Rozdział 11

1.5K 95 2
                                    

Od gwiazd pochodzimy i ku gwiazdom zmierzamy. Życie jest jedynie podróżą w nieznane.

Walter Moers


Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem od co najmniej kilku miesięcy całkowicie nieznośna. No dobrze, może i byłam wręcz wrzodem na tyłku każdej chodzącej żywej istoty, ale przecież to nie była tak całkiem moja wina! Przyznawałam się do tego, że większość moich dziwnych i bardzo wybuchowych zachowań zrzucałam na karby szalejących w moim ciele w zdwojonej dawce hormonów.

Gdy Nicholas powiedział mi o telefonie od matki wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego. I miałam rację. Nie mogłam pozbyć się uczucia, że to wszystko, co Irene przekazała mojemu mężowi było jednym, wielkim kłamstwem. Nie miałam jednak stu procentowej pewności, dlatego też wolałam aby Nick osobiście sprawdził, czy jego ojciec jest rzeczywiście chory, czy też była to kolejna jej próba podporządkowania sobie swoich dzieci. Gdyby tak bowiem było, a on nie pojechałby do niego, nie wybaczyłby wówczas ani sobie, ani mnie. Z tego też powodu siedziałam teraz razem z Jamensonem w samochodzie i kierowaliśmy się do Aberdeen na wystawę kwiatów.

Myślami cały czas byłam przy podążającym w kierunku Filadelfii Nicholasie. Martwiłam się o to, co może go spotkać gdy będą już na miejscu. Znałam dość dobrze teściową, by złe przeczucia piętrzyły się, niczym wieża Eiffla w mojej głowie. Jako matka oblała egzamin jeszcze zanim poznałam Nicholasa. Bo, czy na zaszczyt mówienia — mamo — zasługuje kobieta, która znęca się psychicznie nad własnymi dziećmi? Czasami pragnęłam móc cofnąć się w czasie i wyrwać ich z jej obślizgłych macek.

— Jak się czujesz? — Usłyszałam niski, ciepły głos Jamensona.

Zatopiona w myślach zupełnie zapomniałam, że miałam w samochodzie towarzystwo. Spojrzałam zaskoczona na tego cudownego mężczyznę, który przez tyle lat usiłował bronić Zoe przed kobietą, która zamiast ją wspierać, niszczyła każdego dnia po kawałku. Jam przyglądał mi się we wstecznym lusterku. Widziałam w jego oczach tę samą obawę, jaka dręczyła także i mnie. Jak wiele szkód jeszcze wyrządzi Irene, nim będą mogli w spokoju żyć? Nie byliśmy w stanie uzyskać na razie odpowiedzi, zatem pozostało nam tylko wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

— W miarę dobrze. Na tyle, na ile w tej sytuacji można się tak czuć – odpowiedziałam sennym głosem, siląc się na uśmiech. Im bliżej było do rozwiązania ciąży, tym szybciej się męczyłam, choć udawałam niejednokrotnie w obecności Nicka, że mam więcej sił, niż w rzeczywistości.

— Jesteście absolutnie pewni, że chcecie teraz tam jechać? Mogłaś zostać w domu – zauważyła Coralin, cały czas niepewna naszej podróży. — To trzy dni drogi, bez korków.

— Wolę być czymś zajęta, niż wiecznie rozmyślać o tym, co się dzieje w Kalifornii.

— Cóż, ty decydujesz, ale nadal uważam, że nie powinnaś jechać. Mam dziwne przeczucia — mruknęła.

— Ty i to twoje czarnowidztwo — roześmiałam się pomimo ponurych myśli, które również po mojej głowie się kłębiły.

— Nie martw się, z pewnością jeśli będzie coś wiadomo, Zoe albo Nicholas dadzą nam natychmiast znać – wtrącił spokojnie Jamenson, posyłając mi delikatny uśmiech, pełen otuchy.

— A ja i tak mam złe przeczucia — mruknęła jeszcze raz Coralin, nim zapatrzyła się w mijany przez nas krajobraz.

Ja również odwróciłam się w stronę okna. Obraz przesuwał się szybko, zupełnie jakby nie nadążał za upływającym czasem. Każde drzewo, krzak, dom pozostawały za nami, tak jak wydarzenia z przeszłości już nie powrócą, ugrzęzły za nami. Nie wiedziałam, skąd u mnie dziwne dreszcze przebiegające po ciele, jakbym dostała jakiś znak od losu. Miałam wrażenie, że znów wszystko zaczyna się od nowa. Ponownie byłam w naszym domu, bojąc się czy nasze małżeństwo przetrwa, a my będziemy jeszcze kiedyś szczęśliwi. Zaczęły ponownie pojawiać się pytania, czy przyjdzie dzień, że będziemy mogli razem z Nicholasem, naszymi dziećmi, najbliższą rodziną i przyjaciółmi żyć normalnie i spokojnie, bez cienia wiszącego nad nami.

Zacząć od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz