Rozdział XXXIV - „Mailan"

Comincia dall'inizio
                                    

— Jest dość popularne wśród turystów — powiedział Mikkel, co wyjaśniało wszystkich tych ludzi na dworcu.

Tłum przerzedził się, kiedy wyszli na ulice. Wciąż było bardzo wcześnie, większość ludzi spała, tylko niektórzy zmierzali już do pracy — głównie byli to pracownicy fabryk.

— Opowiedz mi o tym mieście — powiedziała Ellain, rozglądając się.

Podobało jej się tu. Budynki nie przytłaczały swoimi rozmiarami — były wysokie, ale smukłe. I stare, zapewne jeszcze z czasów młodości Ellain, ale jakoś przetrwały, nie zostały zniszczone. Całe miasto, a przynajmniej ta jego część, którą widziała teraz kobieta, było jasne, zadbane i niezatłoczone. No i nie śmierdziało, co było chyba największą jego zaletą.

— To miasto nastawione na turystów — powiedział Mikkel. — Z tego, co wiem, zachowało się tu sporo budynków sprzed Upadku. Raj dla badaczy historii, jak mówią. Ja... — Pokręcił głową. — Nie wiem o nim zbyt wiele. Nigdy tu nie byłem.

— Ale to ważne miasto, a ty jesteś Onviańczykiem — wytknęła mu. — Powinieneś interesować się swoim krajem.

Mikkel uniósł brwi.

— Sarlańczykiem, nie Onviańczykiem. Onvia już dawno upadła.

Ellain zupełnie o tym zapomniała. Widziała przecież mapy — wielkie imperium, które kiedyś tworzyła Onvia, teraz stanowiło dwa osobne państwa — Sarlan i Orlan. Ale wciąż mówili w tym samym języku — omiańskim — którego Ellain nie znała zbyt dobrze. Kolejny powód, dla którego potrzebowała Mikkela.

— Wyleciało mi to z głowy. — Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła Mikkela pod ramię. — Masz ochotę pozwiedzać?

— Ellain... — Westchnął. — Myślałem, że ci się spieszy.

— Bo to prawda. Ale mogę poświęcić trochę czasu na zwiedzanie. Podoba mi się tu. Chodźmy na rynek.

Nie dała mu szans na protest, pociągnęła go mocno, idąc przed siebie. Nawet nie wiedziała, gdzie iść, zdawała się na swój instynkt.

Koniec końców, nie dotarli do rynku, tylko zabłądzili gdzieś pomiędzy kamienicami, gdzie uliczki stawały się ciaśniejsze. To już się Ellain nie podobało. Lubiła otwarte miejsca i dużo wolnych przestrzeni, a to... Za bardzo przypominało jej więzienie.

Objęła się ramionami, choć wcale nie było zimno i popatrzyła na Mikkela.

— Miałeś rację, to głupi pomysł. Tylko straciliśmy czas. Zaprowadź nas do portu.

Mężczyzna westchnął. Jeśli się niecierpliwił, nie dał po sobie tego poznać.

— Nie wiem, gdzie jest port, Ellain. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.

Ellain uśmiechnęła się szeroko.

— Naprawdę się zgubiliśmy? Świetnie! To będzie wspaniała przygoda!

Mikkel jęknął, kiedy znów pociągnęła go za sobą, ale nie protestował. Ellain pamiętała (mniej-więcej) drogę, którą wcześniej przeszli, dlatego dojście do punktu wyjścia nie zajęło im aż tak dużo czasu. A stamtąd droga do portu okazała się całkiem prosta.

Zanim jednak tam dotarli, zatrzymali się w jakiejś gospodzie, żeby coś zjeść. Ellain nigdy nie przepadała za rybami i owocami morza, ale nie jadła ich od tak dawna — od czterystu lat! — że prawie się popłakała, czując ich zapach.

Mikkel z trwogą przyglądał się, jak wydaje kolejne monety, aż w końcu zmusiła się, żeby przestać. Wątpiła, żeby w dalszej drodze były im potrzebne jakieś pieniądze, ale nie chciała martwić Mikkela jeszcze bardziej.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora