Rozdział V

101 12 2
                                    

Przypominało to walkę z diabelskimi sidłami

Kolejne dni po ukazaniu się tragicznego artykułu były horrorem dla siódemki Gryfonów. Nie zobaczyli Vicky po tym, jak nauczyciele zabrali ją z Wielkiej Sali. Podejrzewali, że pojechała do domu, do braci i na pogrzeb rodziców, jednak gdy w poniedziałek nadal nie było jej w szkole, zaczęli się poważnie niepokoić. Nauczyciele odmawiali powiedzenia im czegokolwiek, podobnie jak nie pozwolili im wcześniej zjawić się na pogrzebie.

- To nie podlega żadnej dyskusji. – powiedziała wściekła już profesor McGonagall, gdy po raz kolejny przyszli do jej gabinetu. – Panna Howells mogła wyjechać, ponieważ dotyczy to jej rodziny. Wy natomiast nadal macie zajęcia i nie wolno wam ich opuszczać.

Dziewczyny odchodziły od zmysłów, a Phoebe co rusz wybuchała płaczem. Wszyscy czuli się okropnie, że nie mogą wspierać przyjaciółki w tak trudnym dla niej czasie, a bezsilność doprowadzała ich do szaleństwa. Syriusz wysyłał kilka sów dziennie, próbując skontaktować się z Krukonką, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi, przez co chodził coraz bardziej poddenerwowany, a to skutkowało tym, że każdy bał się do niego odezwać. James i Remus polowali na Dumbledore'a, chcąc od niego uzyskać jakieś informacje, jednak dyrektor jakby wyparował. Chociaż osobiście podejrzewali, że unika ich i to bardzo skutecznie.

W końcu, w kolejny poniedziałek, zobaczyli Vicky pod salą do transmutacji. Wyglądała jak zjawa, wychudzona, z bladą cerą i opuchniętymi oczami. Natychmiast podbiegli do niej, dziewczyny próbowały ją przytulić, a ona delikatnie je odepchnęła. Remus objął ją ramieniem, spodziewając się odtrącenia, ale to nie nastąpiło. Chwilę później jednak przyszła profesor McGonagall i Krukonka wymknęła się spod jego ramienia i weszła do sali.

Tego dnia otrzymali wyniki egzaminów, lecz nikogo nie cieszyły dobre stopnie. Nawet Peter nie tryskał energią, że udało mu się zdać wszystko na tyle dobrze, by móc kontynuować swoje przedmioty na siódmym roku. Vicky na każdej przerwie im znikała, a gdy już się pojawiała, to nie dopuszczała ich do siebie. Wcześniej ciągle roześmiana, teraz stała się milcząca, a z jej oczu bił taki smutek, że wszyscy mieli pustkę w głowie, jak ją pocieszyć.


W końcu przyszedł 30 czerwca i czas było spakować się i wrócić do domu. Gdy Ekspres Londyn-Hogwart ruszył ze stacji Hogsmeade, ósemka przyjaciół po raz pierwszy nie wiedziała co robić w drodze. Gryfoni bali się śmiać, by nie urazić Krukonki, jednak ta szybko oparła czoło o szybę pociągu i zasnęła. James i Syriusz wymienili spojrzenia i zaproponowali reszcie partię Eksplodującego Durnia, a Lily i Remus poszli spełniać obowiązki prefektów. Powoli zaczęli się rozluźniać i w końcu nawet można było usłyszeć śmiech, dochodzący z ich przedziału.

- Idzie pani z wózkiem, co kto chce, to dawać monety i od razu kupię wszystko. – zarządził Lupin wchodząc do przedziału.

- O nie, nie wiem gdzie mam pieniądze. – zawiedziona Lily przeszukiwała wszystkie kieszenie, jednak nie znalazła nawet złamanego knuta.

- Powiedz co chcesz, to Ci kupię. – zaoferował się Potter, mierzwiąc sobie włosy. Złoty znicz latał mu koło ucha.

- Nie ma mowy. Nie będziesz mi niczego fundował. – dziewczyna spojrzała na niego krzywo.

- Na Merlina, Evans – Gryfon wywrócił oczami. – Kupisz mi coś, jak będziemy wracać.

Na taki układ pani prefekt się zgodziła i już chwilę później każdy jadł swoje ulubione przysmaki. Na parapecie koło Vicky położyli jej ukochane Musy-Świstusy.

Kołatka w kształcie orłaWhere stories live. Discover now