Don't Blame Me

1.8K 106 37
                                        


-Nie, nie, nie - powiedziałem, zamykając oczy w nadziei, że wszystko tak naprawdę okaże się jedynie nieśmiesznym snem. Po chwili ponownie uniosłem powieki - Kurwa.

W rękach wciąż trzymałem wyniki badania krwi, z którego ewidentnie wynikało, że „Gratulacje Panie Styles jest pan w ciąży".

Oparłem głowę o zimną ścianę w łazience, pozwalając sobie ponownie zamknąć oczy.

Jak mogło do tego dojść?

Przecież zawsze się zabezpieczaliśmy. Westchnąłem ciężko, znów spoglądając na wyniki.

Ja i Louis byliśmy, że sobą już jakieś 3 lata i razem zamieszkujemy dość spore mieszkanie niedaleko centrum miasta. Louis jest architektem i dzięki temu przynajmniej stać nas na nie. Ja natomiast jestem biednym studentem dziennikarstwa, który dorabia w piekarni.

Planowaliśmy tak wiele rzeczy w najbliższej przyszłości, wyjazd za granicę, ślub naszych przyjaciół Zayna i Nialla i miliony pomysłów na spędzanie czasu.

I dlaczego ja do cholery muszę być w ciąży?

Zaśmiałem się histerycznie, kiedy pierwsze łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach.

To nie tak, że bałem się reakcji Louisa, ponieważ wiedziałem, że chciał mieć dzieci. Znaczy, nie wiedział, że mogę być w ciąży w sumie tak jak ja, ale zawsze marzył o małym szkrabie. Natomiast ja nie. Nigdy nie widziałem siebie w roli rodzica i na szczęście Louis to szanował, zawsze powtarzając, że pewnego dnia może mi się zmieni i on wtedy będzie gotowy. Ale od pół roku wciąż jest tak samo i, mimo że jestem teraz w tej głupiej ciąży, to nic się nie zmieni. Nie chce tego dziecka. Mam plany i cele do spełnienia jak choćby skończenie tych cholernych studiów niż wychowywanie tego. Przecież to zmieni wszystko.

Wziąłem głęboki wdech, ścierając łzy z policzków i wstając na drżących nogach. Schowałem wyniki do kieszeni bluzy, by nie zapomnieć, ich wyrzucić do kosza.

Wszedłem do naszej sypialni. Nie była ona zbyt duża, ale też nie była mała. Według mnie była idealna. To Louis ją zaprojektował tak jak w sumie całe mieszkanie, ale idealnie odnajdywałem się w tym. Na środku stało duże łóżko z satynową pościelą, po boku stała duża szafa, a naprzeciwko mały fotelik ze stolikiem i dość spora kolekcja książek. Zgarnąłem laptop ze stolika i rzuciłem się na łóżko.

Wpisałem w wyszukiwarkę Aborcja i z zagryzioną wargą zacząłem czytać.

Już po chwili wybrałem numer do jednego z zakładów zajmującego się tym zabiegiem*.

-Dzień dobry, klinika dr. Grimshawa, w czym mogę pomóc? - powiedziała kobieta po drugiej stronie słuchawki.

-Umm Ja-a dzwonię, żeby um umówić się na-a zabieg - powiedziałem, cały się trzęsąc. To nie tak miało wszystko wyglądać.

-Przepraszam, nic nie zrozumiałam, może Pan powtórzyć?- odpowiedziała.

-Chcę usunąć dziecko - powiedziałem szybko, będąc blisko w płaczu. Nagle nastała cisza, a jedyne co było słychać to łomotanie mojego serca.

-Dobrze w takim razie umówię Pana na wizytę do dr. Grimshawa. Czy pasuje panu sobota godzina dwunasta? - przerwała ciszę kobieta, za pięć dni.

-Umm tak jasne, oczywiście - chciałem już tak bardzo zakończyć tę rozmowę i zakopać się w łóżku, najlepiej nigdy z niego nie wychodząc.

-Świetnie, otóż spotkanie odbędzie się w kawiarni. Dokładny adres prześle na maila. Trochę dziwne miejsce, ale jak mówi pan doktor, pacjenci nie stresują się przez to tak bardzo. Proszę się nie martwić jest pan w dobrych rękach - powiedziała i po szybkiej wymianie danych osobowych, zakończyliśmy naszą rozmowę.

Westchnąłem, opadając na łóżko, przecierając rekami oczy. Znów czułem, jak w kącikach zbierają mi się łzy. Wiedziałem, że spieprzyłem, ale jeszcze nie wiedziałem jak bardzo.

Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi.

Cholera, totalnie zapomniałem, że Niall przychodzi do mnie, byśmy razem mogli pójść na uczelnie, a chciał jeszcze ze mną porozmawiać.

Zostawiłem laptopa i ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych.

Już po chwili witałem się z Irlandczyka.

-Stary musisz pomóc mi wybrać ten cholerny garnitur. Bo ja już nie mam pojęcia, a zostało mi tak mało czasu. Jezu nie zdarzę. A co jak nie trafię z rozmiarem? - zapytał Niall, a w jego głosie rzeczywiście słychać było przerażenie.

-O hej, ciebie też miło widzieć, cieszę się, że pytasz jak tam u mnie - powiedziałem sarkastycznie, uśmiechając się sztucznie. Proszę, niech ten dzień się już skończy. - Chcesz coś do picia Niall, kawy, herbaty? Mam nawet czekoladę specjalnie dla ciebie - powiedziałem, ruszając w stronę kuchni.

-Masz czekoladę? - zapytał Niall spoglądając na mnie znad telefonu. Oho ktoś wrócił do żywych. - Boże to mi pomoże przetrwać to wszystko. Szlak chciałem pokazać ci te garnitury, ale mi się nie ładują. Wezmę twojego laptopa dobra? - powiedział, na co jedynie mruknąłem twierdzącą, zbyt skupiony na własnych myślach. Jak mogłem myśleć o najpiękniejszym dniu życia mojego najlepszego przyjaciela, kiedy moje własne się waliło.

I wtedy mnie olśniło.

Laptop.

Niall bierze laptop, na którym mam otwartą stronę o aborcji.

Kurwa.

I kiedy już miałem coś powiedzieć, usłyszałem krzyk przyjaciela.

-Harry Edward Styles czy ty mi możesz wytłumaczyć, co twoje wyniki krwi i strona aborcyjna robią na twoim łóżku?! - powiedział, wchodząc wściekły do kuchni z dwoma wymienionymi rzeczami. Sięgnąłem ręką do kieszeni i naprawdę nie było w niej tej kartki. Musiała wypaść jak kładłem się na łóżku, kurwa.

Mam przejebane.

-Niall ja- - nie dokończyłem wypowiedzi, ponieważ przerwał mi Niall, przykładając palec do moich ust, bym nic więcej nie mówił.

-Nie mam ochoty słuchać twoich tłumaczeń, więc zapytam cię wprost - zrobił chwilę przerwy - czy jesteś w ciąży?

Otwierałem i zamykałem buzię parę razy, nie wiedząc co robić, nie chciałem mu mówić, bo wiem, jak zareaguje, ale czy miałem jakieś wyjście?

-Tak - westchnął, patrząc na swoje stopy. Nie wytrzymałbym teraz spojrzenia Nialla.

-Harry - zaczął już bardziej spokojnie - c-czy ty zamierzasz usunąć to dziecko? - nie wiedziałem, czy jego głos brzmiał bardziej na zawiedziony, czy smutny. Cholera to nie tak miało być.

-Niall proszę cię, po prostu zapomnij o tym, jakbyś nigdy tego nie widział - powiedziałem, wyrywając mu z ręki badanie krwi, następnie je targając i wyrzucając do kosza.

-Harry jak mam kurwa zapomnieć! Możesz mi odpowiedzieć czy ty zamierzasz usunąć to dziecko?! - widziałem złość w jego oczach. I choćbym bardzo chciał, nie umiałem go okłamać.

-Tak - wyszeptałem ponownie, znów spuszczając wzrok, a moje oczy zaszkliły się. Czemu czułem się tak cholernie winny, że postępuje źle? Ja tylko nie chciałem zniszczyć sobie życia.

-Dlaczego... - jego głos się załamał i to był moment, w którym podniosłem wzrok, co okazało się błędem, ponieważ widok smutku na jego twarzy będzie teraz śnił mi się po nocach - Dlaczego chcesz usunąć to dziecko, przecież to niesamowite. Możesz stworzyć idealną rodzinkę.

-I właśnie w tym jest problem! Ja nie chce rodzinki Niall, jestem na to kurwa za młody. Chce zwiedzać świat, imprezować, zorganizować ci zajebisty wieczór kawalerski i upić się na śmierć, a nie, nie umieć spać w nocy przez płaczące dziecko, czy myśleć jak poradzić sobie finansowo. Nie nadaje się do bycia ojcem! - wykrzyczałem, wymachując rękami histerycznie. Chciałem dodać coś jeszcze, ale Niall zaś mi przerwał.

-Czy Louis wie? - znowu zrobiło się cicho, nie umiałem odpowiedzieć mu na to pytanie. Nie wiedział. W sumie do paru godzin nawet ja nie byłem pewny. Robiłem wcześniej testy i wyszły pozytywnie, ale miałem nadzieje, że to tylko jakaś nieśmieszna pomyłka.

Po raz kolejny spuściłem wzrok, nie udzielając odpowiedzi. Ale chyba to samo w sobie było idealną odpowiedzią.

-Czy to w ogóle jego dziecko? - zapytał dość ostro, krzyżując ręce?

Co?

-Co? - patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami. On nie mógł powiedzieć tego, co powiedział.

-Dobrze słyszałeś, czy to w ogóle jest dziecko Louisa?

-Naprawdę Niall? Serio? - zapytałem go i mój głos się załamał a z oczu zaczęły lecieć łzy - naprawdę sądzisz, że mógłbym przespać się z kimś innym, będąc z Louisem, który jest kurwa moją jebaną miłością życia - wykrzyczałem, dusząc się łzami - naprawdę uważasz mnie za aż taką dziwkę? - dodałem, spoglądając na niego. A w jego kącikach oczu też dostrzegłem łzy.

-Ja-ja Harry przepraszam skarbie - powiedział, od razu mnie przytulając, nawet nie zauważyłem, że cały się trzęsłem. Od razu przyległem do jego ciała - przepraszam. Oczywiście, że tak nie myślę, Jezu szczerze nie wierzę, że to powiedziałem. Po prostu byłem zły, że chcesz usunąć to dziecko i- - odsunął się trochę ode mnie, spoglądając mi w oczy - naprawdę przepraszam. Jestem chujowym przyjacielem. Wiele bym oddał, by móc zajść w ciąże, bym ja i Zayn moglibyśmy je wspólnie wychowywać, ale ja to nie ty i nie mogę cię osądzać. Wiedz, że jeżeli naprawdę chcesz je usunąć, to będę przy tobie. Ale proszę cię, proszę, proszę zastanów się nad tym jeszcze - powiedział, chwytając moje ręce w swoje. Widziałem jego skruchę w oczach. Pokiwałem delikatnie głową, bojąc się, że jakiś mocniejszy ruch spowoduje, że upadnę na podłogę.

-Cii Harry wszystko będzie dobrze - oczywiście, że nic nie będzie dobrze, ale ręce mojego przyjaciele robiące okręgi na moich plecach spowodowały, że po dłuższej chwili uspokoiłem się.

-Niall, ja- ja mam wizytę umówiona na sobotę i ja wiem, że proszę o dużo, ale musisz zabrać gdzieś Louisa na ten czas. Błagam cię jako mojego najlepszego przyjaciela. Obiecuję, że jak będę gotowy, to mu powiem, proszę - patrzyłem na niego błagalnie z wielką nadzieją w oczach. Był moją deską ratunku. Wiem, że to, co robię, jest nie fair wobec Louisa. Ale wolę żyć z tym i mieć go koło siebie niż powiedzieć, a potem zostać zupełnie samemu i już nigdy nie widzieć jego niebieskich oczu.

-J-ja - widziałem, że chciał coś powiedzieć, ale jedynie pokręcił zrezygnowany głową - nie popieram tego, co robisz, bo to kurna nieuczciwe, ale nie mogę wpychać ci się do związku. I jako twój najlepszy przyjaciel zabiorę gdzieś Louisa w sobotę. A teraz chodźmy już na uczelnię - powiedział, delikatnie się uśmiechając, starając się dodać otuchę. Po czym ruszył w stronę wyjścia, ubierając się.

Zamknąłem oczy, pewnie znienawidzi mnie za to. Zajebiście jeszcze stracę jego.

Ale posłusznie również skierowałem się do wyjścia, a następnie na uczelnię.

Don't Blame Me - Larry - mpregTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang