Pusty Klient

19 2 2
                                    


Dni spędzone w mieszkaniu pod numerem 221B przy Baker Street wspominam bardzo dobrze. Mimo wielu trudnych spraw i zagadek, a także dość ryzykownych spotkań z różnymi kryminalistami, mój strach nie był tak wielki gdy u mojego boku stał Sherlock Holmes. Często miałem wrażenie, że jego chłodny umysł jest w stanie zapanować nad każdą, nawet najbardziej beznadziejną sytuacją. Im dłużej go znałem, tym bardziej byłem pewny, że jego spokój i opanowanie wynika z systematycznego kontaktu ze sztuką, a przede wszystkim
z muzyką.

6 września 1886 roku wracaliśmy pieszo ze wspaniałego koncertu skrzypcowego. Cieszyłem się nie tyle z udanego występu młodego skrzypka, co z zadowolenia Holmesa.
Od ponad tygodnia sunął po mieszkaniu bardziej jego duch niż on sam, a teraz kroczył obok mnie sprężystym krokiem z lekkim uśmiechem na twarzy. Mimo, że mijana przez nas wieża zegarowa właśnie wybijała północ, Holmes z niemal poranną energią dzielił się ze mną wrażeniami z koncertu. Uprzejmie słuchałem co ma do powiedzenia, a raczej starałem się słuchać, ponieważ byłem już wtedy bardzo zmęczony.

- Naprawdę, dziwię się Watsonie, że jesteś w takim stanie – rzekł Holmes, spoglądając
na moją niezbyt wyraźną twarz.

- Wybacz – odparłem, powstrzymując się od ziewnięcia. – W czasie gdy szukałeś dla siebie jakiegoś zajęcia, ja przez tydzień odwiedzałem moich chorych pacjentów. Wszyscy przeziębieni! W tym roku wrzesień jest bardzo chłodny i wietrzny...

Ulice były ciche, nieco zamglone, skąpane w mroku i atramentowej czerni. Gdy weszliśmy
na Baker Street, nie spotkaliśmy ani żywego ducha. Holmes wciąż trajkotał obok mnie niczym panna na wydaniu, a ja marzyłem tylko o tym, aby położyć się do łóżka. Drzwi
do kamienicy otworzyła nam nasza gospodyni, pani Hudson.

- Na Boga, jak dobrze być w domu! – westchnąłem z ulgą, trzęsąc się z zimna.

- Mamy na szczęście dość opału panie Watson, dziś przyszła dostawa – powiedziała
z uśmiechem gospodyni, gdy razem z Holmesem weszliśmy do środka i zaczęliśmy ściągać płaszcze. - Przyszli panowie w odpowiedniej chwili. Dosłownie przed minutą zaprowadziłam na piętro młodego człowieka, bardzo zainteresowanego pańskimi metodami panie Holmes.

- Tak..? – zdziwił się mój przyjaciel i spojrzał na zegarek. – Czemu przyszedł tak późno?

- Powiedział, że to bardzo pilna sprawa która nie może czekać do rana.

Nagle nad nami rozległy się dwa, niezbyt głośne stuknięcia.

- Co to było..? – spytałem z niepokojem, spoglądając w sufit.

- Lepiej chodźmy na górę – odparł szybko Holmes i zaczął biec po schodach na pierwsze piętro. Jak łatwo się domyśleć, pobiegłem za nim.

Naszym oczom ukazało się wysoce osobliwe zjawisko. Zdziwiłem się tak bardzo,
że na dłuższy moment zapomniałem o swoim zmęczeniu. Na fotelu - na którym zwykle siedzę - leżał schludnie rozłożony komplet eleganckiego, czarnego garnituru. Wyglądało to tak, jakby ktoś siedział w fotelu i... nagle zniknął. Przez kilka długich sekund patrzyliśmy na strój w milczeniu.

- Watsonie... – odezwał się w końcu Holmes, wyjmując powoli pistolet. – Nasz tajemniczy klient albo wyparował, w co szczerze wątpię, albo znajduje się gdzieś w naszym mieszkaniu. Zamknij drzwi na klucz i zostań proszę w tym miejscu, ja się rozejrzę.

Skinąłem głową i zamknąłem drzwi. Holmes ruszył w głąb mieszkania, a mnie ogarnęła lekka panika. Wbiłem wzrok w ubrania rozłożone na fotelu. Spod zapiętej marynarki widać było czystą białą koszulę, czerwoną kamizelkę i zawiązaną na kołnierzu czarną muchę. Były też buty, w które wetknięte były nogawki spodni. Czułem się, jakbym został wciągnięty wbrew mojej woli do jakiegoś makabrycznego, groteskowego spektaklu. Nasłuchiwałem
z napięciem, wyczekując na nagły odgłos strzału lub krzyk, ale nic takiego się nie wydarzyło. Odetchnąłem, gdy Sherlock wszedł do salonu i schował pistolet.

Pusty KlientWhere stories live. Discover now