Część 3

5 0 0
                                    

Zdarzało się, że następowały momenty, kiedy jedyne towarzystwo na jakie miał ochotę Aleksander, było jego własnym. To wtedy właśnie siadywał przy biurku by pisać. O czym? Tyle myśli, które chciał wyrazić, tyle historii, które chciał opisać... Mogłyby wypełnić całą przestrzeń wokół, gdyby zamienić te myśli w powietrze. Bo on oddychał słowami. Ciągle krążyły wokół niego. Zdawało się nawet, że były jak żywe fascynujące istoty, które ciągle chętnie poznawał. Miały dla niego wielką moc.

Kochał literaturę, uwielbiał zanurzać się w książkach i zatapiać w historiach zapisanych na ich kartach. W swoim domu często siadywał z zamiarem pisania tych myśli, które zalewały go poza nim, na spacerze czy w zwykłym sklepie. Nieustannie o czymś myślał i zawsze był chętny słuchać ciekawych opowieści.

I zawsze chciał pisać własne.

Ale nie było to proste. A teraz już od długiego czasu tchnienie weny nie nadchodziło.

Siedział wdychając zapach kwiatów i wpatrywał się w biały ekran z migającym kursorem.

-Słowa nie płyną- mawiał do siebie i to było esencją tej sytuacji. Po prostu słowa nie płynęły i nie był w stanie tego zmienić.

W ciągu kolejnych paru dni zażywał leki i wmawiał sobie, że wszystko wraca do normy. Jakakolwiek by ona nie była, w ujęciu jego lub innych. Było jednak inaczej. Głos tajemniczej kobiety był wyraźny i wydawało mu się, że pamięta każdą przeprowadzoną z nią rozmowę, która przecież nie miała miejsca.

Źle się czuł po lekach. Sprawiały, że jego bystre brązowe oczy nabrały mętnego wyrazu otumanionego szaleńca, podkreślone przerażająco przez podkrążone oczy.

Wspominał jak trzymał widmową kobietę w ramionach.

Kiedy próbował pracować, wymawiał do siebie zaledwie kilka słów a potem jego pełne, wyraziste usta zaciskały się i nie był w stanie pisać już nic, ani wypowiedzieć więcej jak tylko tyle, że ona istnieje. Akta tajemniczej kobiety spoczęły na jego biurku nie otwierane od tamtego spotkania z Thomasem. Wystarczyło jedno jego spojrzenie na starą teczkę i już przed oczami miał ten makabryczny widok ran i smutku, którego podjąć się zrozumienia nie był teraz w stanie.

Nie był w stanie pisać, myśleć, żyć. Całe jego życie się waliło. Obawiał się, że długo tak nie wytrzyma. Był coraz bardziej wyczerpany i zrezygnowany. Nie potrafił walczyć z czymś czego nie rozumiał i nie mógł poddać się czemuś co nie istniało. Jego trwanie nie było nic warte i gdy zdał sobie z tego sprawę runął na środku pokoju, jęcząc w błaganiu o przyniesienie mu spokoju duszy i umysłu. Potrzebował pomocy...

Dlatego następnego dnia stał przed okazałym domem, na pierwszy rzut oka dość uroczym. Przez ogromną bramę dostrzegał zieleń trawy i kilka ławek umiejscowionych wzdłuż niewielkiej alei wijącej się przed frontem budynku.

Otoczony białym murem szpital psychiatryczny wzbudzał w nim ogromne obawy. Nie wyobrażał sobie siebie wśród jego mieszkańców ale potrzebował pomocy. Wątpił czy ją tutaj mógł otrzymać, jednak nie widział żadnej innej możliwości.

Nagle skulił się na środku chodnika pod wpływem ogarniającej go desperacji, gdyż znów usłyszał jej głos. Przykrywał rękoma uszy, jakby chciał odciąć się od wszystkich dźwięków tego świata. Gdy po chwili wstał, wiedział już, że nie ma wyboru dopóki nie usłyszał głębokiego, wyraźnego męskiego głosu, a w uszach zabrzmiała mu piękna angielszczyzna niczym z szekspirowskich sztuk, tak bardzo ukochanych przez Anglików.

-Wracaj do domu. Tam nie jest twoje miejsce-

Ujrzał postać ubraną w czerń, która tamtego wieczora gnębiła jego myśli, gdy pojawiła się na jego ulicy wzbudzając w nim poczuciu strachu. Ten mężczyzna stał tuż obok, patrząc przed siebie na budynek, a ręce trzymał swobodnie splecione za plecami, które okalał czarny płaszcz.

-Jesteś prawdziwy?- spytał pisarz niepewnie.

Aleksander chciał mu się przyjrzeć, lecz nie mógł dostrzec jego twarzy skrytej za zasłoną czarnych włosów. Czuł od niego jakąś nieokiełznaną potęgę i schowaną wewnątrz tajemnicę.

-Jak powietrze którym oddychasz - mężczyzna spojrzał na niego, tym samym odwracając się ku niemu.

Pośród kosmyków włosów okalających jego twarz dało się teraz ujrzeć delikatną białą skórę

i oczy pełne świadomości, koloru płynnej szarości. Nie było widać ani tęczówki ani źrenic, była tylko hipnotyzująca płynna, ciemna szarość pośród białek oczu.. Zawarty w nich był nieziemski urok. To nie było ludzkie spojrzenie. Był przy tym okrutnie piękny.

-Wracaj do domu- znów usłyszał jego zimny głos –I czekaj tam na mnie. Nie jesteś szalony- nachylił się lekko ku niemu, jakby przyglądając mu się i oceniając według sobie tylko znanych kryteriów

– Poczekaj na mnie a przyniosę ci prawdę- dokończył i po tych słowach odszedł.

Aleksander stał przez moment odrętwiały i zdezorientowany. Słowa tajemniczego mężczyzny, który mówił o przyniesieniu prawdy uderzyły w niego z potężną mocą i nagle poczuł się niczym bohater własnej książki. W jego umysł wkradł się obraz okrutnie pięknego mężczyzny. Zniknął cały Londyn wraz z jego codziennymi odgłosami oraz przejawami tętniącego życia, a pozostały męczące myśli o tym, co się dzieje i dlaczego to spotkało właśnie jego.

Rozważając ostatecznośćWhere stories live. Discover now