Zimowy poranek (Berholdt x Annie)

189 22 6
                                    

Świat zatonął w mroku i nastała cisza…

Bertholdt poczuł przyjemne ciepło na policzkach i powoli otworzył oczy. Promienie słońca wpadały do małego pokoiku przez pojedyncze, duże okno. Chłopak dobrze pamiętał tamten pokój. Karczmarz pozwolił im tam spać w zamian za pomoc w pracy przy lokalu. Bertholdt razem z Rainerem pracowali w stajni przy koniach gości, rąbali i przynosili drewno na opał oraz dbali by podchmieleni klienci nie sprawiali problemów. Zazwyczaj wystarczało jedno spojrzenie Reinera, by agresywny delikwent natychmiast się uspokoił i przestał przeszkadzać innym. Annie pracowała przy barze, przyjmowała i zanosiła zamówienia.

Cały ten pokój przepełniony był wspomnieniami tych pierwszych 3 lat spędzonych na wyspie. Ze ścian miejscami sypał się tynk, a w drewnianej podłodze były sęki, lecz to małe pomieszczenie, wyposażone jedynie w dwa nieduże łóżka łóżka i mały stół z krzesłem, stanowiło ich dom, bezpieczny azyl, jedyne miejsce gdzie znów mogli być sobą. Była tam zamknięta cząstka ich ojczyzny, i choć w zimie nieraz mróz mocno dawał się we znaki, przenikając przez szpary we framudze okna, z pokoju zawsze biło ciepło rodzinnych stron.

Bert przypomniawszy sobie to wszystko z czułością rozglądał się po pokoju. Naraz jego wzrok spoczął na delikatnym konturze ludzkiego ciała mocno owiniętego w kołdrę. Annie spała najbliżej okna, w kącie gdzie o poranku było zawsze najzimniej. Jej policzki były lekko zaróżowione i Bertholdt zawsze uważał, że czyniło ją to jeszcze ładniejszą. Zresztą podczas snu cała jej twarz nabierała nowego, anielskiego niemalże, wyrazu spokoju i ukojenia. Bolało go, że Annie nigdy nie przybiera tego wyrazu po przebudzeniu. Zawsze biło z niej tylko napięcie i lodowata obojętność.

Jednak w tamtym momencie dziewczyna przypominała boginię. Bertholdt zawsze chciał do niej podejść w tym momencie, przed przebudzeniem, lecz bał się. Mogła przecież się obudzić. Zapewne gdyby go wtedy zobaczyła, pomyślała by sobie o nim zdecydowanie nie pochlebne rzeczy. A on nie mógł stracić tego, co czuła do niego teraz . Traktowała go jak przyjaciela i Bert wolał, by tak zostało, zamiast ryzykować utratę wszystko po nieudanym wyznaniu miłości.

Pogrążony w rozmyślaniach, chłopak nagle zorientował się, że siedzi koło jej łóżka.

- Głupi! - pomyślał I już miał wstać i ruszyć na palcach do swojego łóżka, gdy dotarło do niego, jak blisko siebie teraz są, jak mało dzieli ich twarze. I został. Wpatrywał się w tą najpiękniejszą istotę jego świata, czuł podmuchy jej miarowego oddechu.

Przyszedł mu do głowy szalony pomysł. ‘To czyste samobójstwo’ pomyślał i smutno uśmiechnął się.

Annie jakby usłyszawszy jego myśl, poruszyła się i zbliżyła swoją twarz do jego, tak że dzieliło ich już zaledwie kilka centymetrów.

Bertholdt z początku zaniemówił, później jednak udzielił mu się spokój śpiącej Annie.
,,Czy dostanę jeszcze kiedyś od losu taką szansę?" myślał nachylając się do pocałunku.

Jednak zatrzymał się na moment zanim ich usta się zetknęły.

- Nie mogę. Całując ją teraz byłbym jak złodziej. Lepiej mi cierpieć niż ją zranić. Gdyby tylko wiedziała co do niej czuję. - pomyślał spojrzawszy na nią i wstał.
Zacisnął pięści.

-Zasłużę sobie na twoją miłość, Annie. Obiecuję. Wrócimy razem do domu i wtedy, wtedy powiem ci wszystko i…

Poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej i po sekundzie usłyszał trzask żeber. Stracił czucie poniżej piersi, a wraz z tym też ustał ból.
Tak więc wygląda śmierć. Gdybym mógł ją chociaż jeszcze raz zobaczyć…
   

    Kryształ pękł, a wraz z nim pękło serce zamknięte w środku.

Zimowy poranek (AOT BeruAni)Where stories live. Discover now