Sorry, if I'm too easy to kill

52 2 0
                                    

- Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz? - znając moją przyjaciółkę, to ledwo powstrzymywała się od wrzasku.

    Od paru minut jechaliśmy przez miasto nieznanym mi jeepem. Astra i jej brat rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, ale żadne nie pozwoliło sobie na prawdziwe słowa, aż do teraz. Byłam przekonana, że Astra przekracza właśnie jakąś granicę.

    Mimo to, chłopak najzwyczajniej w świecie ją zignorował. Nasunęło mi się na myśl, że musiał być albo nierozgarnięty, albo lubił zagrożenie życia.

    Wciąż nie potrafiłam przetrawić faktu, że są rodzeństwem. Mogli być w podobnym wieku, choć z pewnością nie byli bliźniakami. Patrząc na nich ciężko było dostrzec jakiekolwiek podobieństwa. Jedyne co ich łączyło to wyrzeźbione niczym w marmurze kości policzkowe, oraz wielkie, aktualnie naburmuszone wargi.

    Astra nie należała do sentymentalnych osób. Z tego co kiedykolwiek napomknęła wiedziałam, że jej rodzice rozstali się gdy była małą dziewczynką, a gdy nieco podrosła, wysłali ją do jej dalekich kuzynów do Seattle. Nie prosiłam o więcej informacji, bo najzwyczajniej nie chciałam jej bólu.

- Matka wie, że tu jesteś Hayden?

   Nastolatek wzruszył ramionami, po czym wcisnął sobie okulary przeciwsłoneczne na nos. Odnosiłam wrażenie, że próbuje się od niej odgrodzić.

- Wciąż jesteś tym samym dzieciakiem, którym byłeś kiedy opuszczałam Kalifornię - mruknęła szyderczym tonem. Gardziła nim, gardziła nim tak mocno, że żadne z jego gest nie było w stanie nią ruszyć.

Nie wierzyłam jej.

- Tata pewnie jest zachwycony, tym że bez jego wiedzy przyjechałeś na drugi koniec kraju. - kontynuowała z zacięciem godnym jej samej.

    Pod presją tych słów, chłopak zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. Nie istotne jak dobrze był przygotowany, i tak chylił się ku przegranej. W napięciu czekałam, aż pęknie. Jednak zamiast tego Hayden odwzajemnił szyderczy uśmiech swojej siostry. Stanowili teraz swoje odbicie.

- Od kiedy to mówimy mu o wszystkim? - zapytał. Znał ją, może nawet lepiej niż ja i wiedział gdzie uderzyć. Coś w jego słowach sprawiło jej ból, który niemalże natychmiast zniknął z jej twarzy.

- Liczyłam, że wydoroślejesz - oznajmiła, kierując wzrok za okno.Najwyraźniej zbyt wiele słów zostało niewymówionych, aby teraz znaleść jakiekolwiek, które pozwoliłyby im sobie wybaczyć. Nic innego nie sprawiłoby, że odwróciła wzrok, aby...tak to działo się naprawdę...aby się nie rozpłakać.

- Ja na nic nie liczyłem -  rzucił bez cna złości, czy rozczarowania. Jego obojętność atakowała o wiele mocniej niż jakikolwiek gniew.

Miałam dosyć.

- Musisz mieć niezły powód, żeby być takim dupkiem - odezwałam się równie spokojnie i obojętnie co on. Mogłabym być zła na siebie,  na nią i na cały świat za te wszystkie kłamstwa, ale wciąż była częścią mojej rodziny. A rodzinę się wspierało.

- Nawet nie wiesz do czego jest zdolna - prychnął spoglądając w tylne lusterko. - Dlatego jeszcze jej bronisz.

- DOSKONALE zdaję sobie sprawę, do czego jest zdolna - poinformowałam go. Pomyślałam o wszystkich nocach, kiedy Jasmine budziła ją telefonem, o kolejnym ataku paniki. Nigdy nie miała o to do mnie pretensji. Pomoc mi, była dla niej naturalnym odruchem. - Właśnie dlatego  jej bronie.

Przeklęłam się w duchu, widząc że daję jej nadzieję na natychmiastowe wybaczenie.

- Ale to nie znaczy, że jest w porządku - dodałam gdy odwróciła głowę by na mnie spojrzeć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 18, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Taurisity of SunWhere stories live. Discover now