- Okej powiem tylko jedź już normalnie. Proszę!- Dobra.
Pojechaliśmy do sklepu i mi zbytnio nie chciało i zostałam z Justin'em. Chłopcy wrócili po 15 minutach.
- Co tak długo?!
- Ubranko ci kupowałem, a ty krzyczysz na swojego chłopaka.
- No dobra sory. To pokazuje co kupiłeś.
Sięgnął do torby i wyciągnął. No właśnie co to jest?
- Zajebisty, ale co to jest?
- Chyba kurtka na śnieg.
- Boże żyje z idiotami. Jest przecież październik!
- No, ale gips ściągną ci za miesiąc, a my w czwórkę albo więcej jedziemy w Alpy.
- Nie wierzę. Na serio?!
- No tak.
- Iiiiiiiiiiiiii, ale dobra Brent jedźmy w końcu do domu.
- Spoko.
Do domu dojechaliśmy prawie w 5 minut i ją weszłam z Justin'em na rękach. Nic mi się wtedy nie stanie gdy mam coś na rękach. No zależy o co chodzi. Ponieważ gips mam na przed ramieniu.
Justin szczęśliwy pobiegł pozwiedzać dom. Razem z nim do domu poszli chłopaki, a ja po nich.- Gdzie jest moja ulubienica?
- Wujek Justin!
Krzyknęłam i pobiegłam do niego, ale na słowo Justin, znaczy imię piesek przybiegł i zaczął szczekać.
- Justin spokojnie to mój wujek.
- Czekaj czekaj. Nazwałaś psa Justin?
- Tak, a co?
- Rodzice o tym wiedzą?
- Tak, a co?
- Zamieniłaś się w Olafa z Krainy lodu?
- Tak, a co?
- A jak to działa.
Podszedł Brent i mnie pociągnął za włosy.
- Ok, bo po łapach. Tu się dialog toczy. Tak, a co?
- Wy się do teatru nadajecie, a poza tym skąd wyciągnęłaś tego psa?
- Z nikąd przyszedł do niej pod szpitalem.
- A okej.
- Wujek, a jedziemy na zakupy?
- No dobra to pa.
- Czekaj no, a pies?
Nie odpowiedziałam, bo już z wujkiem wyszliśmy.
- Ale ich użądziłaś.
- Uczę się od mamy.
- No jesteś strasznie do niej podobna, ale włosy i oczy po Luke'u.
- Jak to mówią córeczka tatusia.
- No, ale z innej beczki to jakie sklepy?
- Yyy na pewno Adidas, Mohito, Gucci?
- Spoko, ale tradycyjnie Starbucks?
- Kierunek Starbucks!
Wsiedliśmy do białego Mustanga. Ładny. No, ale owiele lepszy niż w panterkę.
I pojechaliśmy do Starbucks'a.
Wróciliśmy po 3 godzinach. Cała obładowana torebkami.
- Sophie czy ty po obrabowałaś sklep?!
- Nie, ale była wyprzedaż, a gdzie jest Nath?
- Poszedł, bo mama do niego dzwoniła, bo ma ciasto.
- A gdzie mieszka?
- Tak 15 minut stąd, a co?
- A zawieziesz mnie do niego? No przecież muszę poznać rodziców mojego chłopaka.
- To wskakuj.
Ledwo co przyjechałam i znowu muszę jechać. Jej! Ale dla ciasta zrobię wszystko.
Wsiedliśmy do czarnego auta i pojechaliśmy do jego domu. No no ładnie jest urządzony. Tak nowocześnie.
Zadzwoniłam dzwonkiem i otworzyła mi kobieta. No dość młoda. Dobra nie kobieta tylko dziewczynka.- Dzien dobly. Do kogo pani?
- Dzień dobry jest może Nath?
- Tak juz. Nath'iś jakas śliczna pani do ciebie.
- Kto ?
I stanął w drzwiach.
- Kochanie, a co ty tu robisz?
- Przyszłam odwiedzić mojego chłopaka. No i ciasto.
- Chłopaka co?!
Usłyszałam krzyk ze środku domu. Nagle obok nas pojawiła się mam Nath'a. Chyba rocznik mojej mamy, bo młodziutka.
- A tak. Mamo to moja dziewczyna Sophie.
- Dzień dobry. Znaczy dobry wieczór.
- No w końcu - Krzyknęła i mnie przytuliła - a ja już myślałam, że jesteś gejem.
- Mamuś, a kto to gej?
- Cornelia jesteś za młoda. Później ci powiem.
- Dobrze mamo, a czy Sophie może się ze mną pobawić?
- No jeśli będzie chciała.
W tej chwili każdy się na mnie popatrzył.
- Wiesz co nie dzisiaj, bo ledwo co wróciłam ze szpitala i mam gips widzisz?
Pokazałam jej gips.
- Ale jak będziesz chciała możesz mi po nim porysować.
- Jej.
Zeskoczyła z mamy i pobiegła na górę. Pewnie po mazaki.
- No to teraz będziesz jej ulubienicą.
Uśmiechnął się Nath i mnie obioł ramieniem.
- Może lepiej wejdźmy do środka, bo się jeszcze nam przeziębisz. Kawa, herbata?
- Kawę poproszę.
Mama Nath'a poszła do kuchni, a my do salonu.
- Czemu tak nagle nas odwiedziłaś.?
- No bo Brent mi powiedział, że macie ciasto. No i chciałam poznać rodziców mojego chłopaka.
- No okej, ale następnym razem zadzwoń.
- Dobrze.
- Juz jestem Sophie. A cio mogę ci zlobić?
- A cio chcesz.
Nie no ona jest kochana. Na szczęście miałam lewą rękę złamaną, a jestem prawo ręczna. ( Jeśli wcześniej było, że prawa to huj przyleciał Harry Potter i zmienił na lewą ). Po chwili przyszła mama Nath'a. Właśnie jak ona ma na imię.
- Dziękuję proszę pani.
- Jaka tam pani. Nina.
Podała mi rękę.
- Sophie.
DU LIEST GERADE
Zakochana w brunecie
JugendliteraturDalszy ciąg mojej książki "Zakochana w blondynie". Okładka➡️Kalamazz