Rozdział III

212 17 10
                                    

Kolejny ciężki dzień przede mną. Naprawdę już nie chciałam wstawać z tego łóżka. Miałam ochotę schować się pod kołdrą i nie wychodzić, nie dzisiaj przynajmniej.

- Richaaaard, muszę poważnie? - chodziłam cały ranek za bratem i błagając w duchu, że to tak naprawdę żart.

- Obiecałaś, Lara!

Obietnic się nie łamię. Poza tym kocham mojego brata, pomimo jego wysokiego poziomu w denerwowaniu mnie. 

- Dzień dobry - usłyszałam głos Stephana dobiegający z schodów.

Wyjątkowo długo dzisiaj spał. Może ciężka noc?

- Lara jedzie z nami na trening - od razu zawiadomił go Rysiek.

- Naprawdę? - spojrzał się na mnie z swoim ciepłym uśmiechem.

- Zostałam zmuszona! - krzyknęłam.

- Czy ty tak cały czas chodzisz poirytowana? Przecież to piękności szkodzi - klepnął mnie w ramię i poszedł dalej do kuchni. 

Poczułam, że robi mi się gorąco. Czułam, że jestem cała czerwona. Uciekłam jak najszybciej do łazienki. Przemyłam zimną wodą twarz. Co on ze mną robi? 

Około godziny dwunastej była zbiórka, na której każdy musiał się pojawić. Zdziwił mnie fakt, że wszyscy tutaj chłopcy plotkowali ze sobą bardziej niż stado kobiet po wyprzedaży. Usta im się nie mogły zamknąć, przez co cały czas panował szum na hali. Poznałam resztę drużyny brata. Był Karl, Andreas, David, Markus i Constantin. Powtórzyłam, aby nie zapomnieć imion.

Postanowiłam, że będę się trzymać cały czas z boku, nie wychylając się. Być jak cień. Na szyi miałam przywieszony aparat, z którym się nie rozstawałam. Brat zamówił zdjęcie w bardzo dobrej jakości z lepszego profilu. Ma straszne wymagania.

Z tego co się orientowałam, drużyna niemiecka miała dziś trening z Norwegami. Łatwo było ich odróżnić. Skandynawowie byli o wiele bledsi i mieli jaśniejsze włosy. Z początku było bardzo nudno. Musieli chyba dokładnie wszystko przestrzegać, krok po kroku, każde ćwiczenia z jak największą dokładnością. Robiłam przez ten czas zdjęcia, jednak krajobrazy za oknem wydawały mi się ciekawsze. Góry, śnieg, miasto. Zaczarowana kraina, która czekała na odkrycie.

Kiedy skończyli nudne ćwiczenia, podzielili się na małe grupki. Kilka osób grało w siatkówkę, a reszta zniknęła mi z oczu. Na boisku znajdował się Stephan. Wyglądał jak profesjonalny siatkarz. Miał tyle wdzięku i gracji, że nie mogłam powstrzymać wzroku. Miał na sobie koszulkę sportową i szorty. Dokładnie widziałam zarys jego mięśni ud. Wydawał się idealnie wysportowany. W końcu jest profesjonalnym sportowcem. Upomniałam się w głowie.

- Uważaj bo aparat oślinisz - ktoś swoim śmiechem wyrwał mnie z magicznej przestrzeni. - Cześć, Daniel jestem - blondyn podał mi rękę.

- Cześć, Lara - odpowiedziałam niepewnie.

- Nigdy wcześniej nie widziałem cię w drużynie niemieckiej. Nowa jesteś?

- W sumie to nie należę do żadnej drużyny, chyba, że do swojej - na co Daniel się zaśmiał, nie wydawało mi się to zbytnio zabawne więc tylko wzruszyłam ramionami. Nie czułam wielkiej radości tego dnia.

Rozmowa z nim wydawała mi się najnudniejszą rzeczą na świecie. Starałam się mu pokazać, że nie jestem zainteresowana, jednak on nie mógł tego pojąć. Cały czas coś do mnie mówił, a ja myślami byłam już w domu. 

- Zagrasz z nami? - nawet nie zauważyłam, że Richard do nas podszedł. Spojrzałam na niego badawczym wzrokiem. - Lara?

- Jasne, ale nie mam stroju - odpowiedziałam z sarkazmem. Miałam nadzieję, że ty razem pojmie moją aluzję. 

- Spytam się, może ktoś ma zapasową koszulkę i spodnie - pomyliłam się. Nie zrozumiał. - Cześć, Daniel - i poszedł dalej pytając się innych.

Nie mogłam uwierzyć, że na poważnie zamierzał mnie wyciągnąć na parkiet. Kręciłam tylko głową z niedowierzaniem. 

- To ja też pogram - puścił do mnie oczko blondyn. Jeszcze tego mi brakowało. Kolejnego problemu.

 Po poru minutach przybiegł do mnie Stephan, poczułam, że tętno mi przyśpiesza. Niósł ze sobą koszulkę i spodenki. Miałam ochotę uciec.

- Proszę, to jest moja koszulka, a spodenki są od Markusa.

- Przecież będę w tym pływać - sprzeciwiałam się. 

- Spodnie są na sznurek, więc się nie przejmuj - po tych słowach uśmiechnął się. Zaczynałam się martwić czy on czasem nie rzuca zaklęć tym sposobem. - Szatnie są tam - wskazał na mały korytarz. - drugie drzwi po prawej znajduje się wolny pokój, albo, że chcesz do naszej szatni wejść - i znów się zaśmiał. - Czekamy! - i popchnął mnie w tamtą stronę. Myślałam, że śnię w złym koszmarze!

Czułam się przedziwnie w tych ciuchach. Widziałam jak każdy się na mnie patrzy. Miałam taką samą koszulkę co Stephan, tylko, że w wersji szarej. Niby rękawy krótkie, a sięgały mi do łokcia. Oraz krótkie czarne spodenki, kończące się w okolicy kolana. Świetnie.

- Wyglądasz uroczo - powiedział do mnie blondyn, z którym wcześniej rozmawiałam.

Starałam się nie przejmować i oddychać przy okazji. Podzieliliśmy się na dwie drużyny. Z wielkim zaskoczeniem zostałam wybrana jako pierwsza do drużyny Markusa. Czy wyglądam na tak bardzo dobrą siatkarkę? W mojej drużynie znaleźli się również Richard, David, Andreas i jeden najprawdopodobniej Norweg  z bardzo sympatycznym, rudym wąsem (aż mnie kusiło, aby go sfotografować, szkoda, że nie miałam wtedy przy sobie aparatu). Z drugiej strony siatki stanęli Stephan, Daniel, Karl, Constantin i kolejne osoby, które nie znałam. Bardzo niziutki z uśmiechem chłopak (był niższy ode mnie!). Drugi wydawał mi się dobrym przyjacielem blondyna. Cały czas stali obok siebie i rozmawiali. Może kiedyś poznam ich imiona. Nie żeby mnie ciekawili.

Jako pierwsza zagrywałam, co również mi się nie podobało. Dla zachęty pozwolili mi serwować z dwa metry bliżej. Podziękowałam i stanęłam przy ścianie z piłką. Starałam się skupić, jednak nic mi to nie pomogło. Nie trafiłam dobrze w piłkę i poleciała na drugą stronę hali, omijając przy tym siatkę.

- No co? - spytałam kiedy ich oczy powędrowały na mnie. - Dawno nie grałam.

- Nieźle Laro! - krzyknął do mnie brat. Pierwszy raz chyba od bardzo dawno uśmiechnęłam się do niego, tak szczerze.

Skromnie mówiąc, nasza drużyna wygrała w setach 3:1. Główna zasługa należała do Andreasa, który zdobywał nam punkt za punkt. Drużyna przeciwna starała się nas gonić, serwisy Stephana były trudne w odbiorze, jednak Markus radził sobie z nimi bez problemu. Skocznością popisywał się za to Johannson (z rudym wąsem, w czasie meczu poznałam jego imię) z Danielem. Wszystkie akcje nad siatką należały do nich. Serce w tamtych momentach wręcz stawało.

Byłam bardzo szczęśliwa po tej grze. Trochę sportu dało mi wielką satysfakcję.

Wróciliśmy do domu, gdy się przebraliśmy. Richard zadawał tysiące pytań. Czy mi się podobało, czy żałuję, że poszłam oraz inne podobne bzdury. Stephan nam pogratulował i powiedział, że świetnie gram. Trudno mi było jednak  uwierzyć w jego słowo, ale podziękowałam.

W domu od razu pobiegłam do swojego laptopa. Podłączyłam aparat i przenosiłam pliki na dysk. W między czasie sprawdziłam swoją pocztę elektroniczną. Z wielkim zaskoczeniem otworzyłam pierwsza wiadomość. Nie mogłam uwierzyć, że to się stało...

**********

Don't Let Her Go... | Ski Jumping | Stephan Leyhe |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz