San Fernando

2.1K 159 54
                                    

   - Mała, wstajemy- otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Kuby, w dużo lepszej kondycji niż wczoraj, zanim zasnął.- Hej, patrzysz się, jakbyś zobaczyła co najmniej ducha.

   - Albo Anioła- zapomniałam ugryźć się w język, zanim te słowa wypłynęły z moich ust.- Znaczy dzień dobry, chciałam to powiedzieć. No tak dzień dobry, piękny dzień- słowa zaczęły mi się plątać co rozśmieszyło chłopaka i przyczyniło się do tego, że na mojej twarzy pojawił się rumieniec.

   Podniosłam się z łóżka i uciekłam do łazienki, aby znowu czegoś nie palnąć. Umyłam twarz i zęby, po czym zrobiłam sobie codzienny makijaż i ubrałam się w te same ubrania, które miałam poprzedniego dnia na kolacji. Wzięłam głębszy wdech i wyszłam z toalety. Kuba był akurat na balkonie i palił papierosa. Chyba pierwszy raz widziałam go z petem w dłoni. 

   - Jestem gotowa- odparłam wychylając głowę na balkon. 

   Kuba kiwnął głową i dopalił fajkę. Było wcześnie rano, słońce jeszcze nie zdążyło wysunąć się znad budowli, a ulica biegnąca przy hotelu była pusta, nie licząc samotnej ciężarówki, która sunęła przed siebie. Znieśliśmy swoje rzeczy do samochodu i udaliśmy się na śniadanie do hotelowej restauracji. Jedliśmy i rozmawialiśmy o najpiękniejszych miejscach, które udało nam się odwiedzić. Ja na cel obrałam Wielki Kanion, a Kuba mówił na zmianę o Bali oraz sposobie uprawy ryżu i zimnej Islandii z niesamowitymi krajobrazami. 

   - Hej- ktoś przerwał naszą rozmowę, a kiedy podniosłam wzrok dostrzegłam tego samego faceta, który zaczepił mnie podczas kolacji.- Myślałem, że chciałaś mnie spławić wczoraj. Szczęścia z narzeczonym i przepraszam za wczoraj- odparł, a ja zrobiłam oczy.

   - Dzięki- odparłam, a mężczyzna posłał w naszym kierunku uśmiech i odszedł, pozostawiając mnie przy stoliku w dosyć krępującej sytuacji. 

   - Narzeczony?- spytał Kuba. 

   - Chciałam go spławić- odpowiedziałam, a brunet się zaśmiał pod nosem. 

   - Musimy się zbierać, bo samolot nam odleci. 

* * *

   Jedenastogodzinny lot oboje znieśliśmy nie najgorzej. Co prawda zanim samolot ruszył, Kuba zażył jakieś tabletki, które strasznie go przymuliły i większość lotu przespał. Ja natomiast przeczytałam książkę, którą w ostatniej chwili zabrałam ze swojego mieszkania. Pograłam sobie w simsy na telefonie, obejrzałam film i również zdrzemnęłam się na godzinkę, przed samym lądowaniem. 

   W Stanach przywitała nas piękna pogoda. Niebo było bezchmurne, temperatura zdaniem kapitana wynosiła 27 stopni i wiał przyjemny wiaterek. Wylecieliśmy o dwunastej z Vaduz, a o czternastej lokalnego czasu byliśmy już na innym kontynencie. Na lotnisku czekała na nas już moja mama, która z okazji naszego przylotu wzięła sobie dzień wolny w pracy. 

   - Hej!- przytuliłam mamę, na powitanie. 

   - Hi my beauty girl- odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy.

   - Mamo to jest Kuba- wskazałam na chłopaka, a mama zrobiła zdziwioną minę. 

   Nie mówiłam jej wcześniej z kim przyjadę. Pewnie myślała, że zabiorę ze sobą jakąś koleżankę, a nie jakiegoś chłopaka. W dodatku chłopaka wydziaranego niemal od stóp po samą głowę. Moi rodzice byli raczej osobami tolerancyjnymi, ale pewnie woleliby, żeby ich jedyna, ukochana córeczka zadawała się z innymi chłopakami. 

A vicious circle/QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz