Łóżko, dom, harmonia.

***

Gwiazda Zaranna wydawała się nie zmieniać. Rybacka mieścina, niegdyś jedna z najważniejszych w Skyrim, wiecznie pokryta śniegiem, trwająca nieprzerwanie od wieków.

Kopyta Cienistego obijały się miarowym stukotem o oblodzone kamienie, którymi wyłożona była główna droga, przebiegająca przez całą długość miasta. Mieszkańcy unosili głowy znad swoich zajęć, przypatrując się nieznajomemu jeźdźcowi i jego kruczoczarnemu wierzchowcu.

Na początku można by było uznać, że na grzbiecie konia leży pakunek owinięty w kilka rolek materiału. Dopiero po bliższej, dłuższej inspekcji dało się wyodrębnić kręcone włosy, wylewające się niczym smoła z zaciągniętego kaptura. Kościste, brązowe ręce, zaciśnięte wokół skórzanej uprzęży. Mimo wszystko nikt nie uznał jej obecności za dziwną. Kolejna ofiara wojny uciekająca przed pożogą. Być może uda jej się dotrzeć w bezpieczne miejsce, gdzie czekać będzie na nią ciepłe ognisko i kufel pełen piwa. Większość uchodźców nigdy nie dostawała się do Wichrowego Tronu. Kończyli w rowie, przysypani grubymi warstwami śniegu, z zaciągniętymi mgłą oczami i fioletowymi ustami.

- Mamo, dlaczego ktoś ciągle chce wojny? - zapytała Mahogany, dawno temu, dyndając nogami nad kołem wozu.

Khajitka zastygła na ułamek sekundy w bezruchu, po czym, powoli, powróciła do wytrzepywania kolorowego materiału sukni. Turkusowe frędzle na krańcu tkaniny zatańczyły na wietrze.

- Niestety - zaczęła Ma'Ri, obserwując kątem oka konwój pełen więźniów, znikający za murami miasta - Ludzie wolą umierać za bogów w niebiosach, niż żyć dla ludzi na ziemi.

Mahogany nie rozumiała wtedy słów swojej przybranej matki. Wzruszyła ramionami i powróciła do wysysania miodu z wielkiego plastra wosku. Mlaskała jak opętana, a po jej siedmioletnim podbródku spływała kropla gęstego złota. Bramy miasta zamknęły się z trzaskiem, przypieczętowując los więźniów.

Cienisty zatrzymał się gwałtownie, zarzucając głową do tyłu i parskając cicho, para uleciała z jego nozdrzy. Na jego grzbiecie, skulona sylwetka podskoczyła lekko. Schowana w kapturze głowa poruszyła się, rozglądając wkoło. Przetarła sklejone oczy dłonią i odgarnęła ciężki materiał z czoła, uwalniając kaskady czarnych loków. Zauważyła, że jej włosy stawały się coraz cieńsze. Nie błyszczały już w słońcu, wisząc smętnie przy jej skalpie. Zimne powietrze i słońce, odbijające się w śniegu wywołały łzy w jej oczach.

- Już jesteśmy? - zapytała zachrypniętym głosem.

Koń kopnął przednim kopytem, posyłając grudki zabłoconego śniegu w powietrze. Mahogany uznała to za potwierdzenie i ześlizgnęła się ze zwierzęcia. Gdy tylko jej nogi dotknęły ziemi, kolana się pod nią ugięły i Mahogany wylądowała w śniegu. Czuła na ramieniu lekki dotyk chrap Cienistego. Koń rozwiewał jej włosy swoim oddechem.

Jej ręce drżały niekontrolowanie. Przed oczami zatańczyły jej mroczki. Czuła ostry ból wysoko na udach, skórzane spodnie przykleiły się do głębokich otarć.

- Jesteś nieodpowiedzialna - usłyszała beznamiętny głos Luciena, jego szata przenikała nieznacznie przez jej kolana.

Dziewczyna posłała mu rozgniewane spojrzenie, spod grubych brwi. Oparła ręce na zamarzniętej ziemi i spróbowała się podnieść. Po chwili trudu i przeklinania udało jej się wyprostować. Jej nogi drżały lekko, czuła, jak kości przesuwając się pod skórą. Poprawiła krótki sztylet przy pasie i poklepała Cienistego po boku.

- Nic mi nie jest - powiedziała do konia i ducha, który skrzyżował ręce na piersi i wywrócił oczami.

Dziewczyna spojrzała na Cienistego. Ku jej rozdrażnieniu, również nie wyglądał na przekonanego.

Skyrim: KalopsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz