02.deszczowy dzień

4.8K 221 96
                                    

Deszczczowe dni nie należały do tych radosnych, a już zwłaszcza w przypadku posiadłości profesora Kirke. Cały dzień w towarzystwie pani Macready, wiecznie kłócącego się rodzeństwa i trzech pozostałych gospodyń był dla Elli wyjątkowo kiepskim żartem. Początkowo miała nadzieję, że rodzeństwo Pevensie okaże się interesującym towarzystwem, z którym miło byłoby spędzić popołudnie.
Zamiast tego trafiła jej się sztywna, myśląca szablonowo Zuzanna i udający ojca gromadki Piotr. Jedynymu osobami, z którymi potrafiła nawiązać dłuższy dialog, byli najmłodsi członkowie rodziny Pevensie. Pierwszym z nich była Łucja — najmłodsza z rodzeństwa, licząca sobie dziesięć lat dziewczynka. Było to dziecko niezwykle radosne, pełne życia i łaknące przygód. Pierwsze trzy dni w domu profesora kręciła się wokół Elli, obserwując proces powstawania nowego szkicu. Choć Ella nie lubiła, gdy ktoś przeszkadzał jej w pracy, to obecność dziewczynki zdecydowanie poprawiała jej humor. Ona zajmowała się rysowaniem, zaś Łucja opowiadała jej różne dziwne historie o niej i jej rodzeństwie.

Drugą osobą był, o dziwo, Edmund — drugi najmłodszy członek rodziny Pevensie, liczący sobie około trzynastu lat. Rozmawiali ze sobą tylko cztery razy. Pewnie w ogóle by tego nie zrobili, gdyby nie wypadek na schodach, który Edmund spowodował. Rzucając na schody kij do krykieta nie zwrócił uwagi na schodzącą po nich Ellę. Zawalona ułożonymi w wieżyczkę książkami nie zauważyła przeszkody i nim zdążył ją ostrzec, Ella leżała już na podłodze. W trakcie sprzątania książek i odnoszenia ich do biblioteki nie zamienili ze sobą ani słowa. Rozmowa nawiązała się dopiero, gdy chcący uniknąć kolejnej nudnej zabawy z rodzeństwem Edmund postanowił pomóc Elli w segregowaniu książek profesora, wytarganych z jego gabinetu przez gospodynię. Podczas pracy chłopak zaczął narzekać na swojego starszego brata, który jego zdaniem traktował go jak głupka i strasznie się wywyższał. Prawdziwie frapująca tematyka pojawiła się za sprawą kosza zwróconych przez Teodora ksiąg, pośród których Edmund odnalazł ,,Piotrusia Pana", który — jak sam stwierdził — był jego ulubioną powieścią. Kto by pomyślał, że ich znajomość rozpocznie zamiłowanie do książki, choć Ella preferowała opisy fikcyjnych krajobrazów i koncept bohatera nie znającego trudów nadchodzących wraz z dorastaniem ponad walki z piratami i tańce wśród Indian, które tak zaintrygowały Edmunda.

Ów deszczowe popołudnie cała piątka spędzała w sporej bawialni, robiąc wszystko, aby jakoś dotrwać do kolacji i nie umrzeć przy tym z nudów.
Łucja została całkowicie pochłonięta przez gruby egzemplarz ,,Baśni Tysiąca i Jednej Nocy", który Ella wyszukała dla niej w swojej biblioteczce. Sama Plummer, olana przez Teo — którego przed odwiedzinami na cotygodniową partyjkę szachów powstrzymały przewalone na ścieżki i dom McIntyre'ów drzewa, które usuwał razem z ojcem i kilkoma innymi mężczyznami z miasteczka — zdecydowała się pomóc co nieco gospodyni w wyszywaniu wzorów na serwetkach. Siedziała więc w starym brązowym fotelu i przeciągała igłę z nawleczoną nań niebieską nicią, wyszywając kolejny płatek drugiej już róży. Niebieskie róże zawsze wydawały jej się ładniejsze — głównie dlatego, że zdawały się wyjątkowo rzadkie. Była tym całkowicie pochłonięta, toteż nawet nie zauważyła, że od paru minut najstarszy z gości rzucał jej raz po raz subtelne spojrzenia. Robił to przez cały tydzień, od ich pierwszej rozmowy w ogrodzie. Zdążyła już zauważyć, że miał do niej dość...nietypowe podejście. Parę razy udało im się zamienić kilka słów, lecz na ironię wtrącenia wszystkich dookoła podążały za każdym powitaniem i niepewnym uśmiechem. Łucja przybiegała by wciągnąć go w kolejną zabawę lub poskarżyć się na Edmunda, od czasu do czasu Zuzanna wciągała Ellę w długie rozmowy na temat życia w mieście, szycia, sukienek i innych typowo damskich tematów, a gdy zdawało się, że nadeszła ich chwila i będą mogli porozmawiać, znikąd pojawiał się Teo z koniem gotowym na przejażdżkę bądź naburmuszony Edmund i Ella — nie wiedzieć czemu — proponowała mu partię szachów. Najczęściej jednak w drogę wchodziła im pani Macready, łapiąca się kurczowo każdej okazji by trzymać wszystkich panoszących się po posiadłości chłopców z daleka od podopiecznej profesora. Koniec końców pozostawało mu zadowalać się krótkimi uśmiechami, jakimi Ella odpowiadała, jeśli przypadkiem zdołała wyłapać spojrzenie blondyna.

FROZEN STEEL ❄️ chronicles of narniaWhere stories live. Discover now