Drugi rozdział

91 23 14
                                    

          Cztery i pół godziny po kłótni w hali koncertowej Bakugou siedział na przednim siedzeniu pasażera w starym dostawczym Renault rodziców Kirishimy. W stronę parkingu właśnie kierował się Tokoyami, który miał pomóc w pakowaniu perkusji Katsukiego. Widząc go, Bakugou zmarszczył brwi, lecz się nie odezwał. Sięgnął klamkę i uchylił drzwi pojazdu, by wyjść, jednak Kirishima go zatrzymał.

          - Katsuki, myślę, że powinieneś tu zostać - czerwonowłosy chłopak odwrócił wzrok, wypowiadając te słowa. Katsuki w odpowiedzi tylko trzasnął drzwiami.

          Kirishima wyszedł na spotkanie Tokoyamiemu i poszedł z nim w stronę tylnego wejścia do klubu. Szli w ciszy, którą po chwili przerwał Eijirou.

          - Dzięki, że do mnie zadzwoniłeś - po chwili, gdy Tokoyami nie odpowiadał, dodał - Katsuki... Znasz go, proszenie o pomoc nie jest dla niego łatwe.

          - Jutro wyjeżdżamy dalej. Właściciel klubu każe zabrać sprzęt do drugiej - odpowiedział chłodno.

          Kirishima tylko potaknął. Nie spodziewał się większego entuzjazmu w zaistniałej sytuacji. W tej chwili zespół przeżywał ciężkie chwile po utracie perkusisty. Znalezienie nowego odpowiadającego poziomowi grupy z pewnością nie będzie proste, szczególnie w środku trasy.

***

           Następne cztery godziny, jadąc z powrotem do rodzinnego miasta, spędzili bez słowa. W tle było słychać tylko na przemian spokojne i energiczne melodie muzyki dochodzącej ze słuchawek Bakugou. Blondyn całą drogę spędził w tej samej pozycji, z przyciągniętymi pod brodę kolanami, wyglądając przez okno.
         Niecodzienny widok, pomyślał Eijirou. W rzeczywistości wiedział, że przy nikim innym Katsuki nie odważyłby się pokazać w tej pozycji przegranego i przestraszonego człowieka. Gdyby nie twarz wykrzywiona w grymasie pełnym nienawiści do otaczających go ludzi, możnaby było powiedzieć, że skulony wyglądał jak dziecko. W sumie czasami zachowywał się nie lepiej niż rozwydrzony bachor. Jednak zazwyczaj pomimo opryskliwości, był dla najbliższych najlepszym możliwym typem przyjaciela. Tak było do czasu, gdy zespołowi zostały otwarte drzwi do kariery niecałe pół roku temu.
          Kirishima mógł mieć teraz tylko nadzieję, że te kilka godzin posłuży Bakugou do przemyślenia, że powinien się zmienić.

***

          - Dzieciaki mnie dzisiaj spiorą - Kirishima westchnął zamykając drzwi starego Renault. - Te małe demony mają zdecydowanie zbyt dużo energii o dziesiątej rano.

          - Nie masz dzisiaj wolnego? Jest sobota - była już siódma rano, gdy chłopcy wnosili sprzęt do garażu rodziców Bakugou.

          - W przyszłym tygodniu są zawody i Fat Gum kazał otworzyć dojo też dzisiaj - czerwonowłosy ziewnął. - Niestety nie dam już rady od tego uciec.

          Bakugou poczuł się nieswojo. Przez ostatnie godziny mógł przemyśleć kilka rzeczy i teraz był pewien. Musiał się zmienić, jeżeli chciał wspiąć się na szczyt. Przede wszystkim, powinien zacząć doceniać najbliższych.

          - Dziękuję - powiedział i po chwili z lekkim wahaniem dodał - i przepraszam.

          - No faktycznie masz, za co przepraszać. Teraz moje ciało jest wyczerpane i, bez względu na stan ducha, nie mam szans na przetrwanie tej nadchodzącej masakry z udziałem stada dwunastolatków! Ale czego to nie robi się dla przyjaciół? Zawsze jestem gotów na takie poświęcenie!

          - Nie przesadzasz? To tylko gówniaki, rozdepczesz je i po sprawie.

          - Tylko gówniaki? Katsuki... To najlepsze aikido gówniaki w kraju. One będą mną rzucać po całym dojo. Jestem z nich dumny i w ogóle, ale zrobiłem z nich niedające ludziom żyć potwory.

          - Nie jęcz już jak stara baba - odwrócił się i idąc w stronę drzwi bocznych drzwi, mówił dalej. - Odpocznij chociaż chwilę przed pracą i pokaż tym bachorom, na co cię stać.

          - Takie miłe słówka nie są w twoim stylu. Adieu, przynajmniej ty się wyśpij - Kirishima skierował się w stronę samochodu.

          - Jeszcze jedno. Dla mnie to jeszcze nie koniec.

          - No, i to mi bardziej do ciebie pasuje.

***

          Bakugou nie mógł zasnąć mimo starań. Przez maleńkie okienko tuż pod sufitem do pomieszczenia wpadało mało światła. Zwykle wygodny i "nastrojowy" półmrok relaksował blondyna, jednak dziś, po tym felernym zdarzeniu, nie pomagał mu w odpoczynku. Nie sama ciemność mu przeszkadzała, ale wspomnienia związane z pokojem. Ta niewielka przestrzeń w piwnicy była przepełniona wspomnieniami związanymi z przyjaciółmi. Na półkach w sypialni znajdowały się zdjęcia znajomych (których sam nigdy tam nie postawił, to Mina wpadła na ten pomysł i w dniu jego osiemnastych urodzin postawiła cztery ramki na półce nad biurkiem), w małym saloniku było idealnie pięć miejsc, a na ścianach kolejnego pokoju były porozwieszane prześcieradła, by zwiększyć komfort prób. To wszystko, pomijając fakt, że piwnica została wyremontowana właśnie z pomocą czwórki przyjaciół, nie dawało mu spać.
          I wszędzie tutaj pojawiał się Kaminari Denki. Ten sam, któremu złamał nos na scenie.
          Chcąc, nie chcąc, musial też przyznać przed sobą, że to na nim wyżywał się najczęściej przez ostatnie kilka tygodni. Nawet więcej niż kilka.
          Utrata zaufania u jednej osoby z grupy właściwie równa się utracie zaufania u wszystkich.
          Bakugou przeklnął głośno i wstał z łóżka. Z przerzuconej przez krzesło kurtki wyjął papierośnicę i, otworzywszy małe okienko, zapalił skręta.
          Nie potrafił udawać, że nie obchodzą go przyjaciele.
          I tak samo, najwyraźniej, nie potrafię o nich zadbać. Zaciągnął się i zatrzymał na chwilę dym w płucach. Trzęsły mu się dłonie. Dopiero gdy spalił całego skręta, udało mu się na tyle uspokoić, by w końcu zasnąć.
 


        

I Prefer DrummersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz