Kim tak naprawdę są ludzie?

7 1 0
                                    


Ikemoto

~2017~

Problemem nie jest problem, problemem jest twoje podejście do problemu." Kapitan Jack Sparrow

Wszystkie dni, jakie spędzałem mieszkając w Nashville stanowiły pewnego rodzaju rutynę. Było mi dane zaznać ją dopiero w podeszłym wieku, moja młodość przypominała raczej chaotyczne zrządzenia losu, niż typowy i pełen ciekawych doznań okres. Owszem, posiadałem wiele wspomnień, które wiązały się z przeróżnymi przygodami, aczkolwiek większość z nich bardziej można było zaliczyć do tych, które każdy chciałby wymazać ze swojej pamięci. Każdej nocy nawiedzały mnie koszmary, jakby za wszelką cenę chciały pokazać, że przeszłość pozostanie ze mną na zawsze. I właśnie przez nie zdawałem sobie sprawę, jak mój dotychczasowy żywot okazał się chujowy.

Codziennie budziłem się o siódmej. Nieważne jak długo chciałbym pospać, zegar biologiczny najwidoczniej miał niezłą frajdę z niszczenia potrzeb i zachcianek starzejącego się i wymęczonego organizmu. Potem zmuszałem się do wpychania w siebie jakiejś tam porcji śniadania. Ojciec Noah – Koki, z reguły towarzyszył mi podczas takowej czynności i nie raz zwracał mi uwagę za niewiarygodnie małą ilość pożywienia jaką przyswajałem. Nie moja wina, iż przez tyle lat każdy podstawowy produkt zdążył mi zbrzydnąć. Kiedy wszyscy zostawiali mnie w mieszkaniu, wtedy tak naprawdę skupiałem się na tym co było kiedyś. Domyślam się, że byłoby to dla niektórych nie do pomyślenia, jednakże nie każdy z wiekiem posiada chęci i siły do aktywnego spędzania czasu. W młodości żyłem w ciągłym pospiechu, dlatego ruchliwe bytowanie w aktualnym stanie nie wchodziło w żadną grę.

Dzisiejszy dzień miał jednak różnić się od pozostałych. Już samą rozbieżność stanowił brak wspólnego śniadania z Koki, który wraz z żoną poleciał na Bóg wie jak ważną konferencję, o której zdążył poinformować mnie kilka dni temu ten niedorozwinięty szczyl. Gdybym jeszcze mógł rezydować w mieszkaniu samotnie, dopiero wtedy poczułbym się spełniony. Jednakże los zechciał (z resztą już nie pierwszy raz) uniemożliwić mi otrzymania czegoś o co prosiłem od bardzo dawna, czyli spokoju.

Spojrzałem na godzinę, wyświetlającej się na moim smartfonie – współczesnym zamienniku telefonu stacjonarnego, który był w istocie jeszcze większym gównem niż jego poprzednik. Zbliżała się jedenasta, czyli miałem jakieś cztery godziny wolności, zanim jasnowłosy pedałek wróci ze szkoły. Dopiłem kolejne łyki kawy, po czym wstałem i odłożyłem kubek do zmywarki. Nie tknąłem dzisiaj nic co by było związane z żywnością. Jedyne co było pewne, to skurcze pęcherza, które nie świadczyły o niczym innym jak o tym, że jak zaraz nie znajdę się w toalecie to będę miał do zrobienia pranie zmoczonych portek.

Przyczłapałem na czas, kiedy podniosłem deskę ciepła ciecz momentalnie opuściła mój organizm. Kończąc westchnąłem z ulgi. Starość nie radość, jak to się mówi, zwłaszcza iż ciało z każdym upływającym rokiem coraz częściej odmawiało posłuszeństwa. Zakładając spodnie przypomniało mi się, jak to będąc nastolatkiem nie musiałem martwić się coś tak poniżającego jak popuszczenie. Wtedy wszystko było inne, owszem należałem do tego pokolenia, które urodziło się pod koniec lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku i swoim bytem wkraczało powoli w urozmaicony w nowe technologie wiek dwudziesty pierwszy. Przez owy okres zdążyłem wystarczająco zauważyć, iż poprzez szybsze posuwanie się techniki do przodu, ludzki umysł wolał zrobić wyjątek i pozostać na miejscu, albo co gorsza, cofać się.

W młodości poznałem wiele osób. Gdybym chciał wszystkich wymienić, jestem pewien, iż połowy nawet bym nie pamiętał. Z reguły nie wyróżniali się niczym szczególnym, większość charakteryzowało podobne usposobienie, szczególnie nacechowane wieloma negatywami. Wspominałem wcześniej, iż zawsze śmiać mi się chciało z ludzi, którzy przez brak rozumu i z własnej głupoty sami siebie demaskowali? Jeśli nie, to można się łatwo zorientować do czego zmierzam. Nie raz już przeżyłem taką sytuację, kiedy przez zwyczajny przypadek stawałem się osobą przyłapującą innych, zajmujących się różnorodnymi zajęciami. Z reguły ich czynności nie interesowały mnie, ludzi posiadałem w pełnym poważaniu, jak dla mnie owa rasa mogłaby w ogóle nie istnieć. Trzeba przyznać, że odkąd wyewoluowali, jako jedyni ze wszystkich innych żyjących organizmów wprowadzili na świat zbyt wiele nieszczęścia. Nie trzeba się więc dziwić, czemu nauczyłem się nie zwracać uwagi na uczynki, których się dopuścili. Kiedyś może i bym się buntował, ale co teraz zdziała starzejący się mężczyzna? Jedyne co mi pozostało to nadal mieć w dupie, albo wtrącać się jedynie wtedy, kiedy jakaś sytuacja aż za bardzo by mnie zainteresowała. Tak właśnie było i dziś.

Tokyo Ghoul "A level of two existences"Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu