmniej trzy.
Noga co raz bardziej daje się we znaki ale jest mi to obojętne, ból jak wiele razy wcześniej.
-Przelali pieniądze? - Nie mogłem znieść jej uporczywego wzroku.
-Tak. - Oho, zbliża się. - Co Ty sobie wyobrażałeś?!
-Nie rozumiem o co Ci chodzi. - Tabletki już prawie przestały działać.
-Wiesz bardzo dobrze. Martwiła się o Ciebie.
Błagam, tylko nie to.
-Raczej o to czy na pewno dostaniesz wypłatę. - Szlag, wpadłem. Przez ten ból w nodze nie mogę się skupić.
-PIENIĄDZE?! Czy Ty debilu naprawdę uważasz, że chodzi mi o pieniądze?
Już po mnie.
-Młoda...Ja nie...Przepraszam, nie o to mi chodziło. - Czas na taktyczny odwrót. Zanim rozpęta się piekło.
-PRZEPRASZAM?! NIE O TO MI CHODZIŁO?! Czy Ty musisz być takim...takim...Uch. - Zjechała akurat na stację benzynową i wyszła na skutek czego drzwi o mało nie odpadły.
-No to mam przewalone. Już chyba wolę tamtą belkę.
Poszła do sklepu do sklepu, pewnie kupi batoniki i od razu je zje. Podobno to ją uspokaja...Oho, wraca.
-Grubas!
-Hmm? - Lion, jak zawsze.
-Mówię tylko, że będziesz gruba jak będziesz jadła tyle słodyczy.
-Komu jak komu ale mi to nie grozi.
-Fakt, spalanie to Ty masz większe od samolotu.
-Cham - Śmiejąc się, szturchnęła mnie w ramię.
-Jedziemy?
-Tylko skończę jeść.
-Boże...
-Nie marudź dziadu.
Ruszyliśmy, w pewnym momencie musiałem przysnąć bo gdy się obudziłem to słońce już wschodziło.
-Daleko jeszcze?
-30Km do Reganova, 15km do domu.
-Jedź do domu.
-A noga?
-Zadzwonię do niego, a coś czuję, że czeka nas niemiłe towarzystwo.
-Ruscy?
-Nie, chłopcy Marshalla.
-Fuck. Masz jakiś plan?
-Nawet 10...Tak poważnie to za chwilę będę miał.
-Już po nas...
-Nie dramatyzuj, zawsze mam TO.
-Jesteś pewny?
-A masz lepszy pomysł?
-No nie. A co ze mną?
-Weźmiesz Sally i ukryjesz się w lesie, nie powinno ich być więcej niż ośmiu.
-W porządku.
-Miło, że się zgadzasz.
-A mam wybór?
-Nie. -Wyszczerzyłem się do niej.
Po chwili byliśmy na miejscu. Zacząłem kuśtykać w kierunku budynku. Tabletki znowu przestawały działać. Na szczęście wszystko było na miejscu przygotowane dużo wcześniej. Barretta M82, nazywana przeze mnie po prostu Miszi, moja ulubienica. Obok leżała teczka, a w niej nowa broń. Niedawno przysłał mi ją Zieliński. Podobno pomysł i produkcja Polska, ciekawe czy sprawdzi się lepiej niż stary dobry AK-47, którym posługiwałem się od dłuższego czasu. Tyle czasu, a wydawało by się, że to było wczoraj. Otworzyłem drzwi na stryszek, moje ulubione miejsce, idealne dla każdego strzelca wyborowego.    

Zagubione dzieckoKde žijí příběhy. Začni objevovat