1.

35 4 8
                                    

Nacisnął mocniej na pedał gazu i przyspieszył, wjeżdżając przez otwartą na oścież bramę. Pośpieszało go coraz donośniejsze uderzanie dobiegające z bagażnika. Zerknął w lusterku, by upewnić się, że jego przyjaciel już czeka na podjeździe i kiwnął do niego głową. 

Doyoung uśmiechnął się i machnął ręką do Lucasa, żeby ten wjechał wgłąb posesji. Sam rozejrzał się uważnie i szybko zamknął bramę, po czym truchtem ruszył za autem. Jego dłonie trzęsły się, nogi wydawały się być zrobione z galarety, a głowa była coraz cięższa. Czuł jak z każdą chwilą panika może ogarnąć całe jego ciało, ale musiał nad sobą panować. 

Decyzję o porwaniu podjęli zaledwie kilka dni wcześniej. Obydwaj byli bardzo młodzi, Doyoung nie skończył nawet dwudziestu lat, a jego przyjaciel był tylko o trzy lata starszy. Znali się od dzieciństwa, ale nigdy nie mieli powodu, by podejrzewać, że ich przyjaźń zostanie wystawiona na tak wielką próbę. 

Yukhei musiał zdobyć dużą sumę pieniędzy i to jak najszybciej, żeby wyjść z dramatycznie dużych długów. Oczywiście, starał się walczyć ze swoimi problemami jak tylko mógł. Pracował w każdej wolnej chwili, łapał się każdej możliwej propozycji pracy, ale to i tak wystarczało tylko na spłatę czynszu i jedzenie. 

Doyoung nie chciał pozostać biernym na problemy starszego, zaoferował mu swoje skromne oszczędności, ale Lucas nie chciał ich przyjąć. Tłumaczył, że czułby się źle, gdyby w ten sposób "okradł" wieloletniego przyjaciela z pieniędzy. Młodszy rozumiał to, ale wciąż chciał mu jakoś pomóc. 

Sam nie wiedział dlaczego napomknął w rozmowie o chłopaku z jego klasy, którego rodzice byli wyjątkowo zamożni. 

Żałował tego. Cholernie mocno żałował, ale nie mógł cofnąć czasu.

Gdyby nie wspomniał o majątku Chenle, oczy Lucasa nigdy nie zaświeciłyby się w ten sposób. Możliwe, że znajdowaliby się w zupełnie innej sytuacji. Może i bez żadnych dobrych perspektyw na przyszłość, ale za to bez porwanego syna państwa Zhong w bagażniku starego samochodu. 

Wyjął z kieszeni kurtki kominiarkę i założył ją na twarz. Nie mogli pozwolić, żeby Chenle rozpoznał któregokolwiek z nich, to mogłoby przesądzić o powodzeniu całej akcji. Dlatego wspólnie zdecydowali, że nie będą używać żadnych imion w obecności porwanego, a dodatkowo będą mówić tak mało, jak to tylko możliwe.

Yukhei wysiadł z samochodu, trzymając w dłoni swoją kominiarkę. Na dłoniach miał skórzane rękawiczki, które zabezpieczały go przed ewentualnym zostawianiem śladów, przynajmniej w teorii. Wszystko co robili, było właściwie teoretyczne. Nie mieli wiedzy praktycznej w porywaniu, bali się nawet wyszukać czegokolwiek w internecie, bo nigdy nie wiadomo czy nie byłby to późniejszy trop dla policji. Cała ich wiedza pochodziła z domysłów i oglądanych w telewizji dram. 

Starszy założył swoją kominiarkę i kiwnął głową do przyjaciela, który zbliżył się z ociąganiem do samochodu. Tablice były przybrudzone, z praktycznie niewidocznymi numerami, tył samochodu był poobijany od stłuczek i poocierany. Doyoung mimo wszystko cieszył się, że przynajmniej ta część planu nie sprawiła żadnego problemu. Udało im się znaleźć stare, zniszczone auto, przewieźć je do warsztatu, w którym dorabiał Lucas i naprawić. Nie potrzebowali już nawet kluczyka do uruchomienia, wystarczyły umiejętności jakimi dysponował starszy. 

Serce Doyounga biło coraz szybciej, gdy Lucas otworzył bagażnik i młodszy wreszcie mógł spojrzeć na uwięzionego w samochodzie nastolatka. Porwany chłopak był mocno związany i odwrócony plecami do obydwu mężczyzn, gdy starszy z przyjaciół mało delikatnie zmusił go do wstania i zaczął ciągnąć w stronę budynku na terenie posesji. Chenle szarpał się, rył podeszwami o ziemię i próbował uwolnić się, ale silny uścisk na jego ramionach nie pozwalał mu odsunąć się od porywacza. Chustka związana na jego oczach uciskała go i ciągnęła za miodowe włosy, sznury obcierały nadgarstki do krwi, a taśma wzmocniona sznurem zamieniała kolejne przekleństwa i słowa protestu w niezrozumiałe mamrotanie. 

Już wtedy młodszy zauważył, że coś było nie tak. Sylwetka porwanego chłopaka różniła się znacznie od postawy Chenle, był jakby wyższy. Doyoung jednak nie miał więcej czasu na zastanowienie, zrzucił więc winę na swój zaburzony adrenaliną wzrok. Rzucił się, żeby otworzyć drzwi do budynku, trzęsącymi się ze stresu dłońmi i przepuścił Lucasa, popychającego przed sobą skulonego mężczyznę. 

Doyoung rzucił tylko jedno spojrzenie w stronę twarzy porwanego i wtedy zrozumiał, że plan powinien już dawno odejść w zapomnienie. 

- Kurwa, to nie on.

Mistaken || DOWOO FANFICTIONWhere stories live. Discover now