Spojrzałam z pogardą na mężczyznę. Musiałam bardzo się powstrzymywać, by nie wygłosić tyrady na temat równość czarodziejów i mugoli. Dzisiaj zdecydowanie nie był dzień, w którym miałam umrzeć. Czarnemu Panu najwyraźniej spodobało się moje podejście do czystości krwi.

- To mugole dzielą czarodziejów - zaczął. - Przez nich rozpadają się rodziny, wywołują wojny, które się na nas odbijają. Są nic niewartymi szkodnikami niszczącymi ten świat.

- Niech pracują dla nas i... żyją w spokoju - zawahałam się.

To był błąd.

Voldemort popatrzył na mnie z politowaniem.

- Jesteś za młoda, jeszcze niewiele rozumiesz. Przedstawię to może w inny sposób. Albo on, albo młody Malfoy - nachylił się w moją stronę. - Myślisz, że nie wiem, że macie ku sobie? Już za to, że przeciąga wykonanie zadania powinienem go ukarać, ale wobec prawdziwych czarodziejów potrafię być litościwy - powiedział złowieszczym szeptem.

Odsunął się ode mnie i ruszył w stronę drzwi. Otwierając je machnął różdżką w stronę mężczyzny, a ten się obudził.

- Masz godzinę - powiedział wychodząc.

Gdy drzwi trzasnęły, mugol przywiązany do krzesła odzyskał przytomność. Był średniego wzrostu i dość dobrze zbudowany. Jego brązowe włosy sterczały na wszystkie strony. Twarz mężczyzny zdobiły liczne zmarszczki i siniaki, które nabył najprawdopodobniej przez niezbyt delikatne traktowanie śmierciożerców. W brązowych oczach człowieka dostrzegłam panikę.

- Uspokój się i nie krzycz - powiedziałam chłodno, podchodząc do niego i zrywając z jego ust taśmę.

- Gdzie ja jestem? Czego ode mnie chcecie? Mam pieniądze, mogę wam je...

- Oh, zamknij się - przewróciłam oczami - Nie chcę twoich pieniędzy - powiedziałam odchodząc do stanowiska ze składnikami eliksirów, znajdującego się przed krzesłem z delikwentem.

- Nie zabijaj mnie...

Prychnęłam.

- A myślisz, że mam wybór? - spytałam. - Słuchaj - odwróciłam się do mężczyzny, ignorując całkowicie różnicę wieku - nie chcę tego robić, ale on w najlepszym wypadku zabije moich bliskich.

Wróciłam do przygotowywania wywaru, lecz moje ręce zaczęły się trząść. Z trudem siekałam i dodawałam kolejne składniki. Po jakimś czasie mężczyzna się odezwał.

- Ile masz lat? - spytał.

- Szesnaście - odpowiedziałam po chwili ciszy, odwracając się w stronę mężczyzny.

- To tyle co moja starsza córka - powiedział. - Przekażcie mojej rodzinie, że to był wypadek - dodał po chwili.

Skinęłam głową, chociaż wiedziałam że najprawdopodobniej to się nie stanie i wróciłam do pracy. Liczyłam na to, że mężczyzna się już więcej nie odezwie. Wzbudzał we mnie wyrzuty sumienia i bałam się, że zrobię coś wyjątkowo głupiego. Zamierzałam przygotować Wywar Żywej Śmierci, szybka i bezbolesna śmierć.

- Nie będzie to bolało - zaczęłam. - Po prostu zaśniesz i...

- Się nie obudzę? - dokończył.

Spojrzałam na mężczyznę i skinęłam głową. Wreszcie po czterdziestu minutach uzyskałam idealny, liliowy płyn. Przelałam ciecz do fiolki. Odeszłam od stanowiska i podałam ją mężczyźnie. Zachowałam zimną krew, lecz emocje zżerały mnie od środka.

- Mam nadzieję, że ten wariat ci nic nie zrobi i... dziękuję.

Obserwowałam jak mugol odkręca fiolkę i wypija płyn. Po odstawieniu naczynia na bok jego oczy się zaczęły zamykać. Chwilę jeszcze walczył z sennością i nagle zasnął, a jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Przestał oddychać.

Hereditatem |d.mWhere stories live. Discover now