Gdy Leonard dotkną drobnych smoczych łusek, poczuł delikatne ciepło, bijące spod nich. Ku jego zdumieniu wcale nie przypominały tych które miały bezskrzydłe gady na południu kontynentu (krokodyle). Były wąskie i wydłużone, i nie tak twarde, jak sobie wyobrażał. Za to gdy przeciągną palcem w przeciwnym kierunku ich wyrastania, wyczuł ich ostre zakończenia. Nie mógł oprzeć się przyjrzeniu białym liniom, które pojawiając się na łokciach ,łączyły się z białym okręgiem na spodzie łap, wewnątrz którego były runo-podobne symbole. Leonard czuł że po białych wzorach przepływa magia. Bał się jednak zapytać smoczycy czym to jest, mimo myśli podpowiadających mu że widział kiedyś coś podobnego. Odepchnął je od siebie, chcąc się skupić na uszkodzeniu. Dokładnie obejrzał, łapę, stwierdzając że jest ona chwytna, od krokodylej czy jaszczurczej.

 -Może byś się pospieszył! - zirytowanej Ignis nie podobało się, jak człowiek przygląda się pieczęci na łapie.


- Hmmm... Tak! Oczywiście-powiedział oderwany Leonard.

Tak jak się domyślał po wygięciu, była złamana. "Dobrze że nie jest to złamanie otwarte" pomyślał, nie wiedział, czy poradziłby sobie z czymś takim u smoka. Jednocześnie, starał się unikać wzroku pacjentki, nie wiedząc jak jej wyjaśnić, że może mu się nie udać. Nie znał się na smoczej anatomii. Jego wiedza obejmowała podstawy medycyny oraz, parę teorii na temat leczenia ludzkiego ciała, o których kiedyś przeczytał. Potrafił co prawda sporządzić różne specyfiki, które poprawiały samopoczucie i łagodziły odczuwanie bólu, ale nie potrafił stworzyć mikstury, która leczyłaby złamania.

- I jak? - spytała, chcąc już zabrać łapę, widząc że Przewodnik się nad czymś zastanawia.

- Spróbuję ją na razie usztywnić. Możesz pokazać mi teraz drugą łapę? - Miał nadzieję że to mu jakoś pomoże. Porównanie zdrowej części ciała z chorą mogło mu dużo powiedzieć o tym, co powinien zrobić.

Bez słowa pokazała mu drugą, która miała identyczne symbole. Teraz alchemik dostrzegał, w jakich dokładnie miejscach wystąpiły uszkodzenia.

- Uru poszukaj czegoś twardego, czym można usztywnić rękę! - Nakazał, demonowi, który zdumiał że mimo przegrania zakładu człowiek narzuca mu swoją wolę. Stał przez chwilę nie ruchomo, niechętny do wykonania, jego rozkazu.

- Rób co, karze! - Ignis warknęła z bólu związanym z odniesionymi obrażeniami. Nie spodziewała się że człowiek będzie ją kiedyś leczył z ran. Liczyła na to że jej nie zawiedzie. Wśród smoków nie można było się łudzić że ktoś ulituję się nad rannym, który nie jest w stanie sam uporać się ze swoim problemem.

Usłuchał się jej i zniknął. Po niedługim czasie wrócił w rzeczywistej formie z dwoma ułamanymi kijami, które przed ułamaniem mogły służyć do obrony. Gdy Leonard je otrzymał, zdołał ułamać jeden z nich na jeszcze dwie części. Następnie sięgną do torby, znajdując tam, zioła, które zapomniał wyjąć, kiedy otrzymał je od zielarza. To ich opakowania bardziej interesowały doradcę. Były to kawałki szarego materiału który, był w miarę czysty. Nim usztywnił kończynę Ignis, na jedną ze szmatek nalał zawartości, jednej z fiolek. Gdy skończył pracę, przyjrzał się jeszcze raz całości.  


- Nie wyszło tak źle- stwierdził optymistycznie,  patrząc na Andegorę.

- I co ja mam z tym teraz zrobić? -  Nie wiedziała co zrobić z nie praktyczną w tej chwili częścią ciała.

- Przede wszystkim nie poruszaj nią, na tyle ile to możliwe. I nie ściągaj tego puki ci nie pozwolę-Obawiał się że go nie usłucha. Nawet na to nie liczył, ale miał nadzieję że uszanuję jego pracę.

- Jak długo będę musiała nosić to coś? - wskazała na usztywnienie, które wyraźnie jej się nie podobało.

- To na razie, chwilowe! Jak wrócimy do miasta, wtedy będę mógł coś zrobić. Poza tym nie wiem, jak przebiega u ciebie zrastanie się kości.

- Do miasta?- w jej głosie usłyszał wyjątkową niechęć, gdyby było to ostatnie miejsce, w którym chciałaby się znaleźć.

- Tak. Chyba możesz zrobić te swoje czary w zamianę w człowieka?- nie był pewien, jakich zaklęć i sztuczek używa, by się upodobnić do ludzi. Jak do tej pory szło jej to dość przekonująco, mimo dziwnych zachowań.

- Zamianą, heh, pewnie! Po prostu nie wiem, czy to dobry moment - zabrzmiała jakby chciała, potwierdzić jego słowa, ale zamiast tego, wydobyła z siebie stłumiony gadzi chichot.

Zostawił ją na chwilę samą by, zobaczyć, jaka jest pora dnia. Na całe szczęście słońce było jeszcze wysoko na niebie, choć wkrótce miały zakryć je szare chmury. Wychodząc z młyna spojrzał na pobojowisko, jakie zostało po smoczej walce. Na wypalonej od ognia trawie znajdywały się w tej chwili zdeptane, przez wielkie łapy krzewy. Wśród nich Leonard znalazł łuski, które należały do obu smoków. Bursztynowe były wyraźnie zakrwawione, na czerwonych krew była prawie niewidoczna. Schował do kieszeni obie. Czuł że nie mogą tu dłużej zostać. Łowcy już mogli się odważyć, opuścić miasto, w poszukiwaniu latającego gada. Gdyby teraz znaleźliby Andegore, posypałby się grad pytań, na które nie mógłby odpowiedzieć. Nie wspominając o, deszczu ciosów, do który by tu doszło. W rzeczywistości chciał ją tylko nastraszyć i sprawdzić jak zareaguję. Teraz był pewien że mimo że nie mówiła o tym, to potrzebowała pomocy. Kierowany niespokojnym przeczuciem wrócił do budynku, by kazać się zbierać jego dziwnym towarzyszom. Był zaskoczony, kiedy staną w drzwiach i ujrzał ją taką, jaką widział pierwszy raz. Tym razem jednak jej suknia miała kolor brązowy, z białymi elementami, i szerszymi rękawami. Nie ukrywała usztywnionej ręki, która teraz wyglądała jak ludzka. Owinnik również prędko wrócił do kociej postaci i nie ważył się odezwać.

- Szybko się zebrałaś! - zawołał, w progu.

- Widzę że nie tylko ja mam złe przeczucia! Cholera, zdarte łuski jeszcze mnie pieką-wstała, łapiąc się za ramię, które było zakryte przez rękaw.

- Jak nie będziesz mogła znieść tego bólu, to wypij to-poddał jej fiolkę Ligarium.

- Co to?- obwąchała fiolkę i uważnie przyjrzała się zawartości.

- To Ligarium. Piję się je zwykle by łatwiej zasnąć, ale, zmniejsza też uczucie bólu. Jedynym problemem jest to że otępia zmysły-doskonale znał działanie tego napoju. Szczególnie w noce kiedy krzyki w snach wybudzały go wbrew woli.

- Nie pachnie trucizną. Otępia zmysły, powiadasz? Prawdopodobnie, abym coś poczuła musiałabym, wypić trzykrotną dawkę! - pewna, swojej odporności wypiła jednym chlustem całą fiolkę.

- Zwykle wypija się jedną trzecią butelki... na noc-zabrał jej buteleczkę, ale zbyt późno, była już pusta. Jeśli będzie musiał częściej pomagać jej z ranami, zużyję mu cały zapas.

- Chodźmy więc! - Człowiek nie mógł wiedzieć nic o poziomie bólu związanym ze zdartymi łuskami. Jeśli Ignis mogła go zmniejszyć, nie miała nic przeciwko skutkom ubocznym, tak długo, jak nic nie czuła.

Opuścili młyn, nim zaczęło padać. W porę przed łowcami przyciągniętymi tu smoczymi śladami, zostawionymi w postaci ułamanych drzew. Na ich czele szedł Paulus, który był w wyjątkowo paskudnym nastroju. Był gotów wyładować cały swój gniew na bestii, która zniszczyła mury miasta. Strasznie żałował że nie zdążył wtedy do niego podbiec i rzucić, odpowiednim do tego oszczepem.

Wracjąc do złamanej ręki udało im się ustalić wspólną wersję. Byle żaden samozwańczy medyk nie wyskoczył za rogu z piłką do krojenia kości.  



Czerwony smokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz