18 - the end is where we begin

316 14 10
                                    

Dni mijały a telefon Klaudii nadal milczał. Andreas nie odbierał, nie odpisywał na wiadomości, a w głowie dziewczyny pojawiały się coraz to nowe, czarne scenariusze. Rozmyślała cały czas jak mu pomóc i była wściekła na siebie, że tak długo nie zdawała sobie sprawy z jego problemów. Wiedziała, że dawno nie widział się ze swoją rodziną, nawet uprzedzał ją, że nie będzie z nim przez ten czas kontaktu ale ona i tak się bała. Nie mogła spać, jeść, nie umiała się na niczym skupić, nawet zapewnienia Amadeusa, że u nich wszystko w porządku nic nie dawały. W końcu jednak musiała się uspokoić, bo wuj zaczął pytać co się dzieje, a ona nie chciała go już więcej martwić. Dlatego postanowiła razem z ciotką rzucić się w wir świątecznych przygotowań. Ogólnie szczytem jej możliwości było wstawienie wody na zupkę chińską ale pod okiem krewnej uczyła się i pomagała w kuchni jak mogła. Dzisiaj miały jednak dzień odpoczynku, bo rodzina postanowiła przystroić dom. Klaudia właśnie stała na drabinie i przyczepiała kolorowe lampki do balkonu, kiedy usłyszała dźwięk swojej komórki dochodzący z pokoju. Szybko dokończyła wieszanie, przerzuciła nogę przez barierkę i weszła przez okno do środka. Serce zabiło jej mocniej, gdy zobaczyła na wyświetlaczu imię Andreasa.

-Halo? – Zapytała niepewnie i zaczęła niespokojnie zawijać włosy na palec.

-Wesołych świąt! – W słuchawce usłyszała wesoły głos Andreasa. – Miałem być niedostępny ale tak strasznie się za Tobą stęskniłem.

-Ja za Tobą też. – Odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem na dźwięk jego radosnego głosu.

-Spotkajmy się.

-Co?

-Spotkajmy się. Jestem w Tyrolu.

-Jasne. O której? – Spytała, nadal uśmiechając się do siebie na myśl, że jeszcze dziś go spotka.

-Powiedzmy... za godzinę? Przyjadę po Ciebie. Wyślij mi adres. – Powiedział i się rozłączył.

Klaudia siedziała jeszcze przez kilka minut wpatrzona w swój telefon jakby do końca nie wiedziała czy tylko wyobraziła sobie tę rozmowę, czy ona naprawdę miała miejsce. W przekonaniu, że nic sobie nie ubzdurała utwierdził ją sms od Andreasa z zapytaniem o adres. Dziewczyna potrząsnęła głową i szybko mu odpisała, po czym zabrała się za szykowanie. Znowu stanęła przez ogromnym dylematem związanym z wyborem odpowiedniego stroju ale zważywszy na to, jak mało czasu miała, postanowiła pójść na łatwiznę i ubrała czarną, rozkloszowaną sukienkę z długimi rękawami z koronki. Była urodzoną primabaleriną, wszelkie sukienki i spódnice o każdej długości były dla niej stworzone ale przez wzgląd na swoją pracę, była zmuszona prawie cały czas chodzić w dresie. Nie mogła narzekać, bo i to jej się podobało ale tak bardzo tęskno jej było do pokazywania innym swojej pięknej, dziewczęcej, delikatnej i eleganckiej strony. Chociaż im dłużej się nad tym zastanawiała, tym za bardziej słuszne uważała niestety chowanie tej części siebie przed nieznajomymi, w zasadzie to nawet przed niektórymi znajomymi powinna ją ukrywać. Westchnęła ciężko, malując usta bordową szminką. Jak ma mu spojrzeć w oczy? Wzięła jeszcze tylko torebkę i zeszła na dół, by czekając na chłopaka, porozmawiać jeszcze z wujostwem.

-Czyżby Twój Romeo Cię odwiedzał? – Zapytała ciotka, pociągając spory łyk ze swojego kubka z kawą.

-A myślałem, że będziemy mieć spokój chociaż na święta z nim. – Wuj westchnął i pokręcił rozczarowany głową. – Mówię Ci Christie, co to jest za łobuz. Ciągle tylko gdzieś ją wyciąga, albo wrzuca ją w zaspy śniegu, albo w ogóle jej przeszkadza. Niech się zajmie trenowaniem.

-Ale przecież wygrywa. – Zauważyła Klaudia i uniosła brew, śmiejąc się.

-Jakbym ja miał taką dziewczynę, to też bym wszystko wygrywał. – Odpowiedział wuj i uśmiechnął się do niej troskliwie. – Poszczęściło się chłopakowi.

i swear, im not worth it || wellingerWhere stories live. Discover now