20 |zawiadomienie|

1.1K 137 30
                                    

Uciekałem od myślenia o tym, bo nie wydawało mi się to właściwe albo sprawiedliwe, co do niej. Unieszczęśliwiałem ludzi wokół mniej tak długo, że skrawek tego został we mnie na zawsze, w szczególności jeśli chodziło o Mary Jane, którą unieszczęśliwiłem, bo bałem się, że sam nie będę potrafił być przy niej szczęśliwy. Jednak musiałem jej powiedzieć, nie wyobrażałem sobie, że tego nie zrobię. Dlatego, gdy Holly poszła w poszukiwaniu sukni na ślub Ashtona..

No właśnie. Ślub Ashtona.

Krzyki było słuchać, aż tutaj.

Maria go wyrzuciła, a on wrócił do Miley i nie odwołał tego wielkiego dnia, dlatego niedługo wracamy do Denver na ich ślub.

Każdego dnia przypominam sobie, że Maria ma dla kogo żyć i że Callie jest jej największym szczęściem i że tylko dzięki niej przeżyła po śmierci Chrisa.

Dbam o nie, ale wiem, że Maria potrzebuje kogoś kto będzie spał z nią w łóżku i całował na dobranoc. Tylko powinien to być ktoś dla kogo będzie się czuła tą jedyną.

Holly ani Maria nie znają mojej rozmowy z Ashtonem. Opatrywały tylko nasze poobijane twarze, gdy my milczeliśmy.

Siniaki schodzą bardzo powoli.

Możliwe, że pójdzie z nimi do własnego ślubu.

Uciekam myślami do tego wszystkiego.. żeby nie myśleć o tym, co muszę zrobić. Zapytałem Ashtona czy Mary Jane będzie na ślubie, a on powiedział, że z osobą towarzyszącą. Czekał na moją reakcje, ale nie pokazałem mu zbyt wiele.

Musiałem, jednak poinformować ją o własnych zaręczynach.

W końcu wybieram numer.

Nalewam sobie szklankę wody, wybierając ją zamiast papierosa.

Pierwszy sygnał.

Drugi sygnał.

Odbiera przed trzecim.

– Zapomniałeś czegoś? – nie wiem, czy wie, kto dzwoni, czy może myśli, że to ktoś inny, kto coś u niej zadzwonił...

– Cześć – mówię.

– To ty – czyli nie mnie się spodziewała – O co chodzi?

– Muszę ci coś powiedzieć, kurwa – tak naprawdę nie muszę, a chcę. Chcę, żeby dowiedziała się ode mnie – Masz chwile?

– Chwile – mówi oschło. Nie często słuchałem u niej tego tonu.

– Oświadczyłem się, kurwa.

Milczy.

Nic nie odpowiada.

Ja też nie mówię nic więcej.

– Gratulacje – naprawdę tylko tyle? – Zawsze chciałam, żebyś był szczęśliwy.

– Ja.. nie planowałem tego, to wyszło tak spontanicznie.. mój ojciec mnie wkurzył, bo próbował wkurzyć Holly, zapytałem ją na środku ulicy, ona się zgodziła, poszliśmy po pierścionek, pomachaliśmy nim ojcu przed nosem, a teraz jesteśmy zaręczeni.

– Typowe buntownicze zaręczyny, co? – może w innej sytuacji by się uśmiechnęła, tak jak ja się uśmiecham na dźwięk jej głosu.

– Jestem już za stary na takie gówno – warczę.

– Cóż, raczej na ślub i miłość nie można być za starym. Nie w wieku dwudziestu trzech lat.

– Wiesz, co mnie frustruje? – nie czekam na odpowiedź – Całe życie każą nam się uczyć i popierdalać do szkoły. Uczymy się tony gówna, a nikt nie uczy nas o miłości, ani jak kochać. Uczą nas tylko o cierpieniu...

– Mówisz, że miłości trzeba się nauczyć?

– Mówię, że nie wiem, jak zrobić to dobrze, Mary Jane.

– Cóż, najwidoczniej robisz to dobrze, skoro powiedziała tak – zawsze mówi tak sensownie – Bądź szczęśliwy, Luke, tylko tego dla ciebie zawsze chciałam.

Nie czeka, aż odpowiadam, po prostu się rozłącza. Już mam do niej zadzwonić jeszcze raz, żeby na nią nakrzyczeć, gdy drzwi od mieszkania otwierają się.

– Cześć! – krzyczy od progu – Co ty na to, żebyśmy poszli dzisiaj potańczyć?

– Hm? – dopytuję albo próbuję odzyskać rozum.

– No, chłopacy z twojego zespołu chcą iść na piwo i potańczyć. Inaczej wyrwać dziewczyny. Chodźmy z nimi. Tak dawno nie tańczyliśmy!

Wychodzę na korytarz, żeby zobaczyć ją robiącą obroty i uśmiechające się szeroko.

Ten pierścionek, który lśni na jej palcu dał jej dużo uśmiechu i szczęścia.

Uśmiecham się na jej widok.

Wyciągam do mnie rękę, zapraszając mnie do tańca. Zaczyna śpiewać jedną z piosenek, które niedawno napisała.

– Jestem beznadziejnym tancerzem, kurwa.

– Gówno mnie to obchodzi – jednak ona nie chce obrotów. Przyciąga mnie do siebie, zaplata ręce wokół mojej szyi, przeczesując włosy na moim karku, jej głową jest oparta o moją pierś, gdy zaczyna bujać się na boki. Opieram czoło o czubek jej głowy.

– O jakim ślubie marzysz? – nigdy o tym nie myślałem, nawet sobie tego, kurwa, nie wyobrażałem.

– Chce trochę dobrej muzyki, smaczny, kurwa, tort i cóż, chyba nie chcę, żeby ktoś mnie zostawił prze ołtarzem.

Holly chichocze.

– Jak długo chcesz być narzeczeństwem? Chcesz wynająć kogoś do planowania ślubu?

– Nie ma, kurwa, mowy. Nie zrobimy tego w klimatach Nowego Jorku – ten temat przyprawia mnie o dreszcze – Nie chce ci się palić? Bo mi, kurwa, tak.

– Rzuciłam to wreszcie – mówi – Nie potrzebuję tego.

– Duże zmiany, co kurwa?

Unosi głowę z mojej piersi.

– Jedno się nigdy nie zmieni.

– A co to takiego?

Uśmiecha się szeroko.

– A to, że cię kocham! – ciągnie mnie w kierunku sypialni – Myślisz, że twój ojciec w końcu zrozumiał?

– A kogo to obchodzi, kurwa?

Mnie.

Po prostu mnie.

First class •Hemmings•Where stories live. Discover now