'' Dziesięć lat mija za dwa dni ''

21.7K 1.5K 548
                                    

To, że jestem zachwycona to zbyt słabe słowo. Mieszkanie, które właśnie oglądam ma w sobie wszystko, czego potrzebuję. Mieści się w małej kamienicy, z dala od centrum, aczkolwiek bardzo dobrze prosperuje tutaj komunikacja publiczna,więc lokalizacja nie jest dużym minusem. Samo mieszkanie nie jest duże, ale ma w sobie górski klimat, a widok z sypialni jest nieziemski.

- To mieszkanie jest rewelacyjne - zwracam się do właściciela, który cały czas przygląda mi się z niepokojem.

- To prawda - przyznaje. - Ale myślę, że nie jest ono odpowiednie dla ciebie. - zakładam ręce na biodra i przybieram poważny wyraz twarzy.

- Dlaczego? - domagam się odpowiedzi z zaciętością.

- Ponieważ w tej okolicy mieści się klub Gabriela Reeda.

- Kogo do licha?

- Prezydenta klubu motocyklowego. - zaciskam pięści na kolejną wzmiankę o tym zasranym klubie. Najpierw te dziewczyny w kafejce, a teraz właściciel mieszkania, które chcę wynająć. - Nie jest tu bezpiecznie nocami. Nie dla tak pięknych kobiet. Zwłaszcza samych.

- A czy w tej kamienicy ktoś jeszcze mieszka?

- Nie - odpowiada z powagą. - Nikt nigdy nie zdecydował się, aby zamieszkać tak blisko Gabriela i jego ludzi. Dlatego czynsz tu jest tak niski.

- Czyli wynajmując to mieszkanie muszę być przygotowana na atak klubu? - przytakuje. - I żaden sąsiad nie zadzwoni na policję, gdy będę za głośno? - ponownie przytakuje. - I też nikt mnie nie uratuje, gdyby ktoś mnie zaatakował? - znów się zgadza. - Ale zakochałam się w tym mieszkaniu, więc chcę je wynająć.

- Jesteś pewna? - pyta z dużym niedowierzaniem.

- Jak najbardziej. Odpowiada mi cena czynszu i widok z sypialni na góry.

- Ale tu jest niebezpiecznie.

- Wszyscy w tym mieście srają pod siebie, na samą myśl o jakimś pojebanym klubie motocyklowym, a ja naprawdę nie potrafię tego pojąć. Naprawdę chcę wynająć to mieszkanie i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. - wiem, że moja decyzja w świetle przedstawionego niebezpieczeństwa jest absurdalna, aczkolwiek nie czuję strachu. Mimo że każda osoba, którą dane jest mi poznać, wmawia mi, że klub degeneratów stwarza zagrożenie, to wciąż w pobliżu ich bazy, czuję się o stokroć bezpieczniejsza. Nie wiem skąd to wynika, ale na pewno ma to związek z moim wcześniejszym życiem i domem, w którym się wychowałam.

Czy to dziwne, że czuję się bezpieczniejsza w obliczu zagrożenia?

Tak! To jest dziwne! Nie potrafię tego wyjaśnić, ale taka właśnie jestem, dlatego brak sąsiadów i klub Gabriela Reeda, nie napawa mnie strachem, a siłą. I to jest w tym najpiękniejsze. W moich żyłach płynie czysta adrenalina, gdy muszę stoczyć walkę o życie. Im więcej strachu, tym więcej siły.

- Gabriel Reed jest złym człowiekiem...

- Co to znaczy, że jest zły? - pytam poirytowana. - Co na to wskazuje? Zabija? Molestuje dzieci? Gwałci? Podpala domy? Wysadza w powietrze miejsca publiczne? Sra gdzie popadnie i nie sprząta po sobie? Traktujecie tego człowieka jak złoczyńce i chcecie, by wszyscy tak myśleli, a tak naprawdę gówno go znacie!

- Jesteś jedną z nich? - pyta przerażony i cofa się kilka kroków, aby zachować między nami jak największy dystans.

- Nie, nie jestem jedną z nich. - wzdycham. - Po prostu nie znam ani Gabriela, ani jego ludzi, dlatego nie wypowiem się na ich temat, ani nikt mnie nie zastraszy.

- Ale go bronisz!

- Nie prawda. Po prostu wypowiadam swoje zdanie, ale skoro według was ten cały patologiczny klub rządzi tym miastem, to w porządku. Ale mną rządzić się nie da, dlatego chcę wynająć to mieszkanie i jeszcze dzisiaj w nim spać.

~***~

Idąc ulicami miasta czuję na sobie ciekawskie, a nawet złowrogie spojrzenia. Może wpadam w lekką paranoję, ale naprawdę mam wrażenie, że wszyscy wokół mnie oceniają, aczkolwiek przecież nikt mnie nie zna. Ba! Po co ktokolwiek chciałby tracić swój cenny czas na oglądaniu mnie? Jestem tu anonimowa, a jedyną osobą, która za moje nazwisko, jest właściciel mojego mieszkania, więc wciąż pozostaję tajemnicza dla całego miasteczka.

Przekraczam próg kafejki, w której wczoraj jadłam rozpływające się w ustach naleśniki i od razu zauważam Kaydena szwendającego się między stolikami. Gdy tylko mnie zauważa, uśmiecha się i gestem pokazuje, abym zajęła miejsce przy barze.

- Hej, nowa. - wita się, aczkolwiek z irytacją wywracam oczami na słowo: ''nowa''.

- Mam imię - wzdycham. - Mów mi Mae lub Maeve. - dopowiadam ostrzej niż zamierzałam, ponieważ nie potrafię zaakceptować faktu, że ktoś nazywa mnie inaczej niż po prostu Mae.

- Jak chcesz - odpowiada lekceważąco. - Ale to imię w ogóle do ciebie nie pasuje. - stwierdza, na co unoszę brwi i przygryzam wewnętrzną część policzka. - Nie zrozum mnie źle, ale po prostu twoje imię jest dość dziwne. Jak dla jakiejś wróżki, czy coś w tym stylu. Wolałbym mówić na ciebie piękna, albo nowa.

- Mae! Mów mi do cholery jasnej Mae! Nigdy więcej nie nazywaj mnie inaczej, niż Mae! - uderzam otwartą dłonią w blat baru, wpatrując się prosto w oczy Kaydena z wrogością. Nikt nigdy więcej nie nazwie mnie swoim kochaniem, skarbem, kwiatuszkiem, gwiazdką i innym gównem. W moim przypadku zdrobnienie mojego imienia jest wersją pieszczotliwą, a kto tego nie potrafi zaakceptować, niech najlepiej zniknie mi z oczu.

- No dobrze - kapituluje. - Nie rozumiem, dlaczego tak przy tym się upierasz, ale uszanuję twoje zdanie.

- Ok. - burczę pod nosem.

- Żadnego, dziękuję? - pyta zaskoczony, czego kompletnie nie potrafię pojąć. Za co mam mu niby podziękować? Za to, że łaskawie ustał na mój jedyny warunek?

- Nie - odpowiadam ze znudzeniem.

- Co z tobą jest nie tak? - unosi się, co lekko zbija mnie z tropu.- Wczoraj byłaś miła i pełna wigoru, a dzisiaj zachowujesz się jak zimna suka.

- Co? - prycham. - Wczoraj po prostu jadłam naleśniki, a dzisiaj chciałam wypić tu kawę.

- Maeve, ja mówię poważnie. Wywarłaś na mnie bardzo dobre wrażenie, byłem tobą wręcz zachwycony, a dzisiaj widzę inną wersję ciebie, a ona już mi się tak bardzo nie podoba.

- Kayden - lekko się uśmiecham. - Nie tylko moje imię jest skomplikowane. Ja cała jestem skomplikowana i tylko nieliczni potrafią mnie rozgryźć.

- Możesz mi to wyjaśnić? - pyta cierpko, tak jakbym podeptała jego nadzieje na naszą wspólną przyszłość.

- Dziesięć lat temu poznałam pewnego chłopaka. Miał najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Był czarujący, lecz romantykiem był gównianym. - śmieję się sama do siebie. - Jego tata robił interesy z moim staruszkiem, dzięki czemu dane mi było spędzić mnóstwo czasu z Gabem. Był to niegrzeczny chłopiec, wręcz diabeł w ludzkiej skórze, aczkolwiek widziałam w nim dobro. Pokochałam go...

- I pewnie facet złamał twoje nastoletnie serduszko i teraz mi powiesz, że przez tego drania nie umawiasz się na randki, bo każdy facet jest taki sam!

- A on pokochał mnie - kontynuuję, ignorując zbulwersowanie Kaya. - Rozdzielił nas mój brat. Był brutalny i bezwzględny. W dniu, w którym Gabe opuszczał Texas, dał mi nasze wspólne zdjęcie, a na odwrocie napisał, że będzie na mnie czekał...

- Ale się nie doczekał - prycha Kay z zadowolonym uśmieszkiem.

- Dał mi dziesięć lat - dopowiadam. - Dokładnie napisał, że będzie czekał na mnie dziesięć lat.

- No cóż - śmieje się Kay. - Dziesięć lat minęło, więc już jesteś wolna i możesz pójść ze mną na randkę.

- Dziesięć lat mija za dwa dni, ale nawet jeślibym chciała go odszukać, nie mam pojęcia, gdzie jest teraz. Mój brat zadbał o to, bym nigdy więcej go nie spotkała.

-----
Hej misie ❤️
Kocham was rozpieszczać 😘
Buziole ❤️

Rówieśniczka diabła PREMIERA 24 STYCZNIA 2023 ROKWhere stories live. Discover now