Sorry, if I'm too easy to kill

Start from the beginning
                                    

- Przepraszam - jeszcze nigdy nie słyszałam tyle smutku w jej głosie.

- Za spiskowanie za moimi plecami z moim ojcem? Czy może za ukrywanie przede mną faktu, że masz brata? - wybuchłam czując napływ gniewu i paniki. Nie znosiłam tej mieszanki, bo prędzej czy później prowadziła do katastrof, choć coraz częściej zdawało mi się, że to ja jestem katastrofą.

- Chloe, mi też nie jest łatwo...

- Tobie nie jest łatwo, Astra?! - krzyknęłam, niemal słysząc przyspieszone bicie serca. Dłonie zaczęły mi delikatnie drżeć, więc schowałam je między kolanami, jakbym była zdolna ukryć między nimi cały strach.

- Kim ty jesteś?

- Twoją przyjaciółką  - stwierdziła spokojnie, choć nie do końca pewnie. Jej szare oczy lustrowały mnie teraz, w poszukiwaniu jakiekolwiek sprzeciwu, bądź potwierdzenia.

- Przyjaciele nie kłamią - stwierdziłam coś co musiało być jej równie odległe, jak ona teraz mi. Zabijało mnie to. O ile zawał miał go nie wyprzedzić , bo oto moje słabe, nerwowe serce przyspieszało coraz bardziej.

- Nie miałam wyboru. Już raz odebrałam sobie rodzinę. Nie mogłam zrobić tego po raz drugi - wyznała. Wiedziałam, że mówi prawdę, ale mimo to nie umiałam jej już wierzyć. Jak dotąd była moją siostrą, ale teraz nie widziałam w niej nawet człowieka godnego zaufania. Jak bardzo wszystko spieprzyło się w ciągu jednego wieczoru?

- Nie bierz mnie na litość - warknęłam, niemal słysząc przyspieszone tętno własnego serca, co wprawiało moje dłonie w drgania.

- Doskonale wiesz, że nigdy bym tego nie zrobiła.

Przełknęłam olbrzymią gulę ciążącą mi w gardle, tak aby tylko trzymać łzy jak najdalej.

- Niczego już o tobie nie wiem.

    Świadomość tego doszczętnie wybiła moje ciało z normalnego rytmu. Poczułam jak przechodzi mnie pierwsza fala drgawek, a potem następna, aż całkowicie nie panowałam nad niczym.

- Chloe! - Astra doskonale zdała sobie sprawę, co to oznaczało. - Tylko nie teraz...Hayden,  zatrzymaj się. Ma atak.

   Odpowiedział jej coś, ale już go nie słyszałam. Byłam skupiona na łapaniu oddechu, ale ból paraliżował mi płuca. Nie było już dla mnie powietrza, ani żadnej pomocy.  Mimo to nie chciałam umierać.

Kim do cholery byłam jeśli nie umiałam nawet zaczerpnąć powietrza? Czy to miało kiedykolwiek odejść?

   Tak naprawdę to nie pamiętam pierwszego ataku. Jasmine nigdy nie chciała mi o nim opowiadać, jak również słuchać przeprosin za którykolwiek z kolejnych. Ciocia uparcie twierdziła, że mój lęk jest spowodowany moją wyjątkowością. Obiecywała, że któregoś dnia przyjdzie mi to zrozumieć. Od tamtej pory minęło osiem lat.

   Moje ciało nie było już moim ciałem a zbieraniną przypadkowych drgań i łapczywych oddechów.  Bałam się, cholernie się bałam. Znikąd pojawił mi się przed oczami koszmar sprzed wielu miesięcy, którego za żadne skarby nie potrafiłam wyprzeć z pamięci. Martwi. Wszyscy których kochałam martwi.

Ktoś żywy chwycił mnie za ramiona, starając się wyciągnąć mnie  z tego podłego miejsca. Modliłam się, żeby mnie nie puszczał. Sama nie miałam szans na odnalezienie drogi.

- Umieram - sapnęłam spoglądając prosto na zaniepokojonego Haydena. Obraz polepszał mi się, ale strach nie mijał.

- Nigdzie się nie wybierasz.  Nie pozwolę ci na to.. -  oznajmił stanowczo. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 18, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Taurisity of SunWhere stories live. Discover now