Rozdział 2

21 3 0
                                    

     Mężczyzna ocknął się. Otworzył oczy i od razu oślepiło go słońce,dlatego od razu je zamknął. Leżał, nie chciało mu się wstać,ani ponownie otwierać oczu. Zastanawiał się co się dzieje i gdzie się znajduje. Nie potrafił sobie nic przypomnieć.
    Do jego uszu dochodził dźwięk strumienia, który płynął obok niego. Poczuł, że leży na trawie. Słyszał wodę, wiejący wiatr i szelest liści, gdzieś wysoko. Zapewne znajdował się blisko drzew, może lasu. I jeszcze to oślepiające słońce.
    W końcu mężczyzna odzyskał dość sił, aby się podnieść. Usiadł na trawie i ponownie otworzył oczy. Przez chwilę cały obraz świata wokół widział rozmazany. Gdy jego oczy wyostrzyły wzrok, zobaczył, że znajduje się na małej polanie w lesie. Spojrzał wprawo i zobaczył strumyk wpływający do małego oczka.
    Wiedział, że znajduje się w jakimś lesie, ale dalej nie potrafił sobie przypomnieć, co wydarzyło się przedtem. Nie wiedział jak się tu znalazł, ani z jakiego powodu. Nie pamiętał nawet jak się nazywa.
    Po paru minutach siedzenia na trawie, myśleniu i przyglądaniu się otoczeniu pomyślał, że w końcu musi mu się wszystko przypomnieć,a póki co musi znaleźć jakąś cywilizację w tej dziczy. Wstał i jeszcze raz rozejrzał się dookoła szukając jakiejś chaty czy ścieżki.
    Nie zauważył żadnego śladu cywilizacji. Gdy zrobił pierwszy kroku słyszał dźwięk stali. Dopiero teraz spojrzał w dół i zauważył na swoim pasku noże. Zobaczył całego siebie i zdziwił się nie wiedząc co ma na sobie.
    Ciemnoszare koszule i spodnie i czarne skórzane buty. Poza tym miał na siebie nałożony czarny płaszcz. Na dłoniach miał tego samego koloru co płaszcz rękawiczki. Zastanawiał się, dlaczego jest cały ubrany w czerń i dlaczego ma na pasie noże. Po chwili zauważył jeszcze przy lewym biodrze miecz. Coraz bardziej zastanawiał się kim jest ico zrobił. Chciał wziąć głęboki wdech dla rozluźnienia i zauważył, że ma na ustach czarną maskę. Zdjął ją i wziął głęboki oddech.
    Zrobił kolejny krok, zachwiał się lekko i poszedł dalej. Dotarł na skraj polany i już miał wejść do lasu kiedy powstrzymał się. Otworzył usta ze zdumienia. Przypomniał sobie coś, przypomniał sobie swoje imię.
    - Nazywam się Senero – powiedział sam do siebie.
    Wiedział,że powoli wróci mu pamięć i do wieczora będzie wszystko pamiętał. Spojrzał w górę i zobaczył słońce górujące w zenicie. Było południe. Nagle usłyszał jakiś dźwięk dochodzący z lasu, tuż przed nim. Szelest liści, który dochodził do niego oznaczał, że coś idzie w jego stronę. Nie, nie idzie. Raczej biegnie. I to wprost na niego.
    Po paru chwilach Senero jakby wyrwał się z transu i zrozumiał, że coś mu grozi. Natychmiast rzucił się biegiem w przeciwnym kierunku i zbliżył się do oczka.
    Spojrzał za siebie, w stronę lasu, ale nic nie zobaczył. Szelest, który słyszał, również zniknął. Przez chwilę myślał, że to mu się tylko wydało, że tak na prawdę nic nie słyszał. Szarpnął głową chcąc odzyskać jasność umysłu i znów ruszył w stronę bariery lasu. Tym razem parę metrów przed znów usłyszał szelest.Zauważył również ruch liści w krzakach, które znajdowały się przed nim.
    Z jednego krzaku wyskoczyło jakieś zwierzę. Przypominało ono norkę,ale miało dłuższy pyszczek. Było koloru rudego i od razu spojrzało na Senera.
    Senero zrobił krok w tył, a zwierzę podeszło troszkę do prostu i stanęło z jedną łapką w górze, węsząc nosem w jego stronę.Łowca uklęknął na lewe kolano i wyciągnął rękę z otwartą dłonią w stronę zwierzątka. Zwierzątko troszkę się zbliżyło i obwąchało rękę Senera. Im bardziej wąchało, tym stało się pewniejsze i bardziej się zbliżało. W końcu z ręki przeniosło się i zaczęło obwąchiwać rękaw jego płaszcza. Gdy zwierzątko było już pewnie, że ze strony Senera nic mu nie grozi, szybko wbiegło mu po nogach i plecach na ramię. Przestraszony Senero nie wiedząc co się dzieje odskoczył w tył i usiadł na ziemi.Zobaczył na swoim prawym ramieniu zwierzątko które obwąchiwało mu kaptur naciągnięty na jego głowę. Zdziwił się, jak to zwierzątko mogło tak szybko wbiec mu na ramię. Nawet nie zauważył jak to robiło, tylko stało przed nim, a w następnej chwili miał je już na ramieniu.
    Gdy zwierzątko skończyło obwąchiwać Senera, wyprostowało swoją szyję, spojrzało w stronę lasu, skąd wyszło, i wydało z siebie donośny piskliwy sygnał. Po chwili z lasu wyszły inne takie stworzonka. Miały różne kolory: zielony, rudy, czerwony,fioletowy, purpurowy, biały oraz czarny. Cała rodzinka dziwnych stworzeni wyszło mu na przeciwko. Każde niepewne powili podchodziło węsząc swoim nosem. Senero oglądał się to na prawo, to na lewo i przed siebie. Wszędzie się od nich roiło. Naliczył ich około dwudziestu. Powoli zbliżały się w jego stronę. Senero mógł uciec za siebie, ale przeczucie mówiło mu, że te zwierzątka są przyjazne i nie musi uciekać. Gdy już znalazły się blisko Senera,wszystkie kucnęły i oglądały go. A zwierzątko na ramieniu patrzyło się na członków swojej gromadki.
    Senero wyciągnął rękę wewnętrzną stroną w dół w kierunku najbliższego zwierzątka o purpurowym kolorze futra. Ono obwąchało mu rękę a następnie dało swoją głowę pod dłoń i zaczęło jakby "samo się głaskać". Senero dokończył resztę głaszcząc je po głowie i plecach, a zwierzę w mgnieniu oka wszedł mu na prawą nogę. To było tak szybko, że Senero zauważył tylko rozmazany purpurowy kolor i już zwierzątko było na jego nodze.Senero polubił te zwierzątka, wydawały mu się bardzo przyjazne i sympatyczne.
    Gdy chciał znów pogłaskać to purpurowe zwierzę, usłyszał szelest liści przed sobą. Nagle wszystkie zwierzątka zwróciły głowy w stronę lasu, z której przyszły, i stanęły na przednich łapach nasłuchując i węsząc. Rude zwierzątko, które dotychczas było na ramieniu Senera, nagle z niego zbiegło i stanęło pomiędzy Senerem i kompanami, a lasem i miejscem skąd doszedł dźwięk.Teraz jednak nie poruszyło się tak szybko jak przedtem i Senero widział jego kształt, gdy biegł, ale mimo to bardzo szybko musiał ruszyć oczami, aby go nie zgubić. Gdy znów wszyscy usłyszeli szelest liści z krzaków, cała grupka zbliżyła się do Senera,otoczyła go, niektóre na niego weszły i wszystkie go przytuliły,tworząc jedną kolorową kulkę. A rude zwierzątko ciągle stało między nimi a lasem. To zapewne jest ich obrońca – pomyślał Senero – chroni ich przed niebezpieczeństwem i ostrzega.
    Rudy towarzysz obwąchiwał powietrze przed sobą i gdy już rozpoznał zapach, wydał z siebie kolejny piskliwy odgłos. Wszystkie zwierzątka, które były przy lub na Senerze zeszły z niego i znów się rozproszyły tak jak przedtem stojąc na swoim rudym przyjacielem. Wszystkie podniosły głowy i znów węszyły.
    Z krzaków wyłoniła się nowa postać odziana w ciemnozielony płaszcz, który sięgał ziemi i stapiał się z tłem lasu. Przez ramię miała przerzuconą skórzaną torbę, oraz miała rękawiczki.Widać było jeszcze, że ma spodnie ciemnobrązowego koloru i skórzane buty. Miała naciągnięty kaptur na głowę, więc nie było widać jej twarzy. Widać było tylko pustkę, czarną wielką pustkę. Senero nagle się przestraszył i odruchowo wstał, i na ugiętych nogach szybko wyciągnął nóż rękawa w prawej ręce.Dotąd nawet nie wiedział że ma tam sztylet. Nałożył na swoje usta czarną maskę, którą przedtem zdjął i patrzył się w stronę człowieka, który właśnie wyszedł z lasu. W stronę człowieka, o ile to jest człowiek – pomyślał Senero.
    Postaćw zielonym płaszczu wyszła z cieniu lasu i już w świetle południowego słońca można było dostrzec częściowo jej twarz.Postać odsłoniła twarz ściągając z głowy kaptur i spojrzała w stronę Senera. Był to jakiś starzec. Był łysy, tylko po bokach głowy miał szare włosy, które zwisały mu do ramion. Miał przyjazne zielony oczy i miły uśmiech na swojej pomarszczonej twarzy. Gdy Senero zobaczył jego wcale nie wrogą twarz, otrząsnął się i chciał schować nóż. Ale wyciągnął go szybko odruchem,nawet nie wiedział skąd. Więc teraz również nie wiedział gdzie go schować. Dał go do jednej z kieszeni, które zauważył na swoim płaszczu i zwrócił się w stronę nowej postaci.
    Małe stworzonka, które dotychczas patrzyły się na nowo przybyłego,rozpoznając że jest przyjacielem zbliżyły się w jego stronę.Mały rudy obrońca gromadki szybko wbiegł po płaszczu nowo przybyłego na jego lewe ramię i zaczął obwąchiwać mu twarz.Starzec zaśmiał się czując jego noc na swojej twarzy. Gdzie ja jestem? – pomyślał Senero.
    Starzec zrobił parę kroków w stronę nowo przybyłego.
    - Witam ciebie bardzo serdecznie – powiedział z uśmiechem na twarzy. – Nazywam się Amsdoll i jestem tutejszym duchem lasu. Co ciebie tutaj sprowadza? - wyciągnął rękę w stronę Senera.
    - Nazywam się Senero – uścisnął jego rękę – i jestem łowcą. – Teraz uświadomił sobie kim jest.
    Jest łowcą, ma na imię Senero, ma przy sobie broń, czarny strój ilubi nowo poznane zwierzątka, tyle wiedział o sobie. Jak już przedtem sobie powiedział, z czasem zacznie sobie przypominać coraz więcej.
    - Jesteś... łowcą? – zapytał starzeć z lekkim przerażeniem i uśmiech zniknął z jego twarzy. Senero to zauważył.
    - Ja... ten... Ja nie jestem groźny – zaczął się tłumaczyć. – Nic złego ci nie zrobię.
    - Tak, wiem – uśmiech znów wrócił na jego twarz. – Od dawna nie widziałem żadnego łowcy, myślałem że licho was porwało, jak z nim walczyliście – roześmiał się z własnego kawału.
    - Aha... – Senero zachował poważną twarz nie wiedząc o czym mówi starzec.
    - Jaki zaszczyt mnie spotkał że przychodzić do mojego lasu?
    - Tak na prawdę... - przerwał na chwilę – to w ogóle nie wiem skąd się tu wziąłem.
    - Ha ha! – starzec wybuchnął śmiechem. – To takie macie teraz imprezy? – nie przestawał się śmiać.
    - Nic nie pamiętam i nie wiem gdzie jestem.
    - Nic a nic? – spytał starzec wciąż lekko się śmiejąc.
    - Nic nie pamiętam. Wiem tylko że nazywam się Senero i jestem łowcą – łowca znów zdjął maskę z twarzy, która przeszkadzała mu w mówieniu i zagłuszała głos.
    - A zatem... Witaj w lasie Wilverwood! Najbardziej przyjaznym lesie jaki istnieje! – wykrzyczał starzec i rozłożył ręce pokazując wszystko dookoła.
    - Najbardziej przyjaznym lesie? – Senero spojrzał na małe zwierzątka na ziemi.
    - Tak, tak – starzec uśmiechnął się. – Tutaj nikomu nic nie grozi. I jak widzę, poznałeś już niektórych jego mieszkańców.
    Senero widząc jak zwierzątka patrzą się to na niego, to na starca, za każdym razem gdy ktoś co powie, uśmiechnął się i uklęknął na kolano. Wcześniej poznane purpurowe zwierzę znów zbliżyło się do niego i tym razem trochę wolniej wbiegło mu na nogę, ale dalej było bardzo szybkie. Łowca spojrzał na niego i pomyślał, że nie dałby rady by go dogonić, z tego co wie, to nigdy nie spotkał tak szybkiego zwierzęcia, ale może po prostu wypadło mu to z głowy,jak zresztą wszystko inne.
    - Co to jest? – zapytał głaszcząc zwierzątko na swojej nodze po główce.
    - To mój przyjacielu jest XXX. Szybszego i bardziej przyjaznego zwierzęcia nie spotkasz w całym lesie – mówił starzec, powoli siadając na trawie.
    - Najbardziej przyjaznego? A reszta zwierząt? – spytał Senero przekładając wzrok z zwierzęcia na człowieka.
    - Oczywiście żadne nic ci nie zrobi. Jak ty nie zrobisz nic mu. Las jest bezpieczny, jeżeli ty nie jesteś zły i nie robisz zła, na przykład zwierzętom, to one nie zrobią nic tobie. Można sobie tutaj spokojnie chodzić nie bojąc się o siebie. A te zwierzęta są najbardziej towarzyskie. Cała grupka ma parę obrońców, którzy narażają się dla dobra reszty, sprawdzają bezpieczeństwo i oddadzą życie za resztę. Odważne stworzonka – powiedział patrząc na rudego obrońcę na swoim ramieniu i przytulając go.
    - I najbardziej przyjazne?
    - Tak – starzec znów spojrzał na Senera przerywając głaskanie. – Potrafią wyczuć inne zwierzę z odległości parunastu metrów. Na pustej przestrzeni się to nie przydaje, ale w lesie wystarcza. Potrafią też wyczuć, czy to coś jest przyjazne. Jak widać, mogę być pewien, że nic mi nie zrobisz inaczej ten oto rudy przyjaciel by ciebie zagryzł na śmierć – powiedział uśmiechając się w stronę zwierzątka na ramieniu i znów go głaszcząc.
    - Mhm... Najbardziej przyjazne
    - Najbardziej – powtórzył starczej śmiejąc się. – Jeżeli jedno takie zwierzątko ci mocno zaufa, to odda życie za ciebie i wszędzie za tobą pójdzie, nawet jeżeli by wiedziało, że i tak zginie. Są szlachetne i bardzo przywiązują się do osób, które kochają.
    Senero myślał o tym głaszcząc zwierzątko na swojej nodze. Purpurowy XXX spojrzał w jego stronę i patrzył mu w oczy, podczas gdy Senero patrzył na niego. Już zaczynał powoli czuć tą więź, która się między nimi łączy. Bardzo polubił te zwierzątka, ale coś mu mówiło, że nie będzie mógł mieć żadnego, bo po tym co widział na sobie, pewnie robi coś niebezpiecznego i owe zwierzątko by i tak nie przeżyło. I prędzej czy później będzie musiał się z nim pożegnać z bólem w sercu.
    Złapał zwierzę w obie ręce i położył je na ziemi. Zwierzę pobiegło dołączyć do grupki swoich towarzyszy. Senero wstał, a zaraz po nim podniósł się również siedzący starzec. Jemu przyszło to z wielkim trudem, bo gdy próbował wstać stracił równowagę i upadł na jego kolano. Gdy Senero zrobił krok w przód i wyciągnął rękę,aby pomóc starcowi, ten podniósł otwartą dłoń w górę,pokazując aby przestał.
    - Nie pomagaj mi – powiedział z udawaną złością w głosie – nie jestem jeszcze stary, potrafię sam wstać – dokończył uśmiechając się.
    Starzej wstał opierając się rękoma na kolanach. Wziął parę ciężkich wdechów i wyprostował się. Rudy obrońca zszedł mu powoli z ramienia. Senerowi spodobało się to, że te stworzenia potrafią ruszać palcami jak ludzie. Zwierzątko bardzo sprawnie zeszła po płaszczu starcza i dołączyła do grupki. Starzec widząc jak Senero patrzy na zwierzątko wyczuł, że zwraca uwagę na jego palce.
    - Jeśli się je doskonale wyszkoli to potrafią używać sztućców – powiedział śmiejąc się. – Zapraszam ciebie na herbatę do mnie.
    - Dziękuję za zaproszenie – odpowiedział uśmiechając się.
    Apóźniej zaprowadzę cię do najbliższej wioski

Królestwo Arkadii: Popielasty DemonWhere stories live. Discover now