01 | GDZIE JEST PETER?

368 56 5
                                    

Peter: May, przenocuję u Neda, musimy zrobić razem wypracowanie.


PIERWSZYM DNIEM BEZ PETERA PARKERA był poniedziałek. Nie żeby było coś widać z samego rana, o siódmej; słońce wcale nie świeciło inaczej, a nowojorczycy gwałtownie nie posmutnieli. Życie toczyło się dalej, pomimo tego, że Parker nie miał ratować ludzkich tyłków zaraz po szkole. Nikt jeszcze nie wiedział, co wydarzyło się niedzielnej nocy.

Wyminęłam siostrę w drzwiach, wychodząc z łazienki. Nie wyglądała tak źle jak ja; moje jasne włosy ZAWSZE w nocy stawały się ptasim gniazdem, które musiałam rozczesywać kilka minut, co — biorąc pod uwagę, że zawsze wchodziłam do łazienki wtedy, gdy powinnam już jeść śniadanie w kuchni — strasznie psuło cały mój harmonogram. Nie zamierzałam jednak wstawać wcześniej, o nie. To popsułoby moje samopoczucie w ciągu dnia. A każdy mój dzień był wartościowy (tylko dla mnie, mama twierdzi, że nigdy nic nie robię). Ktoś w końcu musiał zajmować się spisywaniem kariery Parkera.

Pisałam o Pajączku z Queens odkąd tylko się tu pojawił i postanowił zbawić Nowy Jork. Do niedawna jeszcze starałam się odkryć jego sekretną tożsamość i choć nie nazywał się „Bruce Wayne" i nosił durne imię „Peter", miał wzrost przeciętnego przedszkolaka, nie był bogaty i chodził do tego samego liceum, co ja — okazał się być całkiem poczciwą osóbką. Albo po prostu uroczą. Bywało tak, że Parker mnie rozczulał, gdy opowiadał o Tonym Starku, Kapitanie Ameryce i ludziach, którym ostatnio pomógł. Mówiąc w skrócie: zbrodnią byłoby zranienie tego dzieciaka i opowiedzenie wszystkim kim tak naprawdę jest Spider-Man. Detektyw Ruby Ray musiał więc zachować największą tajemnicę Queens dla siebie.

Nasza kuchnia nie była aż taka duża, a jednak udało pomieścić się w niej stół, nakryty obrusem w kwiatki, przy którym wszyscy moglibyśmy spotkać się na śniadaniu, takim jak dzisiaj. Promienie słoneczne wpadały przez okno nie zasłonięte żaluzjami.

Usiadłam przy stole naprzeciwko mamuśki i tatuśka. Ojciec poprawiał właśnie kołnierzyk od swojej ulubionej (i czasem mam wrażenie, że jedynej) niebieskiej koszuli. Szykował się do pracy; jako rzecznik policyjny musiał codziennie dobrze wyglądać, wiedziałam to, dlatego odkąd tylko skończyłam siedem lat, przestałam malować mu paznokcie na jaskraworóżowy kolor.

— Jedz szybko, Rub, bo znowu się spóźnisz — pośpieszyła mnie mama. — Pan Harrison narzekał na ciebie już trzy razy.

— Tak, tak — potwierdziłam, kiwając głową.

Tak naprawdę wcale jej nie słuchałam. Bardziej interesowało mnie to, co dzisiaj opowie mi Parker i czy będzie się nadawało do kolejnego artykułu na blogu o Spider-Manie. Musze go dzisiaj upolować na wejściu do szkoły.

Siostra wyszła z łazienki i weszła do kuchni, aby zabrać, leżący przy jednej z nóg stołu, plecak. Cameron zawsze była szybsza niż ja i bardziej pracowita, i przykładniejsza, i bardziej obowiązkowa... no cóż, ja miałam dostęp do najświeższych akcji Spider-Mana. Mam nadzieję, że to dobrze o mnie świadczy.

A może i nie?

— Ach, tak, Cam, Ruby — zaczął tata, jego wąs śmiesznie się zatrząsł — jutro przychodzi do nas Stacy z córką. Na obiad. Myślę, że będziecie.

Cameron coś tam odpowiedziała i wyszła z kuchni, prawdopodobnie do przedpokoju, aby założyć buty i wyjść już do szkoły. Ja znowu tylko pokiwałam głową, Stacy nie byli jakoś superważni.

— Dziwne, że nic na to nie mówisz — zwrócił się do mnie tata.

Tym razem patrzył się wprost na mnie, więc podniosłam na niego wzrok znad talerza z tostami.

THE TEAM. spider-manWhere stories live. Discover now