Po chwili weszliśmy do środka. Chłopaki od razu rzucili się na krzesła przy pierwszym lepszym stoliku, a ja rozejrzałem się po lokalu, stojąc na środku. Wyglądałem jak kretyn, ale nie obchodziło mnie to, ponieważ szukałem Agnes, dla której tu przyszedłem i która uratuje mi życie. Nie było nawet innej opcji.

Nigdzie jej nie było, więc zrezygnowany ruszyłem w stronę przyjaciół. Usiadłem obok Liama, mówiąc:

– Miała dzisiaj być, tak?

Wiedziałem to od chłopaka, ponieważ poprosiłem go by dyskretnie wypytał o to Clare, z którą zdarzało mu się coraz częściej pisać czy rozmawiać, przez co świrował jeszcze bardziej niż normalnie.

Zresztą to on wpadł na pomysł, że dziewczyna mogłaby, by mi pomóc poprawić oceny. Mnie to nawet na myśl nie przyszło, ponieważ nie miałem pojęcia, że jest naprawdę aż tak nie zła. A musiała być niezła, skoro znajdowała się na pierwszym miejscu z najlepszymi wynikami w SODS. Na tej pieprzonej liście, na której chciał być każdy.

Wyglądała trochę na prymuskę. Nawet w dniu tej cholernej imprezy. Nieznacznie różniła się ubiorem od reszty dziewczyn tam, choć nie mogłem powiedzieć że wyglądała gorzej. Dziwił mnie fakt, że w ogóle pamiętałem, co miała na sobie. Nigdy nie zwracałem na to uwagi, ale jej w tamtym momencie chyba po prostu nie dało się zapomnieć. Prychnąłem pod nosem na samo wspomnienie.

Szajbuska. Wariatka...

Ale wracając; nie byłem w szoku, kiedy Liam powiedział mi, że była najlepsza, po kątach nazywana szkolną kujonką, największą prymuską. To tak bardzo do niej pasowało, choć do stereotypowego kujona moim skromnym zdaniem jej brakowało. Choć może zyskiwała przy kolejnych spotkaniach. No cóż nasze było dość... nietypowe.

Mnie jednak i tak bardziej przypominała taką słodką i niewinną kujonkę, którą można było trochę zbrukać i...

Czy ja na serio o tym pomyślałem?

– No tak, ale nie wiemy o której – mruknął w odpowiedzi od razu orientując się o co chodzi.

Rhys też skumał, czego nie mogłem powiedzieć o Joshu.

Kretyn.

– I co mam tu czekać cały dzień – powiedziałem sam do siebie.

Wiedziałem, że jeśli będzie trzeba – zrobię to. Mógłbym tu nawet siedzieć do rana. No kurwa – byłbym w stanie przywiązać się do tego krzesła i czekać tu aż do momentu, w którym dziewczyna nie pięknie i nie przystanie na moją propozycję.

Była niezmiernie uparta, co mnie z jednej strony irytowało a z drugiej strony intrygowało... Przecież to były korzyści dla obu stron. Jeszcze nie miałem pomysłu co zrobić z Anne, ale wiedziałem, że prędzej czy później coś wymyślę. To nie było takie ważne. Najważniejsze były oceny, a ta zemsta, którą próbowałem przekonać dziewczynę mogła zejść na drugi plan.

Z pewnością musiała nauczyć się bronić. Nie mogła się tak jej dawać, jak wczoraj... Gdybym nie przerwał zostałaby całkowicie zmieszana z błotem, opluta, a mało tego, coś czułem, że dziewczyna byłaby w stanie nawet jej za to podziękować...

– Ej... – zaczął Josh, charakterystycznym dla siebie tonem, który oznaczał, że wpadł na genialny pomysł (spoiler; nigdy nie były genialne) albo jak w tym przypadku coś sobie uświadomił: – To nie tu pracuje ta blondynka? Ta wiesz. – Pokazał na mnie. – Co przyłapała Anne, a teraz ona jej nie daje spokoju.No ta, którą prubujesz przekonać do korków – Pokazał następnie na Liama, kontynuując: – Ta przyjaciółka Cure, z którą kręcisz?

Przewróciłem oczami, nawet nie racząc na jakikolwiek komentarz. To było poniżej poziomu.

– Ale ty jesteś genialny – sarknął w jego stronę Rhys, który jako jedyny miał na to siłę. – A jak myślisz co tu robimy?

Układ Where stories live. Discover now