Prolog

2.1K 186 98
                                    

Jego życie było nudne, odkąd opuścił Dursleyów. Chodził do pracy, wracał do domu i tak na okrągło. Musiał jakoś zarabiać, rodziców nie miał, a wujostwo nigdy mu pieniędzy nie dało.
Prawdę mówiąc, brakowało mu dreszczyku emocji, czegoś nieznanego. Jednak wszystko zawsze było tak samo, a jego nudna rzeczywistość go przytłaczała.

Michael jego przyjaciel właśnie starał się dostać pracę w firmie, która sprzedawała nieruchomości. Cały czas o tym paplał, Harry nie dziwił mu się, to była jego wielka szansa. Nie chciał wyjść na dupka, dlatego nie powiedział mu co o tym naprawdę myśli. Oczywiście był szczęśliwy, że mu się udało, ale był zazdrosny - nienawidził tego, że Michaela satysfakcjonowało takie proste życie. Natomiast jemu zawsze czegoś brakowało. 

Wstał z łóżka, zgarnął przygotowane wczoraj ubrania i poszedł do łazienki. Umył zęby oraz twarz, a potem założył ubranie. Pracował w kawiarni, więc miał obowiązkowy „mundurek", nie było to nic luksusowego, tylko biała koszula, czarne spodnie oraz w jego przypadku zielony fartuch - aby stali klienci mogli łatwo go rozpoznać. Kilka tygodni temu skończył dziewiętnaście lat, nie robił z tego dużej sensacji, bo nigdy nie lubił być w centrum zainteresowania, jednak było w tym coś dumnego - jest dorosły, sam o siebie dba i pracuje. 

Kawiarnia, w której pracował nazywała się „Manekin" przychodziło tam dużo osób - biznesmenów lub nauczycieli, dlatego, iż było to spokojne miejsce oraz wszystko pozostawało takie same.

Wyszedł z łazienki, włożył buty i wziął klucze ze stołu w kuchni oraz torbę z rzeczami. Wyszedł na korytarz i zakluczył mieszkanie. Zbiegł po schodach nie chcąc spóźnić się na autobus, sprawnie ominął staruszkę z drugiego piętra, która jak zwykle podlewała kwiaty i wyszedł na zewnątrz.

Było chłodno, a ulice opustoszałe, zupełnie nie jak w tym wielkim mieście, które było zapełnione zazwyczaj ludźmi. Gdy zobaczył jak jego autobus podjeżdża puścił się biegiem, kierowcy mieli w zwyczaju odjeżdżanie jak najszybciej się da. Wszedł do środka, zapłacił za bilet i zajął miejsce. W Londynie życie biegło szybko, każdy był w biegu i zajmował się samym sobą. 

********

Dotarł do kawiarni idealnie na czas, Lissa właśnie otwierała główne drzwi, przywitał się z nią i spytał, jaki dzisiaj plan. Miał całkiem wolny dzień po kilku dniach harowania, jedynie to musiał obsłużyć tylko swoich stałych klientów. Lissa była ich menadżerką, pilnowała czy wszystko było na swoim miejscu i czy klienci byli zadowoleni oraz, czy każdy wykonywał swoją pracę poprawnie.

Gdy znalazł się w środku od razu skierował się na zaplecze i do szatni, musiał zostawić tam swoje rzeczy.

- Yo! - Wzdrygnął się, gdy ktoś nagle krzyknął - Co tam?

- Wszystko dobrze - Odparł patrząc na mężczyznę przy jednej z szafek - Jeremy, mam prośbę, czy jak się przebierzesz to możesz zrobić mi kawę?

- Ach... Oczywiście! Dobrze wiesz, że kawa jest najlepsza, nawet nie musisz pytać! - Jeremy, był czasami bardzo irytujący. Zawsze wychwalał swoje napoje, uważał się za mistrza tej kawiarni i nie mógł przestać paplać - niczym dzieciak. 

Otworzył swoją szafkę, a potem odwrócił się, aby zabrać torbę. Przed sobą zobaczył widok, którego powoli zaczynał mieć dość. Mężczyzna miał na sobie różowe bokserki - tylko te bokserki.

- Ile razy mam ci mówić! Przebieraj się w domu - Warknął zażenowany chłopak, odwracając się szybko.

- Harry! Nie będę chodził w tych niewygodnych ciuchach! Jestem aż taki brzydki?

********

Pił spokojnie kawę i patrzył jak Aurora i Leonardo zbierają zamówienia, żaden z jego stałych klientów jeszcze się nie pojawił więc zajął się swoimi sprawami. Miał szczęście, że normą było siedzenie na telefonie w czasie pracy gdy nie miało się co robić, Lissa rozumiała. Harry wykorzystywał ten czas do uczenia się nowych rzeczy, szczególnie interesowały go inne języki, ale nie było go stać na uczelnię więc musiał przystanąć na aplikacjach na telefon. 

********

Była około dwudziesta druga, gdy wrócił do domu, był zmęczony. Po południu miał natłok klientów, na szczęście nie było napięcia i wyścigów na czas, ostatnio wszyscy bili się o premię i awans. Ledwo starczało mu na życie, więc próbował pracować jak najwięcej i odkładać ile się da.

Wszedł do klatki, wziął pocztę ze skrzynki oraz wszedł na swoje piętro. Podszedł do drzwi, aby je otworzyć, oczywiście towarzyszyły mu krzyki z mieszkania obok, cholerne małżeństwo znowu się kłóciło. Mogliby się wreszcie rozwieść, czasami był naprawdę blisko do zadzwonienia na policję i zgłoszenia ich. 

Wszedł do mieszkania, nie zapalając światła, rzucił torbę na ziemię oraz wszedł do kuchni, aby położyć listy. Wszedł do salonu -  od razu stanął w miejscu, w fotelu siedział mężczyzna. Było ciemno więc nie widział jego twarzy, cofnął się o krok do tyłu czując się zagrożonym.

- Witaj Harry, nie obawiaj się mnie - Odezwał się nieznajomy głębokim głosem - Miło mi cię wreszcie poznać.

Zieleń ZapomnieniaWhere stories live. Discover now