-Tu czci się wszystkich?

- Tak, czemu pytasz?

- Po prostu byłam w miejscach, gdzie czci się każdego z osobna lub wyklucza się niektórych a czasem wymyśla się nowych.

- Skąd wiesz takie rzeczy!? - Leonard był zaskoczony, że smok może interesować się religią.

- Przed tragiczną śmiercią ludzie zwykle wykrzykują imiona wszystkich znanych im Bogów prosząc ich o cud. Rzadko kiedy to działa- odpowiedziała. Doradca podejrzewał, że nabyła tę wiedzę poprzez doświadczenie, toteż przełkną ślinę na samą myśl.

- Słyszałem, że w niektórych miejscach oddaje się kult innym istotom. Dajmy na to strażnikom lasu oddając im żywcem ludzi w ofierze- szarooki nakierowywał rozmowę na pożądany temat.

- Tacy ludzie są głupi! Tylko dają im możliwość dominacji i pożywienie! - prychnęła.

- Coś w tym musi być, jeśli w lasach czasem znikają ludzie. U nas ostatnio przepadło kilkoro dzieci.

- Wiem, do jakiego pytania zmierzasz. Czy ja porwałam Rine? Co jej zrobiłam? Nie chciałam cię jeszcze wciągać w świat poza waszym wzrokiem jako mego przewodnika. Jeśli chcesz jednak poznać prawdę to twoja wola- świat, o jakim mówiła skrywał mroczną tajemnicę.

- Chcę znać prawdę-odrzekł zdecydowany. Nie miał pewności co do tego, co robiła w lesie, ale siostrzenica hrabiego Edwarda. nie była jedyną zaginioną.

- Jest jeszcze jedna rzecz, którą musisz zrobić.

- Jaka?- Leonard obawiał się kolejnej przysięgi. Szlag by go trafił, gdyby musiał znowu coś obiecać przed smokiem.

- Stawiasz mi obiad. Co tak patrzysz nie było mnie w mieście prawie dwa dni, a nie będę opowiadać ci nic z pustym żołądkiem.

- Porządku- Leonard uśmiechną się głupkowato. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji.

Oboje skierowali się zatem w kierunku karczmy. By porozmawiać tak jak smok z człowiekiem. Nie poczuli się obserwowani przez kapłana Bogini Losu stojącego niedaleko wejścia do świątyni. Człowiek w szatach pokornego, mnicha znikną w progu budowli odprowadzając swoim spojrzeniem parę istot, których drogi przypadkiem się spotkały.

***

Andegora uniosła się gniewnie opierając swoje dłonie o drewniany stół, który zarysowała ostrymi pazurami. Jej oczy jarzyły się wściekłą zielenią a twarz niepokojąco poczerwieniała. Była gotowa puścić karczmę z dymem, żeby tylko ukarać winowajców całego cierpienia jej pobratymców. Trójka ludzi wyposażonych w miecze i łańcuchy z ostrymi hakami rozmawiała sobie beztrosko przy tutejszym piwie. Wybuchali gromkim śmiechem i poklepywali się po plecach niczym starzy przyjaciele, którzy spotkali się po wielu latach, ale to, co mówili budziło w Ignis iście smoczy gniew. Gładko rozmawiali między sobą o tym, jak uśmiercali jej pobratymców. Jak zadawali im rany i ucinali kończyny.
Zupełnie jakby cudza śmierć była dla nich niczym. Pokazywali sobie blizny z takich starć.
Leonard widział wyraźnie jej gniew. Siedział przy niej i patrzył z niepokojem to na nią to na smoczych łowców. Jeśli czegoś nie zrobi rozpęta się krwawa jatka. Smoczyca kontra trzej doświadczeni smoczy zabójcy. To nie mogło się skończyć niczym dobrym. Złapał blond-włosom za ramie. Ona natychmiast spojrzała na niego pytająco i z pewną złością. Alchemik myślał, że zaraz wyładuje się na nim i go pobije. Przełkną jednak ślinę i spokojnie rzekł.

- Czerwienisz się. Usiądź i uspokój się-Na te słowa oprzytomniała i patrząc nieco ludzkim wzrokiem usiadła na krześle. Nadal nie spuszczała oczu z trójki mężczyzn siedzących w pobliżu.

Czerwony smokWhere stories live. Discover now