*1*

194 14 17
                                    

Pierwszego dnia jesieni Aurora opuszczała swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania, jakim było Akureyri. Postanowiła wrócić tam, gdzie przed laty zostawiła swoje serce. Powrót do Oslo wiązał się również z jej pracą. Dzięki części spadku po zmarłym na nowotwór tacie, mogła otworzyć własne studio artystyczne, gdziekolwiek tylko chciała, a wybór padł akurat na stolicę Norwegii.

Kiedy kończyła studia na uniwersytecie artystycznym w Akureyri, ojciec na łożu śmierci powiedział, że ma dążyć do swojego szczęścia i rozwijania pasji, nie zwracając uwagi na nikogo innego. Ostatnimi słowami wypowiedzianymi przez Davida było to, że jest z niej cholernie dumny i że mama też by była.

Jej już dorosłe i prawie dorosłe rodzeństwo doskonale rozumiało starszą siostrę i jej decyzję o wyjeździe i nie trzymało jej na siłę w rodzimym kraju.

Dwudziestosiedmiolatka wpatrywała się w mokrą, od rzęsistego deszczu, szybę samolotu.

— Do zobaczenia kiedyś, Islandio. — Szybko starła pojedynczą łzę z policzka i uśmiechnęła się ponuro do swojego odbicia w oknie.

Jej włosy przy pomocy słońca, w ciągu sześciu lat zmieniły swoją barwę z płomiennie rudych na stonowany brąz, a niegdyś długie loki sięgały teraz do ramion.

Jej twarz przybrała rysy dorosłej kobiety, a ciemne piegi zjaśniały o kilka tonów, dzięki czemu już nie rzucały się tak bardzo w oczy. Po chwili samolot wycofał się na pas startowy, a pięć minut później unosili się już w przestworzach, kierując się w stronę nowego domu Aurory.

Dwie i pół godziny później, kiedy niebo nad Oslo przybrało już pomarańczowo-różowe barwy zachodzącego słońca, po islandkę przyjechał stary znajomy, a jeszcze kilka lat temu szef.

— Och, Tomio! — kobieta przywitała się z chińczykiem, a on ją przytulił. — Nic się przez te sześć lat nie zmieniłeś!

— Gdzie ta twoja ruda czupryna?! — Wziął między palce krótki kosmyk jej brązowych włosów i głośno się zaśmiał.

— Wiesz, ludzie się zmieniają — stwierdziła i zawtórowała mu krótkim, aksamitnym śmiechem.

Azjata chwycił dwie zielone jak jej oczy walizki i ruszyli w stronę samochodu.

Po upływie godziny Tomio zatrzymał się pod ceglastym budynkiem. Dziewczyna przy jego pomocy wykupiła parter i piętro, które od dziś miały służyć jej za nowy dom i upragnione artystyczne studio, o którym od dawna marzyła.

— Na pewno sobie poradzisz? — spytał czarnowłosy, kiedy wręczał jej pęk kluczy.

— Tak, dziękuję. — Skinęła głową, wyciągając ostatnią walizkę z bagażnika. — Do zobaczenia!

— Do zobaczenia, Auroro! — pomachał jej na odchodne i odjechał, zostawiając ją samą.

Pojedynczo wniosła walizki na półpiętro, stając przed drzwiami swojego apartamentu.

Dziewczyna ostrożnie wsunęła klucze w zamek, a kiedy drzwi się otworzyły, oniemiała z zachwytu. Wszystko zostało urządzone według jej wskazówek. Tomio spisał się na medal. Wiedziała komu może zaufać.

Na ceglastych ścianach wisiały czarno-białe fotografie i obrazy jej autorstwa, a na meblach w naturalnym kolorze drewna, stały gdzieniegdzie zielone rośliny w betonowych donicach. Wszystko było idealne. Nigdy nie przypuszczała, że tak będzie wyglądać jej przyszłość, a teraz stało się to rzeczywistością.

Zsunęła ze stóp eleganckie buty, a długi beżowy płaszcz powiesiła na wieszaku tuż obok ciemnych dębowych drzwi. Położyła się na welurowej, musztardowej kanapie i spojrzała w sufit. Jedyne co jej teraz przeszkadzało to samotność oraz świadomość, że brakuje jej osoby, która zmieniła jej nastawienie do życia poza granicami ojczystego kraju.




i jak Wam się podoba? 

jesteście ciekawi co się działo przez te sześć lat u naszych bohaterów? xx

z pozdrowieniami,

autorka = N.


wznawiam to opowiadanie, bo mi się nudzi,  czytajcie, bo mogą byś zmiany w treści :) 

the rain // d.a. tandeWhere stories live. Discover now