8. Zwierzenia, mądre rady i zakopanie topora

15 2 6
                                    

Po kilku minutach dotarliśmy do punktu medycznego. Jedna z lekarek zaprowadziła nas do wolnego pokoju. Chciała się mną zająć, ale Senil stwierdził, że on ją zastąpi. Akurat lekarka została wezwana do jakiegoś innego rannego. Znowu zostaliśmy sami.

- Najpierw zajmę się twoim ramieniem, potem resztą. Czy można? - wskazał na moją kurtkę.

Skinęłam głową. Ściągnęłam ją i rzuciłam na oparcie jakiegoś krzesła. Pod nią miałam czarną bluzkę z nadrukiem czerwonych, żarzących się oczu. W tych czasach nikt nie zwraca uwagi, w co się ubiera, bo to nie ma najmniejszego znaczenia.

Senil wskazał łóżko. Usiadłam, a on obok zaczynając badać moje ramię. Pomimo, że bolało, nie mrugnęłam nawet okiem.

- Skąd takie imię? - zapytał nagle. - Nigdy o takim nie słyszałem, a słyszałem już sporo różnych imion.

- A Senil to ma być najzwyklejsze w świecie - parsknęłam ironicznie. - Falka to moje przezwisko, moim prawdziwym imieniem jest Emilia, albo Emil, jak kto woli - dodałam. Komu, jak komu, ale czułam, że jemu mogę powiedzieć, jakie jest moje prawdziwe imię.

- Do mnie możesz mówić Nil - odpowiedział. - Gdybyś była Strażnikiem, to jaką klasę byś wybrała? - zapytał po chwili.

- Chyba łowcę - odpowiedziałam po chwili milczenia. - Widywałam ich w akcji i stwierdzam, że chyba najlepiej bym tam pasowała.

- Mhm, a co z magami? Już nie pasujemy, czy jesteśmy przestarzali - zaśmiał się, nadal badając moje ramię.

Również zaśmiałam się cicho.

- Nie, tylko zawsze wyobrażałam was jako takich dumnych, wyniosłych i uważających się za lepszych od innych... - ostatnie słowo wykrzyczałam razem z okrzykiem bólu, jaki mnie przeszył. Na szczęście miałam tyle rozwagi, że wszystkie przekleństwa, które miałam wykrzyczeć, przełknęłam przez gardło. - Do jasnej... Co to miało być?! To już tak mnie nie cierpisz, że mówię, co myślę?! - Nie mogłam się jednak powstrzymać od dalszego wrzasku.

- Nie, gdzieżbym śmiał - uśmiechnął się. - Tylko stwierdziłem, żeby nastawić ci bark, to musisz myśleć o czymś innym. Ponoć wtedy najmniej boli.

- Powiem ci tyle. Gówno prawda!

- No nic - odparł, wzruszając ramionami. Wstał i podszedł do stolika, gdzie znajdowały się bandaże i inne tego typu rzeczy. - Dla niektórych jest to prawda, a dla innych nie. No dobrze, ściągnij koszulkę, muszę zobaczyć jak się połamałaś.

- Proszę bardzo - mruknęłam i spełniłam jego polecenie, a koszulkę odłożyłam na bok.

Gdy zobaczyłam swoją talię, od razu poczułam ból. Cały lewy bok był tak siny, że aż czarny. Nawet Senil się skrzywił. Klęknął obok, odkładając na łóżko bandaże i jakiś sprej i zaczął ostrożnie szukać złamań.

- A wracając do poprzedniego tematu, to poniekąd masz rację. Cześć z nas się tak zachowuje, ale nie wszyscy, na co jestem najlepszym przykładem - zaśmiał się.

- Dlaczego stałeś się magiem? Ja osobiście widziałabym ciebie na stanowisku łowcy - zapytałam się, krzywiąc się z bólu.

- Nie jest tak źle, jak wygląda - stwierdził biorąc sprej. - Masz pęknięte trzy żebra i kilka obtłuczonych. Teraz może szczypać - oznajmił i psiknął jakimś oziębiaczem. - A wracając do twojego pytania, to ze względu na matkę. Była łowczynią, a ojciec najlepszym lekarzem w Wieży, ale odszedł, kiedy ona umarła - powiedział smutno, owijając moją talię bandażem.

Spojrzałam na niego ze współczuciem. Sama wiedziałam, jak to jest, kiedy traci się bliskich na skutek tragicznych zdarzeń.

- Wiem, co czujesz - powiedziałam cicho. - Moja rodzina została rozstrzelana przez Strażnika.

- To wyjaśnia, dlaczego tak nas nie cierpisz - gdy skończył mnie owijać, delikatnie ujął moją dłoń, tak, że spojrzałam się w jego optyki. - Moją matkę zabił jeden z jaszczurów, które plują kwasem, nawet Duch nie mógł ją uratować i jej ostatnim życzeniem było, by jej nastoletni syn został magiem. Ale pomimo tego, nadal podziwiam te bestie. Nie mam im za złe to, co zrobiły, ponieważ wiedziałem, że on bronił małych, a grupa, w której była mama, znalazła się blisko gniazda - ścisnął delikatnie moją rękę. - Może i ty powinnaś wybaczyć. Zostawić, aby ta rana się zabliźniła, a nie ciągle jej rozdrapywać niechęcią do Strażników.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że tak chętnie zacznie opowiadać osobie, którą zna zaledwie od pół godziny, o swojej tragedii życiowej. Właśnie uderzyła mnie ponura prawda, że osądzam wszystkich zbyt pochopnie i jaka jestem mściwa w stosunku do innych. Zaczęłam się za siebie wstydzić. Tak zamyśliłam się, że nie zauważyłam, kiedy odwróciłam głowę, a oczy zaszkliły mi się od łez. Niecierpliwie przetarłam je szybko, by Senil nie mógł ich zauważyć.

- W porządku? - zapytał, widząc moje przygnębienie.

Pokiwałam głową. Bałam się, że mój głos mnie zdradzi. Uśmiechnął się słabo.

- Nie przejmuj się. Takie sprawy trzeba przemyśleć na spokojnie, w ciszy i spokoju... - przerwało mu pukanie do drzwi.

Senil puścił moją rękę, a ja szybko założyłam koszulkę.

- Proszę - krzyknęłam.

Ku naszemu zdumieniu w drzwiach stanął Zavala, trzymając w jednej ręce moją broń. Zmarszczyłam brwi. Spodziewałam się, że zechce mnie wyrzucić, ale to, co usłyszałam zszokowało mnie.

- Falka... - zaczął niepewnie, ale potem dokończył pewniej. - Chciałbym cię przeprosić, za to wydarzyło się na lądowisku. Shaxx miał rację, nie powinienem ci zabierać broni bez twojego pozwolenia, dlatego chcę ci ją zwrócić - podszedł wręczając mi mój karabin, snajperkę, miecz, pas z rewolwerem i nożem. - I możesz zostać tu tak długo, jak zechcesz - dodał i już szedł do wyjścia.

- Czekaj! - krzyknęłam, zrywając się na nogi i wciskając broń Senilowi. Zavala odwrócił się do mnie zdziwiony. - Ja... Chciałam ci powiedzieć, że wybaczam ci to, co zrobiłeś ponad dziewięć lat temu.

Teraz oboje patrzyli na mnie jakbym spadła z księżyca.

- A co takiego zrobiłem? - zapytał się ostrożnie.

- To było w czerwcu. Był wtedy zmasowany desant na południową stronę Polski - mojego kraju. Główne walki toczyły się w moim mieście i ty wtedy zabiłeś moją rodzinę. Nie wiem, czy przez przypadek, czy to było zamierzone, ale wybaczam ci i przepraszam, że wtedy cię zabiłam - mówiłam powoli z lekkim bólem w głosie, a na koniec opuściłam głowę i zapatrzyłam się w czubki moich rozchodzonych traperów.

Naczelnik pokiwał głową ze zrozumieniem. Musiał sobie przypomnieć.

- Myślałem, że tam schowali się jacyś Upadli. Posłałem tam salwę, a potem umarłem i czasem zastanawiałem się, jak to się stało. Teraz już wiem - powiedział i uniósł moją głowę tak, że spojrzałam w jego oczy. - Nie musisz mnie przepraszać. Dzisiaj się już popisałem i to może być jako rewanż za śmierć twoich bliskich. Chociaż wiem, że to i tak za mało - dodał smutno.

Uśmiechnęłam się, tym razem szczerze.

- No to jesteśmy kwita - powiedziałam wyciągając rękę. - Sztama na zgodę?

- Jasne - również się uśmiechnął i uścisnęliśmy sobie dłonie po przyjacielsku.

- No wreszcie. - krzyknął ktoś.

Zavala gwałtownie się odwrócił w stronę drzwi, gdzie stał Cayde oparty o framugę.

- Cayde! - krzyknęliśmy oboje, a Exo tylko się zaśmiał.

- No, co? Chciałem być świadkiem tego momentu, kiedy wielki, dumny Zavala zaczyna przepraszać - powiedział z promiennym uśmiechem na twarzy.

- Nieważne - mruknął tytan. - Chodź Cayde, nie skończyłeś jeszcze raportu.

Exo jękną.

- Naprawdę muszę? - jeszcze coś tam mówił, ale jego słowa odbiły się głucho od ścian korytarza.

Destiny Ścieżki PrzeznaczeniaWhere stories live. Discover now