III

1.3K 143 153
                                    

Nadszedł ten dzień długo wyczekiwany.
Do artystycznie oświetlenonego wejścia kierowały się wykwintne, zapewne arystokratyczne pary, wystrojone gustownie, tak jak na pokaz mody. Kobiety błyszczały skąpane w blasku złotej biżuterii, zaś mężczyźni lśnili włosami namaszczonymi brylantyną i wypastowanymi butami.
Dorożka wioząca kompozytora nareszcie doklekotała na miejsce, wysiadł on, a że nie posiadał towarzyszki regularnie doświadczał zalotnych mrugnięć oczkiem od samotnych przedstawicielek płci pięknej.
Wspiął się po dosyć wysokich schodach i ukazał wpuszczającemu mężczyźnie oficjalne zaproszenie.
Tak znalazł się w przeogromnym salonie upstrzonym gustownymi dekoracjami, na ścianie wisiał ogromny napis wycięty z papieru, głoszący "Bonjour 1833".
Natychmiast uprzejmie zaczepił go lokaj roznoszący lampki wina, postawione na bambusowej tacy.
Fryderyk skinął grzecznie głową i wziął mały łyk. Czerwony trunek jeszcze mocniej podkreślił intensywną barwę jego ust.
Rozglądał się wyczekująco za swymi znajomymi wieszczami, strając się nie słuchać skrzypków wygrywających niezbyt wyszukane melodie. Liszta jak dotąd nie ujrzał, a gdyby tu był z pewnością zostałby zlokalizowany. Bowiem jeno nieliczni mierzyli sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, wzrost ów iście posągowy tudzież męski i pociągający... Taki perfekcyjny!
Chopin wiedział że u Ferenca szans najmniejszych nie ma, za tamtym kobiety szalały, był z niego istny węgierski Casanova. Ponoć w odpowiedzi na listy od swych fanek, które prosiły go o pukiel włosów, zakupił specjalnego psa, którego sierść podszywał za swą czuprynę.
Wtem silna ręka spoczęła mu na ramieniu. Kompozytor odwrócił się i ku uciesze zastał Mickiewicza Adama.

- Ah, witaj! Z zamyślenia mię wyrwałeś.- rzekł zdezorientowany Chopin.

- A cóż twą głowę zaprząta? - za zapytał wieszcz- czy może nie chcesz wyjawić sekretu wujaszkowi Adasiowi?- dodał tym swoim zmysłowym mruczeniem.

Fryderyk westchnął i ulegając presji wieszcza wskazał na wolny stolik. Obaj zasiedli nieco na uboczu, po czym kompozytor nachylił się i wyszeptał.

- Amor ugodził mnie strzałą ze swego łuku miłości. A najgorszym to, że mężczyzna mi się podoba.-

Adam uniósł w zdziwieniu brwi, i roześmiał się serdecznie.

- Ha! Coraz więcej nas, pedałów jest, za niedługo nie będzie miał kto dzieci rodzić! Powiedzże mi, kto twym obiektem adoracji jest?-

I wtedy w tłumie Chopin ujrzał tą smukłą, wysoką sylwetkę sunącą z gracją w głąb sali, i tryskającą charyzmą. Proste, zadbane blond włosy podskakiwały w rytm stawianych kroków, już z dali błyszczały zielone oczy podkreślone długimi rzęsami tudzież brwiami szerokimi i gęstymi.
Dłonie Fryderykowi zadrżały, nawet nie zorientował się kiedy mocno przygryzł wargę.

- Idź mój drogi, widać miłość aż w tobie płonie, a jeśliś strachliwy to możesz okazję zaprzepaścić.- rzekł Adam widząc śliniącego się kolegę, po czym wstał od stołu i zniknął w tłumie.

Chopin pragnął iść, lecz kolana mu tak straszliwie zmiękły, iż wstać z krzesła nie potrafił. Wziął łyk wina i czekał. Na co czekał?
Nie wiedział. Stracił Liszta z pola widzenia, zerknął na zegar wiszący nad wejściem. Wskazywał za dwie dwudziestą pierwszą.
Na scenę wszedł wąsaty, gruby mężczyzna, orkiestra na znak jego grać przestała.
Odchrząknął głośno i zaczął monolog.

- Panie i panowie! Po stokroć dziękuje za wasze przybycie, mam nadzieję że klawo wam czas mija. Do północy zostały jeszcze trzy godziny, dlatego wykorzystajcie stary rok, tak dobrze jak tylko jesteście w stanie, tymczasem mijający rok 1832 umili wam koncert wielkiego, węgierskiego kompozytora, Ferenca Liszta!-

Gromkie brawa i owacje rozległy się w sali, na scenę wszedł kompozytor w eleganckim czarno-białym surducie.
Ukłonił się uradowany przed publicznością, po czym zasiadł za fortepianem. Czekał cierpliwie aż nastała idealna cisza.
Nacisnął jeden klawisz.
I drugi.
I trzeci, po czym z instrumentu wylał się potok cudownie zagranych nut. Nastawały chwilę ciszy, które przeradzały się w istną gotitwę palców po fortepianie, by zaś przejść w sentymentalną, spokojną muzykę.
Fryderyk podpierał się łokciem przy stoliku, miał zamknięte oczy aby mocniej wczuć się w słyszaną melodię. Nie widział ile to trwało, ale gdy Ferenc skończył dosłownie huczało od oklasków, ludzie byli dosłownie wniebowzięci.
Polski kompozytor odczekał jakiś czas, podczas gdy Liszt był otoczony wianuszkiem sympatyków, następnie wykaszlał się solidnie, powstał i odszukał Węgra. Ten podpierał ścianę z rękoma założonymi na szerokiej piersi. Fryderyk przełknął ślinę, i zdobył się na odwagę.

- Szczere gratulację od mej skromnej osoby, szanowny panie Liszt. Jak żyję to jeszcze cudowniejszego wykonania nie słyszałem.- Chopin powiedział i uśmiechnął się ledwo zauważalnie, aczkolwiek uroczo.

Liszt mrugnął przyjacielsko oczami i zaczął.

- Ah, dziękuje lecz to właśnie pań, panie Chopin jest ikoną muzyki fortepianowej. Dorównuje a nawet przerasta najwybitniejszych kompozytorów.-

- Śmiem twierdzić dokładnie to samo, jeno o panu. A tak na marginesie, ogromnie mi się podoba ta chustka.-  Liszt chwycił w smukłą dłoń chustkę Chopina i pogładził ją figlarnie. Polak zaczerwienił się i podziękował nie bardzo wiedząc co jeszcze może na to powiedzieć.

- Nie mówmy do siebie po oficjalnemu... To niszczy atmosferę- rzekł Chopin i znów głośno przełknął ślinę.

- A więc, Fryderyku, bardzo mi imponujesz.- nachylił się Liszt i wyszeptał Polakowi wprost do ucha, owiewając go oddechem, pachnącym miętą.

Chopin ujął go dyskretnie za rękę, upewnił się czy aby nikt niepożądany ich nie widzi i rzekł.

- Azaliż... Czuję się taki ciebie nie godzien, Ferenc, mam wrażenie że pod każdym względem mnie przerastasz.-

- Czy dokładnie pod każdym, to kiedyś się należy przekonać.- Liszt puścił Chopinowi oczko, i spuścił wzrok gdzieś pomiędzy okolice torsa a nóg.

Lisztin~amoureux de la musiqueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz