1

6 2 1
                                    

-Zapraszamy państwa do wyjścia.- powiedziała chuda stewardesa, uśmiechając się zbyt szeroko. 

Tak, ten lot był za długi nawet dla mnie, pomyślała Elisabeth, przedzierając się przez tłok ludzi, trzeba teraz znaleźć panią... Właśnie, jak ona się nazywała? Czym prędzej sięgnęła do czarnej torebeczki zwisającej jej z ramienia i zaczęła szukać małej karteczki, którą przed lotem dała jej Camilla. Ta pani na pewno nazywała się Anne, pomyślała, coraz to bardziej panikując, że karteczka wypadła, no albo Irene. W końcu znalazła małą, zwiniętą cztery razy z nerwów karteczkę z napisem "Pani Margot Bertone. (niska gruba pani z rudymi włosami)" Elisabeth uśmiechnęła się na widok krzywego pisma Camilli, która na szybko dopisała informację z nawiasu. Pani Margot, pomyślała znowu i zaczęła się rozglądać. Żadnej rudej, grubej pani. Westchnęła ruszyła do ruchomych schodów. 

Na dole czekała kobieta, którą nietrudno było nie zauważyć. Faktycznie była niska i faktycznie gruba, ale te włosy nie były tak do końca rude. Włosy kobiety w wieku może czterdziestu pięciu lat były ognisto czerwone, a jej uśmiech na widok przestraszonej Elisabeth był tak szczery, że dziewczynie zrobiło się aż ciepło na sercu i pomyślała, że to może był dobry pomysł z przyjazdem tutaj. 

Elisabeth przez chwilkę się zawahała, ale podeszła nieśmiało do kobiety.

-Pa-pani Bertone?-zapytała cicho.

Kobieta uśmiechnęła się do niej jeszcze szerzej i przytuliła ją, a po chwili pocałowała w obydwa policzki.

-Jaka pani, dziecko, ja nie jestem taka stara.-zaśmiała się- Mów mi po prostu Margot. 

Elisabeth uśmiechnęła się i razem ruszyły do wyjścia.

Camilla miała rację. Margot cały czas gadała. Nawijała non stop o wszystkim. Elisabeth w ogóle nie musiała się odzywać, bo Margot zapełniała każdą chwilę ciszy. To, że nic nie mówiła, nie znaczy, że nie słuchała. Cały czas wsłuchiwała się w aksamitny głos z mocnym włoskim akcentem. Kobieta opowiadała o tym, jak otworzyła swój pierwszy butik, teraz ma ich pięć i to każdy w innej części Włoch. Mówiła, że często tam lata, żeby nadzorować czy wszystko jest okej. Poza tym opowiadała o tym, jak przeprowadziła się, do Mediolanu po kłótni z ojcem. Nie zgodził się, żeby szła na projektowanie. Marzył by została w ich rodzinnym miasteczku i prowadziła restaurację po jego śmierci. Jednak nie to jej w duszy grało, więc zabrała wszystkie oszczędności i wybyła na północ, dostała się na studia, znalazła mężczyznę swojego życia, z którym ma syna w wieku Elisabeth, lecz nic nie trawa wiecznie. Parę miesięcy po siódmych urodzinach syna, mąż Margot miał wypadek, w którym zginął.

Gdy skończyła opowiadać o mężu, kropla łez poleciała po jej opalonym i mocno pomalowanym różem policzku. Szybko go otarła i momentalnie się uśmiechnęła. 

-No, a co tam u Aurelii?- zapytała, nie chciała rozczulać się przy dziewczynie.

Aurelia, czyli mama Camilli też jest włoszką i też skończyła projektowanie mody, jednak kompletnie się tym nie zajmuje, od zawsze pracuje w korporacji za biurkiem od rana do później nocy. Elisabeth wiedziała o tej kobiecie bardzo dużo, ale nie wiedziała co mogła powiedzieć Margot. Teraz Camilla miała ciężką sytuację w domu. Mama zażądała rozwodu i znowu chciała uciec gdzieś daleko, żeby "odnaleźć siebie". Elisabeth rozumiała ją lepiej niż jej własna córka, która tak naprawdę wcale nie przejmowała się tym co się dzieje w domu, a myślała tylko o sobie i korzyściach wychodzących z rozwodu rodziców. 

Elisabeth zawahała się przed chwilę, jedna sekunda zawahania, jednak Margot od razu to zauważyła.

-Zostawia go, prawda?-zapytała z błyskiem radości w oku.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 28, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nocną PorąWhere stories live. Discover now