GRANICA PIERWSZA: Aura

7 0 0
                                    


Kilkanaście miesięcy wcześniej:

Energia? Można ją wytworzyć za pomocą technologii, czyż nie? Wiadomo przecież, że człowiek pozyskuje potrzebną mu energię w inny sposób. W końcu nie podłączy się go do kontaktu, no chyba, że na własne życzenie... My, ludzie dostarczamy ją za pomocą snu. Mówią, że przeciętny człowiek potrzebuje około ośmiu godzin odsypiania dziennie, a brak dostarczanej mu energii przez mniej więcej czternaście dni powoduje stopniowe wymieranie organizmu. Jednakże wszystko da się obalić. Być może nie jestem jakimś tam wybrykiem natury, ale znam inne sposoby. Zacznijmy od tego, że brak snu wpływał stopniowo na moje zdrowie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Na początku było ciężko, pierwsze trzy, cztery noce były najgorsze. Nieustanne otępienie, huśtawki nastroju, zawroty głowy i mroczki przed oczami. Później już się do tego przyzwyczaiłam.

Po kilkunastu dniach zmęczenie ponownie dało mi się we znaki. Tego ranka czułam się naprawdę fatalnie. Kofeina nie była w stanie mnie dłużej pobudzać. Końskie dawki, które wcześniej w siebie wlewałam, nie uchraniały mnie od zamiany w żywego trupa. Byłam wykończona, blada, z ciemnymi sińcami wokół oczu, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Zrezygnowana przykleiłam więc do twarzy ten sam, sztuczny, blady uśmiech, za którym kryłam się odkąd sięgam pamięcią i po szybkiej, porannej toalecie, zeszłam na parter naszej dwupiętrowej rezydencji. Po drodze myślałam nad tym, co by to było, gdyby rodzice się dowiedzieli o mojej chronicznej bezsenności. Mama jest dobrą kobietą, która naprawdę potrafi mocno kochać mimo wszystkich wad i popełnionych błędów, jednakże lubi grać ludziom na emocjach, a gdy się zdenerwuje, wpada w istny szał. A ojciec? Lepiej nie pytać, agresywny, władczy, z zasadami. Raz mnie przyłapał na siedzeniu na parapecie w środku nocy i wpatrywaniu się w gwiazdy. Pamiętam ciepło tamtego letniego zmierzchu, kojący oddech świeżego powietrza muskającego skórę niemal tak dobrze jak wybuch jego złości. Wściekłość żarząca się na dnie tak bardzo znanych tęczówek. Powiedziałam mu wtedy siląc się na jak najbardziej niewinny ton głosu, że miałam koszmar i nie mogłam ponownie zasnąć. Na szczęście mi uwierzył, choć po jego minie wywnioskowałam, że nie był tym specjalnie zachwycony. Wyczuwałam od niego niechęć i pogardę, jakby nie dopuszczał do siebie myśli, że ktoś mógłby się bać mar sennych. Nie miał racji, ale wtedy jeszcze nie miałam o tym pojęcia. Zadziwiające, że można się aż tak bardzo pomylić.

Potem musiałam bardziej uważać. Każde potknięcie było jak stąpanie po cienkim lodzie. W jego towarzystwie „igrać z ogniem" nabierało zupełnie nowego, wyrazistszego znaczenia.

* * *

Od samego ranka mam uciążliwe halucynacje. Podejrzewam, że to kolejny objaw wycieńczenia, że mój organizm znów świruje. Bardziej zdziwiłabym się chyba, gdyby nic się nie działo. A to wszystko zaczęło się od domowników. Całe ciała moich rodziców były otoczone jasnymi światłami. Cały czas mam wrażenie, jakbym patrzyła pod słońce, moje oczy wciąż uporczywie łzawią, wspomagając nieprzyjemne uczucie w nosie. Okropieństwo.

Ale to jeszcze nie wszystko. Nie tylko moi rodzice emitowali niespotykanym blaskiem. Kompletne zdziwienie czekało mnie dopiero po wyjściu z domu, gdy tylko ujrzałam każde, nawet najmniejsze stworzenie jarzące się białym jak płatki śniegu światłem. Przechodnie byli zaś różnokolorowi. Często odcienie barw mieszały się ze sobą, tworząc ciekawe kombinacje. Czarny z fioletem, czerwień z niebieskim i żółtym, zielony z białym i wiele, wiele innych, niezliczonych mieszanek. Rzadkością były zaś jednokolorowe poświaty u ludzi, dodatkowo prawie żaden z nich nie miał wokół siebie białego koloru. Dziwna zależność. Przyznaję, że zaczynam się tym trochę niepokoić.

* * *

Przez wszystkie lekcje w prywatnej szkole dla obrzydliwie bogatych i przy okazji rozpieszczonych nastolatków obserwowałam mieniące się światełka. Czułam, że to nie tylko głupie halucynacje. Było to zbyt realne jak na wytwór mojej wyobraźni, dlatego więc od razu po powrocie do domu, zaczęłam szukać na ten temat jakiś informacji w rodzinnej bibliotece. Początkową fazą wyszukiwania były oczywiście rodzaje halucynacji, później światła wokół ludzi i inne tego typu hasła. Zbieranie jakichkolwiek faktów na ten temat szło mi mozolnie. Żadna ze znalezionych przeze mnie informacji nie pasowała do mojej obecnej sytuacji. Kilka razy zastanawiałam się czy, aby nie dać sobie z tym spokoju, ale nie poddałam się. Wkrótce moja wytrwałość przyniosła oczekiwane rezultaty. W pewnym momencie wyciągnęłam rękę po jedną ze starszych ksiąg z naszego zbioru. Od razu zauważyłam ją pośród pozostałych, zakurzonych i przy okazji nie ruszanych chyba przez całe stulecia tomów. Jej wygląd zaciekawił mnie. Można by rzec, że wręcz przyciągał. Był mroczny, tajemniczy i demoniczny, trochę tak jak ja. Słysząc to porównanie w swojej głowie uśmiecham się mimowolnie pod nosem.

Ręcznie malowana, skórzana okładka zdaje się emanować mistyczną energią, ale to nie wygląd zrobił na mnie największe wrażenie. To, co tam przeczytałam było tak niesamowite, że aż zachłysnęłam się powietrzem z wrażenia. Dziwne światło, które dostrzegałam to była . Blask ludzkich serc, odzwierciedlenie dusz w postaci widocznego – przynajmniej na pewno dla mnie – wielobarwnego pola magnetycznego, które posiada każde żywe stworzenie na tej planecie. Wpatrywałam się dobrą chwilę z zapartym tchem w wyblakłe, starannie wykaligrafowane litery na lekko pożółkłym papierze i wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Bo w to się nie da tak po prostu uwierzyć. Pisząc tę księgę, ktoś musiał mieć naprawdę namieszane w głowie, nikt normalny nie dałby się na to nabrać. Takie rzeczy nie miały prawa istnieć. Ale ja nie byłam normalna i zawsze żyłam fascynacją do świata paranormalnego, w głębi duszy chciałam, żeby gdzieś tam istniał. Całe moje otoczenie oczywiście mnie wtedy wyśmiało. W końcu „nie ma czegoś takiego jak magia".

Nocami, zanim jeszcze nękały mnie dziwne wizje i koszmary senne, śniłam o magicznych zdolnościach, o bohaterach, którzy walczą w obronie dobra. Wtedy, kiedy jeszcze wierzyłam, że istnieje takie coś jak „dobro" na świecie. Na dziś dzień to już tylko odległe wspomnienia. Teraz, gdy w pewnym sensie moje pragnienia stają się rzeczywistością, budzą się we mnie zapomniane ludzkie uczucia, resztki człowieczeństwa. Wychodzi na wierzch radość i satysfakcja. Miałam rację. Nie rodzice, nauczyciele, naukowcy, czy rówieśnicy. Ja. Świat paranormalny istnieje, a teraz sama jestem jego częścią.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 31, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

W Mroku ŚwiatłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz