2

7 2 0
                                    


* * *

Tydzień i dwa dni. Tyle zajęło mi odgadnięcie gdzie może się znajdować mój cel.

,, Widzisz moja droga, jest nam przeznaczone się jeszcze raz spotkać. Nasze drogi zwiążą się ze sobą jak nierozerwalny supeł. Ren nas przyciągnie, najpierw mnie, poźniej ciebie, nim to zrozumiesz minie trochę czasu. Zastanów się więc czy chcesz mnie tak szybko opuszczać..." - Nie zdążył więcej powiedzieć bo w tym momencie wybiłam szybę w oknie i przez nie wyskoczyłam, gdy biegłam ile sił w nogach widziałam, jak wyważa zamknięte drzwi kuchenne w swoim domu osadzonym prawie, że na pustkowiu. Ostatnie co pamiętam to jego głośny śmiech i ręka uniesiona w górze w geście pożegnania.

Olśnienie zamigotało w mym umyśle, przy niedzielnym śniadaniu, kiedy to nieprzytomnym wzrokiem wpatrywałam się w widok za oknem przegryzając tosty. Choć od tego zdarzenia minęły prawie dwa lata nadal pamiętam brzmienie jego głosu, który wbrew jego naturze był miękki i lekko ochrypnięty. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie.

-  Więc Niemcy - powiedziałam do siebie biorąc łyk ciepłej herbaty.

Nazajutrz byłam już spakowana, gotowość do drogi zameldowałam w biurze:

- Felicjo, uważaj na siebie - rzekł szef z powagą, podając mi ze spokojem, czarny, mały, okrągły przedmiot.- To jest twoja ostatnia deska ratunku, naciśnij go jak będziesz miała kłopoty, wtedy cię namierzymy...

-  Spokojnie - przerwała zabierając od niego nadajnik,- jakby co dzwoń do piekła, mam zamiar zameldować tam szanownego pan ,,G".- Szef zaśmiał się krótko, po czym jego poważne spojrzenie napotkało intensywną zieleń moich oczu.

-  Jesteś jedną z najlepszych, liczymy na ciebie, Fel... - zamilkł, na krótką chwilę po czym dodał - nie zawiedź nas. - Po tym optymistycznym akcencie uścisnął mnie mocno i odwrócił się napięcie ruszając w stronę swojego gabinetu. Serce ścisnęło się w wzruszeniu, gdy patrzyłam jak się oddala. Był to porządny człowiek, zawsze dbał o swoich pracowników, z pozoru oziębły, lecz o wielkim sercu. Oczy przysłoniło mi wspomnienie jego zatroskanej miny, gdy od czasu mojego zniknięcia ujrzał mnie po raz pierwszy, w swoim gabinecie.

***

Pod dwóch dniach udało mi się dotrzeć do rzeki. Z niewiadomych przyczyn bardzo mało osób zapuszcza się na jej brzegi. Kiedy byłam pomiędzy miastami Bad Godesberg, a Bad Bresig, nie było już nikogo, żadnej żywej duszy.

Zanurzyłam wzrok w zieleni krzewów oddzielających toń wodę od brzegu po drugiej stronie rzeki. Ich intensywny kolor wręcz idealnie kontrastował z mętną barwą Renu. Nagle niebo zaszły ciemne chmury i mimo ogłuszającego dźwięku rzeki zrobiło się osobliwie cicho. Niepokój obtoczył każdą komórkę mojego ciała zwiastując nieunikniony tok zdarzeń, który niebawem miał się rozpocząć. Otchłań pozornego spokoju i przenikliwego bezruchu sprawił, że byłam wstanie wyczuć każdą żywą istotę znajdującą się w promieniach kilometra, choćby małą pszczółkę, która spoczęła nieopodal na rozłożystym kwiecie. Na sekundę irracjonalny strach przesłonił mi oczy, a przeczucie, że zaraz coś nastąpi zwiększyło się. Kłap! Rozłożysta roślina przypominająca kształtem baldachim zamknęła w swoich czeluściach nieświadomego niczego owada. Wtem poczułam jak zapada się pode mną ziemia. Wpadłam do rwącej wody jakby pchnięta przez niewidzialną siłę, lecz cały czas pozostawałam w miejscu. Ren jakby się na mnie obraził. Omijał mnie, nie zaprosił do jego tańca śmierci, byłam niczym głaz stojący w wodzie, bo stałam, lecz nie na wodzie. Obraz żelaznych okrągłych drzwiczek falował pod taflą wody.

-  Bardzo sprytnie G - mruknęłam pod nosem i zaczęłam odkręcać właz. Nagle porwał mnie gwałtowny wir, mający źródło w czarnym otworze, przypominający otchłań czarnej dziury. Zebrałam pospiesznie całą energię drzemiącą w moim dziele i spróbowałam wyrwać się z bezwględnej siły, która wsysała mnie z mocą większą od najnowszego modelu odkurzacza. Nie miałam już sił. Ciemność zabrała mnie z nad brzegu Renu.

Misja: WolnośćWhere stories live. Discover now