16 comeback home

Começar do início
                                    

-O kurczę mistrzu, czekamy na jeszcze jakieś Twoje mądrości. –Powiedział, za co szybko został skarcony ciosem w głowę.

-No i nie jesteś zaproszony. A chciałem zaproponować jakieś wspólne granie? Skoro jest tu siłownia, to na pewno mają zwykłą salę gimnastyczną, można sobie pyknąć w siatkówkę.

-No w sumie niegłupi pomysł. – Robert kiwnął z uznaniem w stronę Niemca.

-Też jestem w szoku. – Dodał Freitag. Jego już Markus nie uderzył, ponieważ siedzieli zbyt daleko.

-Nie chcę Was chłopcy martwić ale chyba nas za mało. – Dodała Klaudia.

-Brawo Klaudia genialnie liczysz do dwunastu ale przecież stołówka jest pełna. – Odpowiedział jej Andreas i wytknął język. W tym momencie do pomieszczenia wszedł Hofer z bardzo niezadowoloną miną, prowadząc za sobą skoczków, którzy byli poza stołówką.

-Skoro i tak jesteście wszyscy w jednym miejscu to nie będę tego przekazywał przez trenerów tylko powiem Wam osobiście. W związku z awarią skoczni w Lahti, konkursy które miały się tam odbyć zostały odwołane i odbędą się po zawodach w Planicy. To znaczy, że spokojnie możecie już wyjeżdżać na święta.

W stołówce rozległ się taki gwar jak w gimnazjum, kiedy dyrektor ogłasza, że odwołuje lekcje. Chłopaki krzyczeli szczęśliwi ale trudno było im się też dziwić. Życie skoczka narciarskiego jest ciężkie. Ciągłe jeżdżenie z miejsca w miejsce, niektórzy z nich pewnie dawno nie byli w domu, szczególnie w sezonie, więc takie dłuższe wolne na święta było dla nich wspaniałą wiadomością. Wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich pokojów, bukując jednocześnie bilety powrotne do domów.

-A Ty? – Klaudia zapytała, nadal siedząc Andreasowi na kolanach. – Nie kupujesz biletu do domu?

-Ja? – Odpowiedział pytaniem na pytanie i przełknął ślinę. Bał się wracać. Bał się tego co może tam zastać. Bał się spojrzeć w oczy własnej mamie. – Jasne, zaraz.

-Idź się pakuj. – Powiedziała i zeszła z jego kolan, po czym sama poszła do swojego pokoju.

Padła na łóżko i zaczęła rozmyślać. Dom. Rodzice. Chciałaby ich kiedyś odwiedzić. Zobaczyć jak się mają, czy może za nią tęsknią, tak chociaż troszeczkę. Jednak z drugiej strony nie miała ochoty się tam pokazywać. Nie wiedziała, co mogłaby tam zobaczyć. Nagle odezwał się jej telefon.

-Halo? – Zapytała, leżąc twarzą w poduszce.

-Kiedy wracasz na święta? – W słuchawce usłyszała głos Amadeusa i podniosła głowę.

-W zasadzie to... dziś albo jutro, a czemu pytasz?

-Bo chcę Cię zaprosić na randkę do jeziora łabędziego. – Odpowiedział wesoło.

-Co Ty znowu kombinujesz?

-Ja? Nic.

-Ah właśnie, zupełnie zapomniałam wczoraj do Ciebie zadzwonić. Dziękuję za prezent. Róże są wspaniałe a broszka piękna.

-Cieszę się, że Ci się spodobało. – Powiedział dumny z siebie. – Ale kochana ja muszę kończyć, bo zaraz muszę lecieć do pracy, pamiętaj żeby dać mi znać jak już będziesz w Tyrolu.

-Jasne, pa.

Rozłączyła się i z powrotem opadła na łóżko, wzdychając ciężko. Nigdy jakoś specjalnie nie lubiła świąt. Zawsze zazdrościła wszystkim wokół tej rodzinnej, wspaniałej atmosfery, której nie miała. Wuj ją kochał, z resztą ona go też ale to nie było to samo. A we własnym domu w zasadzie spokojnych i radosnych świąt nie pamiętała.

i swear, im not worth it || wellingerOnde histórias criam vida. Descubra agora