Czwarte wybicie wskazówek

209 15 4
                                    

I boję się każdego dnia

Że pęknie nam pod nogami lód

I co po drodze czeka nas

Nie chcę myśleć już.

   Wpatrywałeś się pustym wzrokiem w ciemną ciecz wypełniającą biały kubek. Czułeś na sobie zaniepokojone spojrzenie bruneta, ale żyłeś w swoim świecie. Miałeś gdzieś jego niezadowolenie spowodowane pochłonięciem przez ciebie niewielkiej ilości posiłku z talerza. Nie docierały do ciebie strzępki rozmów pozostałych kadrowiczów ani słowa asystenta trenera oznajmiającego wam jak będzie wyglądać dzisiejszy dzień. Od wczorajszego wieczoru nie potrafiłeś się cieszyć swoją obecnością tutaj, gdyż twoją głowę zalewały obawy związane z tym co stanie się, kiedy napotkasz na swojej drodze dawną miłość. A czułeś, że było to nieuniknione. Twoje skupienie ulotniło się gdzieś, a rozkojarzenie doprowadzało Śliwkę do szału. Po dłuższej chwili wyrwałeś się z rozmyśleń i zwilżyłeś usta ciepłym jeszcze napojem. Twoje kubki smakowe zalał znajomy posmak kawy z odrobiną mleka kokosowego, na który mimowolnie uśmiechnąłeś się pod nosem. Pamiętałeś jak pewnego marcowego poranka Adamiak dolała ci go do kofeinowego płynu, sprawiając, że zawartość otrzymanego od niej kubka na święta wylądowała w zlewie. Pokręciłeś wtedy z dezaprobatą głową i zaatakowałeś pretensjami. A już następnego ranka popijałeś dokładnie tą samą kawę i mruczałeś zadowolony, rozkoszując się jej smakiem i muskając ustami jej nawilżony policzek, dziękując za wprowadzenie tego dodatku do rutynowego, porannego dopalacza. Od tamtego momentu zagościła w twoim jadłospisie na stałe. Westchnąłeś głośno na to wspomnienie i poderwałeś się z miejsca. Lekceważyłeś pokrzykiwania Olka za swoją osobą odnośnie śniadania, którego praktycznie nie zjadłeś i przymknąłeś drzwi stołówki. Powędrowałeś w kierunku szatni i korzystając z zapasu czasowego do treningu opadłeś na jedną z ławek w pomieszczeniu. Twoje myśli otuliła 22 -latka. Oczami wyobraźni powędrowałeś do dawnych czasów i widziałeś jak składałeś na jej policzku subtelny pocałunek, gdy siedziała przy wyspie w twojej kuchni, rozkoszując się pieczywem z białym twarogiem z kawałkami rzodkiewki i świeżym szczypiorkiem, a ty opuszczałeś mieszkanie, aby udać się na trening. Mogła objadać się tym przysmakiem godzinami, ale i tak nigdy by się jej nie znudził. Gdy powracałeś do waszego wspólnego kącika, gdyż ze swojego mieszkania przeniosła się do twojego lokum, zazwyczaj spoczywała na kanapie w salonie i pochłaniała większą część papierowych stron w książce. Odchylała głowę do tyłu i uśmiechała się do ciebie rozkosznie, kiedy całowałeś ją czule w usta i zerkałeś przed ramie na okładkę lektury, która wybrała na dzisiejszy dzień. Kochała książki. Na początku jej pokaźny stos ich powodował u ciebie niezadowolenie, gdyż zajmowały większą część kredensu w salonie, ale później do nich przywykłeś i sam podkradałeś co jakiś czas jedną. Zmęczony opadałeś na sofę i przymykałeś powieki, aby odpocząć, a ona wtedy meldowała się w kuchni i utrudniała ci sen smakowitymi zapachami rozchodzącym się po wnętrzu całego mieszkania. Wspólnie konsumowaliście posiłek w salonie i przeglądaliście kanały telewizyjne, stawiając na samym końcu na Netflix'a i jeden z waszych ulubionych seriali. Ledwo co powstrzymywałeś cisnący ci się na usta śmiech, kiedy zasypiałeś na jej ramieniu w połowie odcinka i słyszałeś jak mruczała niezadowolona pod nosem, marszcząc śmiesznie nos. Wieczorem zasiadałeś wraz z nią na parapecie w salonie i napawałeś się smakiem czerwonego barszczu, który pokochała od pierwszego łyku. Pochłaniała jego masowe ilości i przyznawała się bez bicia, rozbawiona, że to jej największe uzależnienie, a tuż za nim znajdujesz się ty. Chichotałeś wtedy po nosem, po czym uśmiechałeś się lekko i odgarniałeś niesforne kosmyki za jej ucho. Uwielbiałeś wpatrywać się w jej oczy. Szatynka posiadała rzadki odcień stalowych tęczówek. Gdy w nich tonąłeś zdawałeś sobie sprawę, że nie ma niczego piękniejszego i lepszego niż te momenty, gdy podziwiałeś bijąca od nich gorącą miłość. Zawsze były wyznacznikiem jej nastroju. Zazwyczaj zawsze szczęśliwe, jednak tego dnia coś się zmieniło. Rozpromieniony zdobyciem srebrnego medalu Mistrzostw Polski zameldowałeś się w mieszkaniu podczas później kwietniowej noc i podbiegłeś do spoczywającej obok szyby w salonie Adamiak. Rozwarłeś ramiona, aby ją przytulić, ale wtedy ona popatrzyła na ciebie z niesmakiem i odsunęła się od ciebie, utkwiwszy wzrok w krajobrazie miasta, które powoli zasypiało. Zmarszczyłeś zdezorientowany brwi i złapałeś ją za ramiona, odwracając do siebie przodem. Chciałeś się nachylić i połączyć wasze usta, ale wtedy w jej oczach dostrzegłeś szklące się łzy. Jej stalowe tęczówki przeszywał smutek i ból.

—Co się dzieje, Ewel?—zapytałeś łagodnie, unosząc za pomocą dwóch palców jej podbródek.

—Ja już dłużej tak nie mogę, Artur.—szepnęła słabo. —Więcej czasu poświęcasz siatkówce niż mi. Czuję się nieważna, a przede wszystkim beznadziejna.—chlipnęła.

— Ewelina, co ty wygadujesz?—popatrzyłeś na nią z niedowierzaniem, że te słowa przeszły przez jej usta.— Kocham cię i jesteś dla mnie wszystkim, ale dobrze wiesz ile poświęceń kosztuje mnie siatkówka i to, aby grać na najwyższym poziomie.— tłumaczyłeś jej delikatnie.—Dlatego przeprowadziłaś się do mnie, aby więcej czasu spędzać ze mną, razem. Wiesz, że nic nie poradzę na wyjazdowe mecze i ich częstotliwość.—pogładziłeś jej policzek zewnętrzną częścią dłoni.

Odwróciła się na pięcie i odeszła. Opadła na parapet i rękawami rozciągniętego już swetra otarła słone łzy zdobiące jej blade policzki. Westchnąłeś głośno i podszedłeś do niej, aby złożyć na jej czole delikatny pocałunek. Odskoczyła od ciebie i pociągnęła nosem. Pokręciłeś z dezaprobatą głową, ostatni raz omiatając jej sylwetkę wzrokiem i udałeś się do sypialni. Nawet w stanie rozpaczy była piękna. Taka idealna w tym luźnym swetrze, potarganymi włosami i smutnymi oczami.

—Ziemia do Szalpuka! Halo! —dotarł do ciebie krzyk przyjmującego.

— Nie drzyj się tak.—popatrzyłeś na niego karcąco.

— Tylko mi nie mów, że zawiesiłeś się tak myśląc o niej.—przewrócił oczami.

— Sam do tego doszedłeś.— wzruszyłeś ramionami. —Z resztą co w tym dziwnego? Była dla mnie ważna.

— Chyba nadal jest i to jest niedobre. —na jego twarz wpłynął grymas.—Naprawdę aż tyle dla ciebie znaczy? A co z Jagodą?—spojrzał na ciebie wyczekująco.

— Głupio pytasz. Chyba nikt inny nie wiedział o tym tak dobrze jak ty. —posłałeś mu mimowolnie nikły uśmiech.—A czy ja powiedziałem, że zamierzam z nią skończyć czy coś?—podparłeś się na biodrach i wpatrywałeś się w niego.

—No nie, ale...

—No właśnie.—puściłeś mu oczko.

Pozbyłeś się dotychczasowego stroju i narzuciłeś na siebie kadrowy komplet treningowy. Przeczesałeś palcami włosy i zabrałeś się za sznurowanie butów. Poklepałeś po ramieniu przyszłego zawodnika Zaksy i oświadczyłeś, że czas stawić się na hali. Nim się obejrzałeś wykonywałeś kółka wokół boiska, odstawiając myślenie o bełchatowiance na drugi plan. Wytrwale wykonywałeś polecenia trenera i wywracając oczami powtarzałeś niektóre ćwiczenia, gdy otrzymywałeś negatywne uwagi. Dwie godziny dłużyły ci się niemiłosiernie, ale w końcu doczekałeś momentu, kiedy chłodny strumień wody spływał po twoim nagim ciele, niosąc za sobą ukojenie na każdy rozgrzany centymetr twojej skóry. Otarłeś ręcznikiem wilgotne ciało i po kilu minutach znajdowałeś się już na stołówce, aby spożyć obiad. Tym razem cała zawartość talerza spoczęła w twoich ustach, a następnie żołądku. Popijając schłodzoną, krystaliczną wodę z kubka przysiadłeś na wykoszonej idealnie trawie i utkwiłeś wzrok w pogodnym niebie. Znowu o niej myślałeś. Gdyby nie jej nagłe doszukiwanie się ilości czasu jaki jej poświęcałeś wszystko teraz mogło by wyglądać inaczej. Swoją drogą nie spodziewałeś się, że będzie zdolna pozostawić cię z tego powodu pewnego dnia samego w mieszkaniu.

—Kurwa, a ja cię tak kochałem.—mruknąłeś pod nosem, rzucając przed siebie kamieniem.

— Kobieta? —wypowiedział głos osoby znajdującej się za tobą.

Odwróciłeś głowę i posłałeś słaby uśmiech Kochanowskiemu, który zajął miejsce obok ciebie. Skinąłeś głową i chwilę później słuchałeś środkowego bawiącego się źdźbłem trawy opowiadającego o niejakiej blondynce Anji. Poczułeś, że po mimo różnicy wieku może być idealnym kandydatem na twojego przyjaciela.

~*~

Hejka! ^^

Wiem, wiem, trochę sobie poczekałyście, ale już jestem :D Artur nadal rozbity psychicznie i analizujący przeszłość. Czy Olek może mieć rację i blondyn będzie gotowy skończyć z Jagodą, kiedy w pobliżu pojawi się szatynka? Kochanowski wkupił się w łaski Szalupy jak i w realu :D Całuję i do zobaczenia ;*

Elapsing time II Artur SzalpukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz