Rozdział VI

15 0 0
                                    

Wokół unosił się dym, który nieznacznie ograniczał mi pole widzenia. Szukałem wzrokiem Mili, która właśnie w tym momencie leżała na ziemi. Dzięki wcześniejszemu zdarzeniu, nie czułem żadnego bólu, który jeszcze jakiś czas temu sprawiał, że nie mogłem się nawet ruszyć. Jednakże, czułem wyjątkowe poczucie ciepła w mojej prawej dłoni, które mimo wszystko stawało się coraz mniej odczuwalne. Nie miałem czasu się nad tym zbyt długo zastanawiać. Przede wszystkim muszę sprawdzić co z Milą. Wstałem i podszedłem do niej jak najszybciej, żeby w razie czego móc ją obronić przed przemytnikami. Miała zamknięte oczy i sporą ranę na ramieniu. Była nieprzytomna. Próbowałem ją podnieść, gdy nagle ktoś uderzył mnie mocno w plecy czymś, co odczułem jak uderzenie kijem. Upadłem na kolano i z tyłu usłyszałem:

- Zaraz zdechniesz, razem z tą twoją dziewczynką!

Zacisnąłem zęby i szybko odwróciłem się z zaciśniętą pięścią w celu wymierzenia ciosu. Po tych ruchu, moim oczom ukazał się zakrwawiony szef przemytników, który zdawał się wpaść w furię. Jego postrzępiona szata, wyłupiaste oczy i twarz pokryta bliznami i świeżą krwią, sprawiała, że cała ta scena wyglądała jak z bardzo złego koszmaru. Co tu się musiało stać, że tak wygląda? Rzuciłem się na niego, nie czekając na jego kolejny ruch. Zupełnie bez strachu, choć patrząc choćby na moją i jego budowę ciała, stałem na straconej pozycji.

- Nigdy nie dam ci jej skrzywdzić! – krzyknąłem i uderzyłem przeciwnika prosto w twarz, po czym poczułem ból w dłoni, jednak nie poddawałem się.

On, mimo odniesionychran, trzymał się dobrze, nawet po tym ciosie. Chwilę po tym, dobiegli do mniedwaj pozostali przemytnicy, którzy jak zdążyłem się zorientować, byli równieżporanieni. Złapali mnie mocno za ręce od tyłu , podczas gdy ich szef podszedłdo mnie z nożem w ręcei przyłożył mi go do szyi. Obłęd, który zobaczyłem w jego oczach, dał mi dozrozumienia, że jest gotowy mnie zabić w tym momencie. Spojrzałem kątem okna naMilę, która na szczęście nie musiała oglądać jak słaby jestem i co się właśniedzieje. Próbowałem się wykręcać z ich uścisku, ale dzięki temu, tylko czułem zbliżające się ostrze na moim gardle.

- Myślę, że będzie dobrze, jak dowiesz się na sam koniec, kto cię zabił. – powiedział nagle, jeszcze bardziej zbliżając nóż. Poczułem jak jego ostrze powoli wbija się w gardło. Chyba zdecydowanie bardziej, cieszyło go powolne rozwiązanie sprawy, gdzie mógł pastwić się nad swoją ofiarą, szczególnie w jej ostatnich chwilach.

- Frox, zapamiętaj to sobie w tym miejscu, do którego trafisz psie. – wycedził przez zaciśnięte zęby a ja czułem, że pozostali dwaj przemytnicy dociskają swój uścisk jeszcze bardziej. Wtem, całą sytuację przerwał świst strzały. Przez chwilę myślałem, że być może kolejni podwładni Froxa przybyli, jednak w tym samym momencie, uścisk przemytnika, który trzymał moje lewe ramie się poluzował, aż w końcu nie czułem w ogóle żadnej przeszkody. Upadł, ze strzałą wbitą w plecy. Frox rozejrzał się dookoła, jednakże zdawał się niczego nie widzieć. Wyczekałem odpowiedni moment, w którym odsunął broń od mojego ciała i chwytem nauczonym przez Tartofa, zdołałem powalić na ziemię drugiego przemytnika. Z jego pasa wystawał krótki nożyk, który szybko wyciągnąłem. Moim pierwszym zamiarem, było wbicie mu go w serce, jednak coś mną ruszyło na tyle, że byłem chwilę zawieszony. W mojej głowie pojawił się obraz anioła, którego widziałem, gdy straciłem przytomność. To spowodowało, że postanowiłem nie zabijać mojego wroga, a jedynie unieszkodliwić. Zdobyty nożyk, wbiłem mu w nogę by nie mógł sprawnie się poruszać.

Anielskie SkrzydłaWhere stories live. Discover now