1. Strącenie

275 13 16
                                    

Balladyna stała w gotowości obok reszty bohaterów lektury. Zaczęła się lekcja i za chwilę klasa miała zacząć odczytywać książkę. Wszyscy się przygotowywali do swoich ról.

-Otwieramy na pierwszej stronie! Lewis, zacznij czytać.

Chłopiec otworzył dzieło Juliusza Słowackiego, a do klasy wpadł lekki powiew wiatru. Nagle główna bohaterka poczuła mocne szarpnięcie. Kartka z książki została wyrwana! Zdarzało się to często, lecz pierwszy raz wyszarpana została strona, na której akurat stała. Poczuła jak grunt usuwa jej się spod stóp. Złapała rękoma za koniec kartki i trzymała bardzo mocno, jednak ciągle słabła. W końcu jej zmęczone ramiona puściły, a ona spadła w ciemność.

-Ale proszę pana! Ta książka jest niekompletna!- powiedział Lewis.

Nauczyciel podszedł zdziwiony. Cała treść książki była zachowana prócz scen z Balladyną. Tam gdzie powinny być zdania była pustka, białe linie. Zdziwiony zaczął chodzić od ucznia do ucznia. Wszyscy mieli braki w książce.

~~~

Obolała dotknęłam palcami czoła. Było lekko opuchnięte i strasznie bolało. Nie mogłam sobie przypomnieć co się stało. Otworzyłam delikatnie oczy. Biel pomieszczenia, w którym byłam wręcz kłuła w oczy. Rozejrzałam się dookoła, leżałam w jakimś salonie. Podniosłam się lekko próbując zrozumieć kim jestem i co tu robię. Nagle drzwi wejściowe się otworzyły i do środka wtargnęła śliczna blondynka. Podniosłam brew i spytałam:

-Kim jesteś?

-Bella, nie czas na żarty. Masz ważne spotkanie.

-O co chodzi? Jak mam na imię? Kim jestem?- bombardowałam dziewczynę pytaniami.

-Uderzyłaś się o coś?- spojrzała na mnie.- Twoje czoło, Bella.- przysłoniła usta ręką.

-Kim do cholery jestem?! I czemu mówisz na mnie Bella?

Dziewczyna lekko się wzdrygnęła i popatrzyła na mnie zmartwiona.

-Masz na imię Balladyna, ale mówimy na ciebie Bella. Ja jestem Alisa, twoja siostra.

Patrzyłam na nią z szeroko otwartymi oczami, nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Przecież powinnam to pamiętać!

-Jesteś właścicielką firmy ,,Raspberry" i zaraz masz ważne spotkanie, które odwołam. Musimy iść do szpitala.

-Nie, nie. Poradzę sobie.

Wstałam, lekko się chwiejąc. Złapałam się stołu i powiedziałam siostrze żeby przełożyła na jutro spotkanie. Popatrzyła na mnie z zawahaniem i wyszła. Wyszłam z salonu i zaczęłam zwiedzać dom. O co  tu chodzi? Dlaczego niczego nie rozumiem? Weszłam do pierwszego pomieszczenia. Była to sypialnia, a z niej wyjście do łazienki, dalej kuchnia, druga łazienka i biuro. Właśnie tego szukałam! Weszłam do pomieszczenia i zaczęłam przeglądać papiery. Moja firma nazywa się ,,Raspberry- Malina", cóż bardzo oryginalna nazwa. Specjalizuje się ona w kosmetykach- głównie perfumach- i finansuje ona poszukiwanie osób zaginionych. Nie powiem, ciekawie. Nie mając innego zajęcia na głowie usiadłam przed biurkiem i zaczęłam wypełniać kartki i szukać informacji o osobie, z którą miałam mieć spotkanie. Gabriel, znany pod pseudonimem Grabiec, właściciel firmy architektonicznej. Miałam się z nim spotkać, by uzgodnić projekt domu, w którym zamieszka moja matka. Jest ona już starszą wdową, nadal ma powodzenie u facetów lecz z tego nie korzysta. Mieszka sama w małym domu i prowadzi osiedlowy sklep spożywczy. Gdy już zebrałam wszystkie informacje, które były mi potrzebne wyszłam z pomieszczenia i wróciłam do sypialni. Nie patrząc na to, która jest godzina zasnęłam.

°°°

514 słów.
Pierwszy rozdział, a właściwie prolog nowej wersji Balladyny za nami. Jak wrażenia? Z chęcią też poczytam wasze rady i krytykę, oczywiście konstruktywną ;)

BalladynaWhere stories live. Discover now