-O kurczę mistrzu, czekamy na jeszcze jakieś Twoje mądrości. –Powiedział, za co szybko został skarcony ciosem w głowę.
-No i nie jesteś zaproszony. A chciałem zaproponować jakieś wspólne granie? Skoro jest tu siłownia, to na pewno mają zwykłą salę gimnastyczną, można sobie pyknąć w siatkówkę.
-No w sumie niegłupi pomysł. – Robert kiwnął z uznaniem w stronę Niemca.
-Też jestem w szoku. – Dodał Freitag. Jego już Markus nie uderzył, ponieważ siedzieli zbyt daleko.
-Nie chcę Was chłopcy martwić ale chyba nas za mało. – Dodała Klaudia.
-Brawo Klaudia genialnie liczysz do dwunastu ale przecież stołówka jest pełna. – Odpowiedział jej Andreas i wytknął język. W tym momencie do pomieszczenia wszedł Hofer z bardzo niezadowoloną miną, prowadząc za sobą skoczków, którzy byli poza stołówką.
-Skoro i tak jesteście wszyscy w jednym miejscu to nie będę tego przekazywał przez trenerów tylko powiem Wam osobiście. W związku z awarią skoczni w Lahti, konkursy które miały się tam odbyć zostały odwołane i odbędą się po zawodach w Planicy. To znaczy, że spokojnie możecie już wyjeżdżać na święta.
W stołówce rozległ się taki gwar jak w gimnazjum, kiedy dyrektor ogłasza, że odwołuje lekcje. Chłopaki krzyczeli szczęśliwi ale trudno było im się też dziwić. Życie skoczka narciarskiego jest ciężkie. Ciągłe jeżdżenie z miejsca w miejsce, niektórzy z nich pewnie dawno nie byli w domu, szczególnie w sezonie, więc takie dłuższe wolne na święta było dla nich wspaniałą wiadomością. Wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich pokojów, bukując jednocześnie bilety powrotne do domów.
-A Ty? – Klaudia zapytała, nadal siedząc Andreasowi na kolanach. – Nie kupujesz biletu do domu?
-Ja? – Odpowiedział pytaniem na pytanie i przełknął ślinę. Bał się wracać. Bał się tego co może tam zastać. Bał się spojrzeć w oczy własnej mamie. – Jasne, zaraz.
-Idź się pakuj. – Powiedziała i zeszła z jego kolan, po czym sama poszła do swojego pokoju.
Padła na łóżko i zaczęła rozmyślać. Dom. Rodzice. Chciałaby ich kiedyś odwiedzić. Zobaczyć jak się mają, czy może za nią tęsknią, tak chociaż troszeczkę. Jednak z drugiej strony nie miała ochoty się tam pokazywać. Nie wiedziała, co mogłaby tam zobaczyć. Nagle odezwał się jej telefon.
-Halo? – Zapytała, leżąc twarzą w poduszce.
-Kiedy wracasz na święta? – W słuchawce usłyszała głos Amadeusa i podniosła głowę.
-W zasadzie to... dziś albo jutro, a czemu pytasz?
-Bo chcę Cię zaprosić na randkę do jeziora łabędziego. – Odpowiedział wesoło.
-Co Ty znowu kombinujesz?
-Ja? Nic.
-Ah właśnie, zupełnie zapomniałam wczoraj do Ciebie zadzwonić. Dziękuję za prezent. Róże są wspaniałe a broszka piękna.
-Cieszę się, że Ci się spodobało. – Powiedział dumny z siebie. – Ale kochana ja muszę kończyć, bo zaraz muszę lecieć do pracy, pamiętaj żeby dać mi znać jak już będziesz w Tyrolu.
-Jasne, pa.
Rozłączyła się i z powrotem opadła na łóżko, wzdychając ciężko. Nigdy jakoś specjalnie nie lubiła świąt. Zawsze zazdrościła wszystkim wokół tej rodzinnej, wspaniałej atmosfery, której nie miała. Wuj ją kochał, z resztą ona go też ale to nie było to samo. A we własnym domu w zasadzie spokojnych i radosnych świąt nie pamiętała.
VOCÊ ESTÁ LENDO
i swear, im not worth it || wellinger
Fanficżycie staje się ciężkie, kiedy nic się nie czuje a podstawowym obowiązkiem jest spełnianie czyjegoś marzenia. ale to się może zmienić, gdy pojawia się ktoś i zaczyna sprawiać, że samemu dostrzega się własną wartość.
16 comeback home
Começar do início