— Zdrajczynię — odparł sucho.

— Myślałem bardziej o kukiełce, ale to też może być.

Nie mogłam znieść ich nieobecnych spojrzeń. Musiałam wyjaśnić im jaka była prawda.

— Chłopaki... pozwólcie mi wyjaśnić. To nie tak jak myślicie...

— Serio? Bo właśnie tak wygląda. Na co przehandlowałaś swoją wolną wolę? Wypuścił cię z kratki? Dał lepsze żarcie? — Jonathan usiadł na łóżku i zwiesił nogi w dół.

— Stary weź te śmierdzące nogi! — Rozległ się poirytowany głos Michaela na dolnym piętrze łóżka.

— Mamy gdzieś twoje wyjaśnienia. — Chłopak przycisnął nogi do brzucha, nadal spoglądając na mnie z niechęcią.

Postanowiłam jednak spróbować. Musieli zrozumieć.

— Myślicie, że coś osiągniecie, robiąc sobie z nich swoich wrogów? Na ten moment jesteśmy bezradni, a jedyną nadzieją na jakiekolwiek informacje są właśnie oni. Musimy przekonać ich, że jesteśmy posłuszni, ale to nie oznacza, że tacy właśnie musimy być.

— Co masz na myśli? — Michael podniósł głowę z pozycji leżącej.

— Michael! — skarcił go Jonathan — Nie ufaj jej.

— Jak dotąd buntowanie się i łażenie własnymi ścieżkami nie zaprowadziło nas daleko.

— Żyjemy — zwrócił uwagę Jonathan.

— Tak, ale spójrz, gdzie teraz jesteśmy. Jesteśmy zakładnikami, którym wmówiono, że to bezpieczne schronienie. Za dużo istnień padło myśląc, że może to zrobić po swojemu. Ja nie mam zamiaru pozwolić kolejnym osobom na śmierć. Zrobię wszystko, by utrzymać was przy życiu. Nawet jeśli będzie to oznaczało opowiadanie kłamstw.

— I co potem? Myślisz, że jeśli będziesz posłuszna, to puści nas wolno? Zdradzi wszystkie sekrety?

— Nie mam pojęcia. Ale myślę, że jeśli dostrzeże, że nie jestem już zagrożeniem, może spojrzeć na całą sprawę inaczej. Taką mam przynajmniej nadzieję.

Jonathan w końcu postanowił zejść ze swojego łóżka i po chwili znalazł się tuż przede mną. Jego ciemne włosy były rozczochrane, jakby dopiero co wstał po całej nocy spania.

— Luc po tym wszystkim dalej masz w sobie tę złudną wiarę w ludzi. — W jego głosie rozbrzmiewał smutek.

— Mylisz się. To nie nadzieja — Odwróciłam się do niego plecami i splotłam ręce na piersi. — To desperacja.

♤♤♤

Całą trójką wcisnęliśmy się na łóżko Michaela. Po chwili jednak Jonathan nie wytrzymał i z uniesionymi do góry rękoma zawołał, że czuje się jak sardynka w puszce i już woli siedzieć na podłodze. Tak też zrobił.

Przez pewną chwilę między nami panowała cisza. Chłopacy nie do końca zgadzali się z moim planem, ale dobrze wiedzieli, że nie namówią mnie do zmiany zdania. Więc jedynym sposobem, by pilnować mnie, bym nie wpadła w żadną pułapkę, było przyłączenie się do mojego planu.

Michael na pewno nie będzie mieć problemu, jest najmilszą i najbardziej pogodną osobom, jaką przypadło mi spotkać. Jonathan nie należał do osób nadzwyczaj przyjaznych, ale wiedziałam, że gdy sytuacja tego wymagała, potrafił zrobić, to co należało. Pozostała nam jeszcze tylko jedna osoba...

— A gdzie w ogóle jest Taia? — spytałam po pewnym czasie.

— Nie wiemy. — Michael wzruszył ramionami.

PlagaWhere stories live. Discover now