GRANICA ZERO: U stóp ludzkich ograniczeń

17 1 1
                                    


Jak to się stało, że tu jestem?

     Być może z nudów, może z niechęci do mojego nędznego życia, a może właśnie się z kimś pokłóciłam? Może to zbyt upierdliwy chłopak, nadopiekuńczy rodzic, najlepsza przyjaciółka? Nie, to nic z tych rzeczy. Jestem tu, ponieważ chcę Wam coś opowiedzieć, a będzie tym moja historia. Jeszcze nie wiem, czy ma być to forma małej przestrogi, czy może raczej chwilowej rozrywki, ale jednego jestem pewna. Chcę, aby zapamiętano mnie jako kogoś, kto przekroczył wszelkie granice, bo wierzcie mi lub nie, ale tak właśnie było. Pragnę zostawić po sobie jakiś ślad, coś więcej niż tylko kolejny napis na kolejnym nagrobku.

     Na imię mi Vivianne, ale za życia przeważnie mówiono do mnie Vivin. Tak, dobrze słyszycie. Jestem duchem nastolatki, którą do niedawna jeszcze byłam. Jak teraz wyglądam? Nadal mam bardzo długie, sięgające do pasa, jasne włosy w kolorze śnieżnobiałego, zimowego puchu, te same duże, szmaragdowe oczy i przede wszystkim trupio bladą cerę. Fakt, jestem teraz niewidzialna dla większości populacji, a dla nielicznych, którzy potrafią mnie dostrzec trochę przezroczysta, ale to nadal ja. Może nie ta sama, ale jak najbardziej podobna.

     Jak to się stało, że jestem duchem? Pewnie myślicie, że umarłam, ot tak zniknęłam z tego świata niczym zeszłoroczny śnieg. Że to jest takie proste, ale nie jest. Mylicie się i to nawet bardzo. Ja wcale nie umarłam, po prostu przekroczyłam ostatnią z granic ludzkich niemożliwości, których od tak wielu wieków boją się ludzie. Niestety, coś poszło nie tak, a teraz jestem tu przed Wami jako zjawa w czystej postaci i nic nie mogę z tym zrobić. Pewnie to dla Was nielogiczne. Martwa a jednak żywa. Żywa a jednak martwa. Też chciałabym tego nie ogarniać. Tak jak Wy trwać w błogiej nieświadomości o mechanizmach jakimi rządzi się wszechświat. Dałam się skusić, podejść, jak małe dziecko. Pozwoliłam wciągnąć się w ten cały bajzel, ba! Sama się do niego wepchnęłam. Dlatego właśnie nie dane mi było niestety zaznać takiego luksusu. Ma to też swoje wady, owszem, jak wszystko we wszechświecie, ale muszę przyznać, że to, co mnie spotkało, jest również dość ciekawym doświadczeniem. Mimo wszystkich stereotypów, które stawiają ponurego Żniwiarza w złym świetle, muszę przyznać, że nie jest on w cale taki tragiczny jakim go malują. To prawda, wygląda nieco upiornie i ma trochę trudny charakter, swoje zasady, do których przestrzegania próbuje mnie na każdym kroku zmuszać, ale przecież taką ma pracę. W końcu gdyby był przesadnie miły i budził w śmiertelnikach sympatię, każdy z chęcią szedłby z nim do piekła. O ile można tak to miejsce nazwać. Wiem to doskonale, bo jako zjawa mam mnóstwo wolnego czasu, więc dość często przesiaduję u niego w pałacu Śmierci. Ale o tym może trochę później. Co ja Wam będę opowiadać o moich zajęciach w zaświatach, skoro przyszłam do Was w zupełnie innym celu... A wszystko zaczęło się dobre siedemnaście lat temu.

     Urodziłam się w malowniczej Francji w dość wpływowej rodzinie. Familia jak z obrazka: mama, tata, ich ukochana córeczka i uroczy Cavalier King Charles Spaniel. Takie właśnie są najgorsze. Przesłodzone, nie sprawiające zmartwień sąsiedztwu, z kontem wolnym od zamieszań i skandali. Niczego się możesz się po nich spodziewać, dlatego właśnie trzeba od takich oczekiwać wszystkiego. A w pierwszej kolejności – tego, co najgorsze. I tak też było ze mną. Nic nie wskazywało na to, że mogłoby być coś ze mną nie tak, choć sama zawsze czułam inaczej. Miałam wszystko, czego chciałam, no... Może jednego, akceptacji. Nigdy nie pasowałam do swojego otoczenia, rówieśnicy po prostu mnie nie uznali. Byłam dla nich dziwadłem, świruską, białym krukiem. Jako chyba jedyne dziecko na świecie interesowałam się tematyką śmierci i sprawami paranormalnymi – tak przynajmniej swego czasu myślałam. To nie było normalne, ani trochę. Dzisiejszy świat, świat pełen naukowych bzdur i najróżniejszych teorii tępi wszystko co nieznane i nielogiczne, śmieszne. Ludzie mówią, że duchy nie istnieją, że w nie nie wierzą, a przecież wychwalają bogów od tysiącleci. Każda religia ma swoje zaświaty, piekło, niebo, krainę zmarłych, swoje sądy, wypisz, wymaluj – cokolwiek. Przecież to to samo. Hipokryci!

W wieku około piętnastu lat moja psychika była na tyle zniszczona ludzką nienawiścią, że przestałam sypiać, bo gdy tylko zamykałam powieki, mój mózg snuł najróżniejsze wizje zabójstw. Moich zabójstw. Dostawałam szału. Nie chciałam do tego dopuścić. Dziwoląg–morderca. Jeszcze tego mi tylko wtedy brakowało. Moja bezsenność z czasem stała się dość uciążliwa. Brakowało mi energii do życia, o chęci do niego już nie wspominając. Byłam na wyczerpaniu. W połączeniu z moją szaloną fascynacją światem paranormalnym powstał absurdalny dla moich rówieśników pomysł. Mianowicie, skoro tak bardzo brakowało mi energii, postanowiłam ją sobie sama wytworzyć, bądź jeszcze lepiej – zabrać. I tak oto powstała moja pierwsza próba przekroczenia granic ludzkich możliwości.

W Mroku Światłościحيث تعيش القصص. اكتشف الآن