Rozdział dziesiąty

327 33 42
                                    

– Co włożyłabyś na potencjalną randkę? – spytała Elise, stając przed szafą.

– Coś ekstra. – Usłyszała nieco zniekształcony głos Kerstin wydobywający się z głośnika telefonu. – Zaszalej. Może jakaś krótsza spódniczka? Albo najlepsza kiecka, jaką posiadasz w szafie. Trochę ciężko ocenia mi się ciebie na odległość. Sorki, że nie mogłam przyjść.

– Jasne, musisz zaopiekować się kuzynką. Skąd ja to znam.

Wyciągnęła czerwoną sukienkę w kwiaty, którą ostatnio miała na sobie chyba rok temu. Zapomniała, że ją w ogóle posiadała, a przecież była jedną z jej ulubionych.

– Może coś, co podkreśli ci tyłek. Wtedy oboje od tyłu będziecie wyglądać nieziemsko.

Elise zachichotała.

– Przestań już z tym tyłkiem.

– Nic nie poradzę, że jego jest fenomenalny. – Elise wyobraziła sobie, jak Kris wyrzuca ręce do góry w bezradnym geście. – Zresztą twój też jest niczego sobie. Może włóż te obcisłe rurki, które pożyczyłam ci wieki temu, jak dostałaś okresu w szkole?

– Ma być ciepło, zagotuję się w tym.

– To sukienka będzie super pomysłem. Może ta niebieska, twoja ulubiona?

– Miałam ją na sobie w piątek, już mnie w niej widział. – Czy nie zachowywała się jak typowa nastolatka?

Wyciągnęła zaraz kolejną sukienkę, białą w różowe drobne kwiatki, na ramiączkach, sięgającą jej do kolan. O, ta będzie idealna, pomyślała.

– Chyba znalazłam.

– Nie zapomnij wysłać mi zdjęcia. A teraz muszę spadać, ten mały potwór włazi mi na kredens w kuchni.

Kris rozłączyła się bez pożegnania. Elise zachichotała, włączając żelazko i w międzyczasie szukając jakichś kosmetyków, którymi mogłaby wykonać delikatny makijaż.

Stresowała się tym festynem od samego rana. Na myśl, że znowu zobaczy Willa, że będzie mogła z nim porozmawiać, poznać lepiej, że być może znowu weźmie on ją za rękę, że sprawi, że zapomni o wszystkich swoich problemach, robiło jej się cieplej na sercu, a w dole brzucha czuła przyjemny uścisk.

Rodzice chyba niczego się nie domyślali. Ostrzegła ich, że wychodzi po południu i może wrócić późno, ale nie zadawali żadnych pytań. Może stwierdzili, że wychodzi gdzieś z Kerstin i Marcusem? Albo mieli do niej większe zaufanie, niż przypuszczała?

Uprasowała dokładnie sukienkę, którą na siebie szybko narzuciła. Sprawdziła czas – umówiła się z Willem na szesnastą, a dochodziła piętnasta. Miała jeszcze sporo czasu, dlatego zrobiła staranny makijaż; przykryła pudrem wszystkie niedoskonałości, rzęsy pociągnęła czarnym tuszem, a usta podkreśliła malinową szminką. Kiedy doszła do wniosku, że jej twarz wyglądała jak trzeba, sięgnęła po szczotkę i starannie rozczesała włosy, postanawiając, że zostawi je rozpuszczone. Po namyśle sięgnęła jeszcze po swoją lustrzankę, którą przewiesiła sobie przez szyję, wcześniej wysyłając Kerstin swoje zdjęcie.

Za pięć szesnasta wyszła na plażę, przewieszając małą torebkę przez ramię, w której miała telefon i chyba cudem upchnięty sporej wielkości portfel. Od razu uśmiechnęła się na widok Willa, który już na nią czekał, nonszalancko oparty o furtkę. Miał na sobie koszulkę z krótkim rękawkiem, na którą narzucił dżinsową kurtkę, dobrze dopasowane spodnie (Elise od razu pomyślała o jego tyłku – to wszystko wina Kerstin!), a nad włosami musiał pracować dłużej niż zwykle, bo nie opadały niepokornie na wysokie czoło.

Opowieści z SandefjordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz