Rozdział VI

1.7K 169 78
                                    

- Ale, że z tobą? - wymruczałam niezadowolona, lecz w środku... Ewidentnie coś do niego czuje.
- Jak wolisz, to możesz i z pająkami - wydukał.
- To chyba jednak z Tobą - powiedziałam niepewnie.
- Co taka niepewna? - zaczął. - Boisz się mnie panienko?
- Pff, coś ty - wycedziłam zębami. - Może trochę.
- I dobrze, że się boisz.
Rogacz wyjął z plecaka jeden śpiwór.
- Kurcze, to będzie bliskie - skomentowałam.
- Ja tam się cieszę - powiedział, a ja przewróciłam oczami.
- Miejmy tą nockę już z głowy.
Wraz z chłopakiem układłam się do śpiwora. Bez żadnych zapytań czy czekania, Tord od razu mnie przytulił, a ja poczułam jego ciepło, które było przyjemne.
- Dobranoc - powiedział i zamknął swoje oczy.
Ja tylko odpowiedziałam to samo i oddałam się w objęcia Morfeusza.

Obudził mnie śpiew ptaków, który zawsze był piękny, ale na tą chwilę miałam zamiar udusić ptaki. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej i doszło do mnie, że leżę sama na podłodze.
- Co za kurwa - warknęłam do siebie, gdy przeszło mi przez myśl, że Tord jednak uciekł.
Wstałam z podłogi i zaczęłam się oglądać dookoła. Nie ma mojego plecaka oraz kolegi. Kolegi? Jest on już martwy! Zabiję chuja, jak tylko spotkam!
Zdenerwowana otworzyłam drzwi od chatki leśniczego i zobaczyłam coś, czego nie chciałam.
Mój kompan właśnie podlewał swoim moczem pobliskie drzewo. Na szczęście, był odwrócony do mnie tyłem.
- Dzień dobry! - krzyknął jakby nic się nie działo.
- Mogłeś przynajmniej trochę się oddalić! - warknęłam, a ten głucho zarechotał.
- Już taka nie bądź - zaczął. - Wiem, że chciałabyś zobaczyć mnie przodem.
- Jesteś obrzydliwy.
Tord ponownie się zaśmiał i skończył wykonywać poprzednią czynność. Usłyszałam zasuwający się rozporek, a po tym chłopak odwrócił się do mnie przodem.
- Jakieś plany dziś mamy? - powiedział cały w skowronkach.
- Hmm, nie wiem... Może... Uciekajmy z miasta? - dodałam zdenerwowana.
- Ależ tu jest za ładnie by uciekać - dodał.
Postanowiłam nie rozmawiać z nim dalej o tym, gdyż wiem, że wyskoczy z jakąś głupią odpowiedzią. Gryzie mnie tylko jedna rzecz...
- Gdzie są plecaki? - mruknęłam, a chłopak chwilę pomyślał.
- No... W środku - odpowiedział z głupim uśmiechem.
- Kurwa, gnoju - zeszłam z domku na podeszłam do chłopaka. - Gadaj, gdzie są.
- Kurczaki, ależ ty agresywna - mruknął szczerząc się.
Miałam zamiar złapać go za bluzę, lecz ten wyciągnął swoje ręce w moją stronę.
- A-a! Przed chwilą sikałem i nie umyłem rąk - powiedział, a ja natychmiast się od niego odsunęłam. - Plecaki są tam.
Wskazał na drzewo, na którym były plecaki.
- Co one tam robią? - wycedziłam zębami, a chłopak podrapał się po karku.
- Miałem bliskie spotkanie z kilkoma zwierzętami - powiedział.
- Nie będę w to wnikać.

Jednak wniknęłam i żałowałam.

Po zdjęciu plecaków z drzewa, udaliśmy się w dalszą drogę.
- Ja bym coś zjadł - powiedział po chwili. - Musi być ciepłe.
Spojrzałam na zegarek, którego miałam na ręku.
Siódma trzydzieści siedem. O tej godzinie większość dzieci idzie do szkoły, także nie powinno być problemu.
- Przeżyjesz - zaczęłam. - Wystarczy ci bułka.
- Bułka? - powiedział zawiedzony. - Jaja sobie ze mnie robisz?
- Ani trochę.
Tord smętnie westchnął.
- Albo może...
- B U Ł K A.
- No dobra.

Weszliśmy do pobliskiego sklepu. Sklep jak to sklep, niczym się nie różni od innych. Od razu powędrowaliśmy na dział z pieczywem. Tord nadal był załamany nerwowo, że nie zje żadnego kebaba, tylko suchą bułkę.
- Bierz co chcesz - powiedziałam. - Ale stąd.
Chłopak popatrzył na całe pieczywo.
- Ty coś weź - wymruczał. - Ja sobie pochodzę.
- Okej? - dodałam, ale Rogacza już obok mnie nie było.

Kiedy wyszliśmy ze sklepu wraz z jedzeniem, od razu zaczęliśmy je szamać. Tordowi przestało przeszkadzać, że nie zjadł kebaba, przez co się cieszyłam, gdyż przestał lamentować.
- Chcesz cukierka? - powiedział.
- Jasne - mruknęłam.
Zaraz... Nikt z nas nie miał cukierków.
- Tord, czy ty? - zaczęłam, ale chłopak gestem zakazał mi mówić.
Rozsunął swój plecak, a tam ujrzałam istny raj dla dzieci. Pianki, cukierki i żelki.
- Mam nawet prezerwatywy - powiedział z bananem na twarzy. - I fajki, a nawet alkohol... Sprzedamy jakimś dzieciakom.
- Ty... Mądry debilu.

Przepraszam! /Eddsworld|TordxReader\Where stories live. Discover now