|1|

679 71 17
                                    

     Pidge siedziała owinięta kocem tak, że spokojnie można było porównać ją do gąsienicy. Światło ekranu laptopa odbijało się od jej okrągłych szkieł. Skupiona, przepisywała właśnie ostatnie dane, starając się oczywiście nie popełnić żadnego błędu. Jednocześnie nasłuchiwała uważnie kroków na korytarzu. Gdyby do pokoju weszła jej mama i zobaczyła, co robi o tej godzinie, dziewczyna pewnie nie mogłaby dokończyć swojego wręcz arcyważnego projektu, ba, mogło to się skończyć nawet tygodniowym szlabanem.
     Zachowywanie pełnej czujności przez ostatnie kilka godzin dawało o sobie znać. Była okropnie zmęczona, ale mimo to, starała się cały czas utrzymać pełną koncentrację. Teraz musiała jednak wyostrzyć wszystkie swoje zmysły jeszcze bardziej, zbliżała się bowiem godzina szósta, czyli ta, o której zazwyczaj budziła się jej rodzina.
     Usłyszała cichy skrzyp gdzieś na korytarzu. Zamknęła więc komputer, może nieco za nerwowo, i szybciutko położyła się na łóżku. Jakże trafiła w chwilę!

- Pidge? Pidge! Obudź się, Pidge!

      Udała, że przewraca się na drugi bok, zaczęła cicho coś mamrotać, w końcu przeciągnęła się nieco i przybrała odpowiedni wyraz twarzy. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie stoi przed nią matka, a starszy brat; Matt zresztą zauważył tę nagłą zmianę w mimice twarzy dziewczyny i zaśmiał się głośno.

- Niech zgadnę, ktoś tu zarwał nockę?

- Obiecaj, że nie powiesz mamie... - wymamrotała, zasłaniając twarz kocem.

- Nie bój nic. Podrzucam cię dzisiaj do szkoły. Mam dzisiaj wcześniej zajęcia, fakultety się same nie zaliczą. Tylko szybko się przygotuj, dobrze? Zabiją mnie, jeśli się spóźnię.

      Matt uśmiechnął się do niej i wyszedł z pokoju.
      Pidge rozpromieniła się na myśl, że nie będzie musiała dojeżdżać tym okropnym, rozpadającym się autobusem szkolnym. Opcja podwózki, szczególnie, że jej tymczasowym szoferem miał być Matt, była zdecydowanie milsza. Dziewczyna ponownie otworzyła komputer, sprawdziła, czy wszystkie pliki aby na pewno są zapisane, by w końcu zacząć przygotowywać się na nowy dzień w swoim budynku oświaty.

°°°

      Liceum przerażało ją pod całym swoim względem moralnym. Co prawda nie miała większych problemów z przystosowaniem się do nowego miejsca i grupy wiekowej, ale czasami dziwiły ją dziewczęta pragnące za wszelką cenę dostać się do drużyny cheerleaderek, bójki na korytarzach wywoływane właściwie bez żadnego powodu czy flirtujące pary przy szafkach. W jej poprzedniej szkole, zresztą, jednej z najlepszych w tym stanie, a zarazem bardzo surowej pod względem regulaminu, takie zachowania były niedopuszczalne. Starała się jednak do tego przyzwyczaić i udawać, że wcale nie czuje się nieswojo, będąc świadkiem wyżej wymienionych wydarzeń.
      Tak właściwie, Pidge w ogóle nie powinno tutaj być. Uczniowie w jej wieku kończyli teraz klasę drugą w okolicznej Junior HS, ona zaś zaczynała myśleć nad zdaniem HS Diploma* i wybraniu odpowiedniego collage'u. Przeniesiona o dwie klasy wzwyż (co prawda na przestrzeni lat, ale jednak),  może i różniła się wzrostem, ale w żadnym wypadku zasobem wiedzy. Zastanawiała się nawet, czy może uda jej się zaliczyć odpowiednie testy, które umożliwią jej przejście do klasy trzeciej; niestety, mimo aprobaty rodziców oraz wychowawcy, dyrekcja nie chciała się zgodzić.
      Holt postanowiła skorzystać z dłuższej przerwy, żeby oddać część wypożyczonych książek do biblioteki. Miała też w planie przypomnieć sobie ostatnią lekcję ojczystego, mając na uwadze, że nauczycielka może chcieć kogoś przepytać. Dziewczyna przyspieszyła kroku, bojąc się, czy aby na pewno zrobi wszystko, co ma do zrobienia jeszcze przed dzwonkiem.
     Pidge dostała się do szkolnej biblioteki, a po chwili uśmiechała się do pani Montgomery, najsympatyczniejszej osoby w tym budynku. Dziewczyna podała jej swoje nazwisko (bibliotekarka, mimo częstego jej widywania, nigdy nie mogła go zapamiętać) i poprosiła o najdokładniejsze kompendium biologiczne, jakie tylko mogła otrzymać. Po chwili dzierżyła już trzy stare tomy, zdecydowanie dla niej za ciężkie
     Pidge starała się jakoś donieść je do swojej szafki, która, znajdowała się piętro wyżej, i to w zachodnim skrzydle; próba ta nie skończyła się  dla niej dobrze. Musiała się o coś potknąć, bo koncertowo padła krzyżem na szkolnym linoleum. Książki najpierw poszybowały w górę, a następnie z głośnym hukiem spadły na posadzkę, układając się pod dziwnym kątem i niszcząc swoje pożółkłe strony. Dziewczyna zawyła cierpiętniczo, zażenowana całą sytuacją, przeklinając swoje słabe ramiona. Pocieszającym było to, że korytarz zdawał się być pustym, liczyła więc, że nikt tej wpadki nie widział.

stars | voltron shidgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz