IX

2.2K 166 21
                                    

Wydawać, by się mogło, że krajobraz stanu Ohio zachęcał do pieszych wycieczek. Równe drogi, w okół pełno zieleni, drzewa, krzaki, wysoka trawa. Jednak w mojej głowie nie widziałam planu wycieczki, ale możliwą zasadzkę. Każde drzewo, każdy krzak mógł kryć za sobą coś więcej. Teraz wiedzieliśmy, że skoro jedno auto mogło wejść nam w drogę co przeszkadzało innym.

— To jest zabawne jak przyroda wydaje się nie zdawać sprawy z tego, że Ziemia umiera - powiedziałam siedząc na asfalcie zakrywając jedną ręką oczy, by uchronić się przed słońcem.

— Dziwne. W pogodzie nie wspominali nic o takim mocnym słońcu. - Nagle jakby wyczuwając idealny moment na kpinę pojawił się Jimmy.

— To wcale nie jest śmieszne. Ja cierpię — rzuciłam z udawaną dramaturgią.

— Chodź, musimy iść dalej — przypomniał.

— Nie uważasz, że zasługujemy na mały odpoczynek? Idziemy już... - odezwałam się powoli podnosząc się z miejsca.

— Trzy godziny.

— Trzy godziny? Kurwa, ja nie wstaję - mówiąc to opadłam ponownie na swoje miejsce, choć mój tyłek znajdował się zaledwie kilka centrymetrów nad powierzchnią.

— Okej, więc na co masz ochotę? — Ukląkł tuż przy mnie. — Możemy pójść na kręgle, wiesz chyba niedaleko widziałem jakiś klub. Poczekaj, zadzwonię po kumpli. - W tym momencie wyciągnął dłoń i przyłożył ją do ucha jakby była komórką. - A nie, przecież wszyscy nie żyją. Wstawaj mała, przed nami jeszcze długa droga. - Ostatnie zdanie wypowiedział z niewyobrażalną powagą. Zaraz po skończonym zdaniu wyciągnął w moim kierunku rękę w geście pomocy. Spojrzałam na niego krótko, po czym zignorowałam propozycje i bez problemu podciągnęłam się do góry.

— Więc chodźmy, Drake.

♠ ♠ ♠

To co wydawało mi się śmieszne w tym stanie, to jak szybko jego krajobraz się zmieniał. Dopiero co minęliśmy skrzyżowanie z nie działającymi światłami wiszącymi nad jezdnią niczym wielka pajęczyna. W okół nas była równa powierzchnia, pola i kompletna pustka.

Teraz natomiast zaczęły nas otaczać drzewa, które powoli, z każdym krokiem zmieniały się w coś większego.

— Znowu te cholerne drzewa.

— Co masz do drzew? Widzieliśmy je przecież wcześniej. — Zaśmiał się krótko chłopak.

— Wiem, ale wolę bardziej otwartą przestrzeń.

— Mówisz, że drzewa przy drodze powodują, że otoczenie staje się zamknięte? — Każde słowo wypowiedział powoli jakby za każdym z nich stawiał niewidzialną kropkę. Denerwowało mnie to, że nie potrafił brać tego co mówiłam na poważnie. Faktycznie, czasami moja wypowiedź mogła mijać się z celem, ale nie musiał mnie dobijać.

— Poczekaj. — Chłopak nagle ustał, a ja spojrzałam jak zdejmuje z ramion plecak i wyciąga z niego swój zeszyt. - Podejrzewam, że minęły jakieś cztery godziny od kiedy wyruszyliśmy. Jak dotąd napotkaliśmy dwie osoby, aczkolwiek martwe i zarażone i jedną - niezidentyfikowaną. Minęliśmy kościół, kilka budynków przy drodze i rozwidleń. Zaczynam podejrzewać, że powinniśmy skręcić w jedną z tych bocznych dróg. Miasta z reguły nie znajdują się tuż przy drodze, a to nasza jedyna szansa.

— Ale, czy nie powinniśmy zobaczyć jakiś znaków informujących nas o tym?

Stany w Ameryce różniły się od siebie pod wieloma względami, były połączone ze sobą za pomocą luźnych nitek tworzących z nich kraj i wspólnotę. Wydawało mi się, jednak, że znaki były czymś występującym wszędzie.

— Wielka szkoda, że nie mamy mapy — skwitowałam.

— Jak na razie musimy iść dalej, to co nas otacza to prosta droga i kilka drzew. Jak pojawi się jakieś rozwidlenie pomyślimy co dalej. Potrzymasz? — Widząc jak potrząsam głową podał mi swój notes, a sam sięgnął po coś do torby.

Spoglądałam z zainteresowaniem w przedmiot leżący w moich dłoniach. Przejechałam palcami po literce ,,D'' na jego wierzchu. Strasznie ciekawiła mnie jego zawartość. Jimmy mówił, że zawiera on jego myśli i notatki na temat Plagi. Przerzuciłam kilka stron, po czym napłynęła do mnie myśl:

,,Tylko spojrzę. To jeszcze nie zbrodnia.''

Chwyciłam przedmiot drugą ręką i przewróciłam kilka kartek. Wtedy usłyszałam dźwięk otwieranego zamka. Z przerażeniem zamknęłam przedmiot. Ale zanim to zrobiłam zdążyłam dostrzec kilka słów nabazgranych na jednej ze stron niestarannym stylem, jakby w pośpiechu:

,,Dziś stało się jasne. Jestem mordercą. Częścią tego wielkiego spisku...''

— Idziemy? — Chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Odpowiedziałam mu starając się ukryć to co toczyło się teraz w mojej głowie.

Po tym wszystkim, gdy spotkałam kogoś i zdołałam mu zaufać, znowu wróciłam do punktu wyjścia.

Byłam sama.


Od Autorki:

Przyznam, że kompletnie zapomniałam, że nie dodałam tego rozdziału. Okazało się, że skończyło się na planach. A miałam go wrzucić jeszcze kiedy byłam w Grecji. No, cóż mam nadzieję, że cieszycie się z wakacji, ja mam jeszcze tydzień zajęć i dwa egzaminy — także trzymajcie kciuki.

Następny rozdział pojawi się jak tylko przejdzie korektę, ale prawdopodobnie będzie to za tydzień.

PlagaWhere stories live. Discover now